- 8
Nieustraszeni wedkarze
Podróż: Krótki wypad nad Jezioro Sajno
Miejsce:
Augustowszczyzna, Polska, Europa
Komentarze
-
Idący przez las zauważył na drzewie faceta, który siedząc przodem do pnia i tegoż pnia się przytrzymując jedną ręką, drugą pracowicie piłował przed sobą konar, na którym siedział.
- Człowieku, spadniesz! - krzyknął do piłującego, ale reakcji nie było. Facet piłował dalej. Widząc nieskuteczność ostrzeżenia gość poszedł swoją drogą.
Po jakimś czasie piłowanie zakończyło się sukcesem i facet z hukiem spadł na mech pod drzewem. Podniósł się, otrzepał, zarzucił piłę na ramię i do siebie mruknął:
- Prorok jakiś, czy co?...
...usłyszałem to jako dowcip, ale jak widać z wpisów Lanki i Snickersa, życie okazuje się barwniejsze!... -
Ja słyszałam jak facet jeździł rowerem do pracy. Praca była dokładnie po drugiej stronie jeziora, wiec zima mu była na rękę, bo jeździł po lodzie na skróty. Wiosną kiedy przy brzegu lodu nie było, wchodził na wszelkie mola, pomosty byle dalej w jezioro, gdzie nie odmarzło, rzucał rower potem sam wchodził i jechał znowu na skróty do najbliższego pomostu po drugiej stronie.
-
Witam
Opowiem Wam historię z przed kilku tygodni. Historię z nad jeziora ( Isąg ) przy, którym pracuję. Historia dotyczy tych co wędkują i przebywają na lodzie, na lodzie nawet wtedy kiedy już od brzegów lekko odmroziło.
I tak pracownik ochrony( dość schorowany ) schodzi na brzeg plaży, po rozejrzeniu się w sytuacji ( ochrona mienia ) po chwili spostrzega na tafli lodu około 100 metrów od siebie wędkarzy siedzących spokojnie czyniąc swoją powinność. W odstępie 100 metrowym między nimi spostrzega człowieka zmagającego się z czymś. Pochyla się ów osobnik i prostuje. Pojawia się druga postać raczej mało widoczna na granicy tafli lodu. Widząc to kolega Zbyszek czym tchu w piersiach biegnie pod górkę łapiąc totalną zadyszkę ( chory między innymi na astmę ) by poinformować pracownika recepcji, że na tafli lodu rozgrywa się tragedia. Przybyły nad brzeg jeziora Pan Dyrektor zarządza przygotowanie koców,gorących napojów i powiadomienie straży pożarnej by natychmiast przybyli ratować tonącego człowieka. Na lodzie rozgrywa się dalej akcja. Człowiek stojący i pochylający się co chwila wyciąga nad krawędź lodu drugiego osobnika. Trwa to kilkanaście minut. Przybywa pierwsza jednostka Straży Pożarnej, rozwijają sprzęt ratowniczy, przybywa druga jednostka Straży Pożarnej, trzecia jest w drodze. Sygnały wozu bojowego Straży Pożarnej " paraliżują " ratującego, który zostawia towarzysza i biegnie w kierunku brzegu a po chwili się oddala. Po krótkim czasie ratownicy docierają do tonącego. Okazuje się, że....... delikwent nie tonie a leży na lodzie, leży niemalże nieprzytomny. Jego towarzysz usłyszawszy sygnały straży pożarnej i syreny alarmowej porzuca " tonącego i bieży jak najszybciej do najbliższej jednostki Ochotniczej Straży Pożarnej by wziąć udział w akcji ratowniczej nie wiedząc czego dotyczy. Trzecia jednostka zostaje odwołana 8 kilometrów od miejsca zdarzenia. " Tonący " ze względu na wielkie wyziębienie zostaje zabrany do najbliższego medycznego punktu pomocy, skąd po nie długim czasie zostaje wypuszczony do domu. Moi Drodzy Kolumberowicze morał z tego? Znów my wszyscy podatnicy zapłaciliśmy za dyspozycyjność, poświęcenie i całą akcję.
Koledzy ,ot po prostu z przeciwległego brzegu postanowili przejść do wioski lecz to było tak trudne, że trzeba było uruchomić tyle służb ratowniczych. Pozdrawiam strażaków i zdyscyplinowanego strażaka. Pozdrawiam pracowników swojej firmy, którzy posikali się ze śmiechu , pozdrawiam Was drodzy Przyjaciele. -
preferują sporty ekstremalne...potrzeba adrenaliny :)
-
...może biedaki poprzymarzali?...
I tak sobie facet jest na ogródkach działkowych , spokojnie łazi po swoim ogródeczku i podziwia to co zaczyna mu wegetować. Mimochodem spojrzał na działki śasiednie by to jakoś odnieść z innymi i wtem zauważył na działce sąsiedniej czy może ze dwie dalej. Cóż widzi : facet na innej działce oparty oburącz o słup wysokiego napięcia i strasznie się trzęsie.
Zeelektryzowało tego pierwszego - co robic?
osobiście jestem elektromonterem i od razu bym wiedział co robić bo na każdym szkoleniu , czy też egzaminach mówią o ratownictwie. Jeśli nie masz jakiejś suchej szmaty pod ręką by nieszczęśnika odciągnąć to wolno ci użyć jakiegokolwiek materiału dielektrycznego , nawet gdybyś miał połamać ręce czy nogi ale skutecznie przerwać obwód między źródłem a porażonym.
Kontynuuję: facet, ten spostrzegawczy łapie za łopatę i ile sił w nogach biegnie do gościa potrzebującego pomocy. Coś gdzieś tam kiedyś słyszał i wali ile sił po grabach gościa. Ten się odrywa od słupa i pada wyjąc z bólu z połamanymi rękoma czy nadgarstkami.
Część dalsza rozgrywa się na sali sądowej:
Poszkodowany oskarża ratującego o czynną napaść i duży uszczerbek na zdrowiu i tłumaczy Wysokiemu Sądowi , że przecież on tylko lekko oparł się o ten słup i chciał sobie wytrząsnąć piasek z gómofilców. podnosząc na przemian stopy do góry zginając nogi w kolanach. Kolejny morał: ratować , nie ratować jeśli ratować to się zastanowić co właściwie robić.
Pozdrawiam serdecznie. Sławek