Podróż w drodze do Erg Chebbi
Maroko chodziło za mną już od jakieś czasu, trafiła sie okazja wyjazdu, więc skorzystałam. 28 marca 2014r. nadszedł ten dzień - wyruszyliśmy. Dwa samochody, jeden to piton znany już z ubiegłorocznej wyprawy do Azji i osobówka.
Po przejechaniu prawie całej Europy i przeprawieniu się przez cieśninę dotarliśmy na ziemię marokańską. Udaliśmy się do Tetuan, aby wymienić pieniądze i dokonać pierwszych zakupów - pomidory, papryka, oliwki itp.
Następnie udaliśmy się do przepięknego Szefszewanu.
Chef chaouen z języka berberyjskiego znaczy "patrz na rogi", nazwa jest związana z kształtem pobliskich gór. Charakterystyczne dla Szefszewanu są białe domy kryte brązowymi, ceramicznymi dachówkami, w dolnej części malowane na niebiesko - jest to kolor dominujący, a pomalowane na niebiesko chodniki oznaczają ślepą uliczkę. I właśnie w te uliczki warto zaglądać, są przepiękne i klimatyczne.
Miasto zostało założone w 1471r, w dolinie wzgórz Rifu, przez Mulaja Ali ben Raszida. Wybudował on twierdzę, ale większa kazba powstała za panowania Mulaja Ismaila w XVIIw. Do 1920r. miasto było zamknięte dla chrześcijan, wpuszczano tylko muzułmanów i Żydów. Dzisiaj Szefszewan nazywany jest stolicą kifu z uwagi na rozciągające się w oklicznych górach pola marihuany.
Zwiedziliśmy fortecę z kazbą, po czym pospacerowaliśmy wąskimi uliczkami medyny wśród miejscowych kramów i małych sklepików wychodzących na uliczki.
Kolejny punkt podróży - Fez.
Fez jest najstarszym z królewskich miast Maroka, które zostało założone przez Moulaya Idrissa I w 789r., a wybudowane przez jego syna Idrissa II. Idris I był pierwszym islamskim władcą Maroka i założycielem pierwszej islamskiej dynastii panującej Idrissidów.
Najstarsza część miasta, czyli medyna Fes el-Bali, otoczona średniowieczymi murami z pięknymi bramami miejskimi w 1981r. została wpisana na listę Unesco. Jest największą średniowieczną medyną na świecie. Wiele miejsc pozostało niezmienionych od setek lat, a rzemiosło wykonywane jest tradycyjnymi metodami.
Tutaj spotkaliśmy się z pierwszymi teksatmi tubylców wyuczonymi od Polaków w stylu "dobra, dobra, zupa z bobra", a przed wejściem do garbarni (wstęp 10 MAD) zapewniano nas, że "no smród".
W Fezie spróbowaliśmy marokańskiego specjału tagine - duszone mięso z warzywami i przyprawami, pyszne i z tych, które jedliśmy, w Fezie było najsmaczniejsze. W zestawie była zupa z zielonej soczewicy, bardzo smaczna, a na deser plastry pomarańczy, posypane cynamonem, z kawałkiem banana. Wszystko pyszne za jedyne 40 MAD, herbata miętowa 10 MAD.
Przełamałam wreszcie swoje obrzydzenie i spróbowłam ślimaka - smak nijaki, a cały czas przypominały mi sie ślimaki w moim ogródku. Nie będę pisać, co z nimi robię, ale na pewno nie gotuję.
Bhalil to wioska troglodytów, słynie z jaskiń stanowiących część domów. Część domu w jaskini wykorzystywana jest jako salon, a sypialnie i część prywatna są zbudowane powyżej.
Na parkingu zaczepił nas "łapacz" turystów, czyli lokalny przewodnik, zaproponował oprowadzenie po mieście, oczywiście za opłatą. Zgodzilismy się gdy z 10 MAD od osoby zszedł do 5. Oprowadził nas po mieście i zaprosił nas także do swojego domu i w jego jaskiniowej części zaprezentowł rytuał parzenia miętowej herbaty, którą następnie zostaliśmy poczęstowani. Herbatę zalał małą ilością wrzątku, po chwili wylał wodę, do fusów dosypał cukru i wstawił na ogień. Po kilku minutach przelał to do czajniczka, wrzucił garść mięty, zalał wrzątkiem i rozlał nam do szklanek. Dom z zewnątrz wyglądał jak murowany, ale w środku była wilgoć i mokre ściany, więc chyba rzeczywiście była to jaskinia.
Gdy spacerowaliśmy po mieście, w pewnym momencie otoczyły nas dzieci i zaczęły wołać o pieniądze, nawet gdy nie robiliśmy zdjęć.
W okolicach Azrou znajduje się największy w Maroku las cedrowy. Najstarszy i największy był cedr zwany Gouraud. Liczył sobie 980 lat, niestety usechł, ale jego bezlistny pień można podziwiać do dzisiaj. Las zamieszkują makaki berberyjskie, które stanowią jedną z atrakcji turystycznych Maroka.
W Azrou zatrzymaliśmy się, gdyż drugi towarzyszący nam samochód domagał się wizyty w warsztacie. Ulewny deszcz nie zachęcał do spaceru. Nieopodal znaleźliśmy knajpkę, w ktorej zamówiliśmy placki, takie nasze naleśniki, tylko z większą ilością tłuszczu. W piekarni zaopatrzylismy sie w chleb, a także kupiliśmy na spróbowanie różne ciastka - były bardzo słodkie.
Midelt to miasto zbytu dywanów, skamielin i minerałów. W poszukiwaniu tych dwóch ostatnich udaliśmy się do położonej niedaleko miejscowości Mibladen. Kopalnie okazały sie jaskiniami, w których miejscowi wyszukują różne skamieliny i minerały. Jeden z naszych przewodników zaprosił nas do siebie na herbatę miętową i zaoferował do sprzedaży sporą kolekcję różnych kamyków. Fach przejął po ojcu, który zajmował się tym 50 lat.
Po wypiciu herbaty i dokonaniu drobnych zakupów udaliśmy się w stronę Errachidy.
W drodze przez Atlas goniła nas burza z piorunami, która pokrzyżowała nam plany noclegowe. Uciekając przed czarnymi chmurami dotarliśmy do Errachidy, noclegi były jednak dość drogie, więc postanowiliśmy wyjechać za miasto. Było już późno i ciemno. Zjechaliśmy z głównej drogi i na, jak nam się wydawało, pustkowiu, rozłożylismy nasze obozowisko. Rozglądając się po okolicy zauwżyliśmy, że w pewnej odległości od nas pali się światełko. Wyglądało jak lampka przed małym domkiem. Po chwili z daleka zaczęło sie do nas zbliżać inne światełko, a sądząc po tempie zbliżania się, stwierdziliśmy, że to ktoś idzie z latarką. Zauważyliśmy jeszcze dwa inne światełka, które zbliżały sie w naszym kierunku z różnych stron, poczuliśmy się osaczeni przez światełka. Światełka te zmierzały w kierunku domku, ktory zauważyliśmy na początku. Gdy zbliżyli się do nas podeszli bliżej, językiem migowym zapytali, co tu robimy, w tym samym języku odpowiedzieliśmy, że chcemy przenocować. Z uśmiechami na twarzy powiedzieli we wspólnym już języku, że jak tylko przenocować, to możemy i poszli do domku.O poranku przyjrzeliśmy się dokładnie miejscu, w którym byliśmy. Domek okazał sie raczej slamsikiem skleconym z różych rzeczy i było tych domków więcej. Dookoła na dużej przestrzeni fruwały śmieci, poczuliśmy się jak na wysypisku. Przejezdżająca śmieciarka przekonała nas, że nieopodal musi być miejsce zrzutu śmieci, a mieszkający tutaj ludzie żyją z tego, co znajdą na wysypisku. Tubylcy także już nie spali, zaczęli swój kolejny dzień. Niektórzy przechodzili obok idąc w swoją stronę, a niektórzy przyglądali się nam, a my przyglądaliśmy sie im. Sytuacja była o tyle niezręczna, że szykowaliśmy i jedliśmy śniadanie. Daliśmy dziecku batoniki, wszystkich poczęstowaliśmy ciastkami i nadszedł czas na rozstanie. Udaliśmy się w dalszą podróż.
Dotarliśmy, dosiedliśmy wielbłądów i udaliśmy sie na pustynię. Na miejscu poczęstowano nas tradycyjnie tagine, na deser pomarańcza i jabłko i oczywiście Berber whisky, czyli zielona herbata i świeże liście mięty z tradycyjnie dużą ilością cukru.
Przy ognisku posłuchaliśmy muzyki i śpiewu Berberów, nasz Tosiek grał na flecie altowym i tak upłynał nam przemiły wieczór pośród wydm.
Niestety przeziebiłam się, byłam na prochach i zaspałam na wschód słońca. Ale, jak mówią znawcy, trzeba mieć powód do powrotu.
Erg Chebbi to półmetek naszej podróży. Dalej udaliśmy się do wąwozów w Atlasie Wysokim, słynnych kanionów Todra i Dades, a następnie do Doliny Róż. Zwiedziliśmy także kazbę Ait Ben Haddou, przejechalismy najwyższą przełęcz Tizi Tichka i dotarliśmy do Marakeszu. Kolejnym punktem podróży były wodospady Ouzoud, Rabat, starożytne ruiny Lixus, Asilah i Tanger. Ale o tym będzie w oddzielnej części podróży.
Zapraszam do wspólnej wędrówki po urokliwym Maroku.
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
Trochę Ci zazdroszczę tego Maroka. Mimo, że wiele razy byłem w tym kraju, to były to zawsze podróże służbowe i mogłem zobaczyć tylko miasta i tyle, co z samochodu. Fajnie byłoby pojechać na pustynię lub w tamtejsze góry... Pozdrawiam. :)
-
oj tak, nudów nie było
-
...toście się nie nudzili!...
-
fakt, maroko to ciepły, miły kraj, sympatyczni ludzie, policja bez zastrzeżeń:)
-
dzięki-wróciły wspomnienia-Atlas,Sahara,smaki i zapachy-czekam na ciąg dalszy;pzd
-
...wprawdzie niebieski to zimny kolor, a Maryla Rodowicz nawet śpiewała o "...smutnym kolorze blue...", ale Szefszewan całkiem miło wygląda, a jaszcze jak się go podziwia w miłym towarzystwie, nawet wirtualnie, zyskuje dodatkowo!...
-
Jolu dziękuję, kolejna udana podróż już za mną, jest co wspominać. W Maroku jest jeszcze kilka miejsc, które chciałbym zobaczyć, może kiedyś, wszystko przed nami.
-
Piotrze jezeli ta osobówka będzie wiozła Ciebie to nie widzę żadnych przeciwwskazań
-
Reniu:) Gratuluję i cieszę się, że doszło do skutku zamierzenie o którym kiedyś wspomniałaś. Podziwiam za podróż, wolę jednak samolot, cóż wygodnicka jestem:). Maroko jest wspaniałe, równie piękne są tereny północne. Tetuan to miasto, którego nie widziałam, ale znam z kilku powieści poświęconych Maurom i Moryskom. Jeśli kiedyś jeszcze powrócę do Maroka to chciałabym je właśnie zobaczyć. Fez piękny i tajemniczy, a Erg Chebbi jak zawsze urzekający pięknem. Z prawdziwą przyjemnością daję więc plusik, choć jeszcze wrócę dokończyć, bo najpierw chciałam rzucić okiem na to co znam i potęsknić trochę za tym, czego jeszcze nie dane było mi zobaczyć. I jeśli swoje przeziębienie traktujesz jako powód, aby wrócić, to ja Twoje zdjęcia z Tetuanu potraktuję jako pretekst do snucia planów, choć wiem, że najbliżsi zakrzykną zgodnym chórem: ZNOWU DO MAROKA?
-
...obejrzałem na razie punkt dotyczący Tetuanu. Tak na marginesie, może następnym razem zabierzecie jeszcze jedną osobówkę więcej, bo chyba w tej podróży mieliście za mało doradców ... :-) ....
-
Dziękuję, Maroko polecam
-
Bardzo fajna wyprawa, a Maroko zajmuje czołowe miejsce a mojej liście marzeń.
Też tam kiedyś dotrę.
Podobało mi się :) -
W Szefszewanie koniecznie trzeba pobyć trochę dłużej
-
Ładne zdjęcia, trochę mało opisów, czekam na ciąg dalszy relacji.
-
...fajnie,że jest nowa podróż! Gorzej, że jednocześnie jest to nowa zaległość w wirtualnym wojażowaniu ... :-( .. (to chyba na tym polega ambiwalencja uczuć?). A przy okazji, porównanie oliwek,papryki i innych produktów na rynku w Tetuan i "biedronce" też samo w sobie może być interesujące...:-)...
...a w ogóle do podróży oczywiście wrócę!... -
Renia, przeczytałam i bardzo, bardzo Cie podziwiam :)
-
dziękuję za miłe słowa
-
Maroko też za mną chodzi.
Fajna podróż.Szkoda,że przechorowałaś Erg Chebbi,ale masz powód,aby tam wrócić.
Owoce wyglądają smakowicie,a oliwki bardzo lubię.
Piękne miejskie bramy,urokliwe uliczki i mój ulubiony niebieski kolor tworzą wyjątkowy klimat.
Bardzo mi się podobało.
Pozdrawiam-) -
Do zdjec jeszcze wroce, chociaz tekst juz przeczytalem. Lubie takie wycieczki. Wprawdzie nie cierpie, gdy prowadzi ktos inny, niz ja, ale taka wycieczka to juz niemal wyprawa. O ile wiecej zobaczyc mozna jadac busem, niz lecac na wysokosci 10 km. O ile wiecej przygod mozna przezyc. Gdyby nie moj skrajny indywidualzm, jak i rozkoszowanie sie podrozami wielomiesiecznymi, to wlasnie taka forma wojazowania, jak ta bylaby moja ulubiona.
Jesli mozna...informacje, ktore zawarlas w tekscie sa bardzo latwo dostepne w sieci i to troszke powielanie. Osobiscie wole opis zawierajacy przygode i wlasne emocje podrozujacego, bo dzieki temu moge wtedy na rowni przezywac podroz zalediwe tylko ja ogladajac.
Lubie albumy, ktore wymagaja od usera dlugiej pracy, zaangazowania i serca. Wlasnie to znajduje w tej podrozy.
Najbardziej chciałam zobaczyć pustynie ale Pani rezydent powiedziała że nie ma wycieczek organizowanych na pustynie, a potem okazało się ze inne biura jezdziły :(