Podróż W przedsionku Orientu
W Turcji byłam dwukrotnie: raz na 4 dniowej wycieczce w Stambule w 1988, a potem w 2000 na dwutygodniowych wczasach w Alanyi. Zarówno z pierwszego, jak i drugiego wyjazdu wróciłam pod wielkim wrażeniem i z zamiarem powrotu. Turcja jest takim przedsionkiem Orientu, idealna dla tych, którzy znudzeni są już klasyczną elegancją Europy Zachodniej, momentami nudnej i bardzo przewidywalnej, ale nie dojrzeli jeszcze do prawdziwej egzotyki, takiej jaką spotkać można w Indiach czy Ameryce Południowej.
Wielkie wrażenie podczas pierwszego pobytu spowodowane było obserwacją dotyczącą zaradności Polaków. W 35 osobowej grupie byłyśmy z koleżanką jedynymi osobami nie mającymi pojęcia, że wycieczka jest imprezą handlową. Kiedy po szybko przespanej nocy, do hotelu przybyłyśmy o 3 nad ranem, a do 8 zobowiązane byłyśmy zjeść śniadanie, wyszłyśmy na spacer, bo rezydent nie miał nam nic do zaoferowania, ze zdziwieniem zauważyłyśmy, że nikogo z "naszych" nie widać. Zmęczone spacerem po Wielkim Bazarze, jedyne warte zobaczenia tego dnia miejsce, wróciłyśmy zmęczone do hotelu i postanowiłyśmy uciąć sobie drzemkę. Na kolację w małej restauracji hotelowej zeszłyśmy wypoczęte, rozpromienione i wtedy pół grupy po informacji od nas, że odpoczywałyśmy śpiąc zakrzyknęło "Przyjechały do Stambułu spać?" Salwa śmiechu powitała nasze pytanie: "A co mamy robić, skoro zwiedzanie zaplanowano na 4 dzień wycieczki?". Odpowiedzi na pewno spodziewacie się po uczynionym przeze mnie wstępie: "Kupować jeansy, swetry i co tam chcecie!". Grupa mimo, że bardzo zajęta rozwijaniem małej dzialalności handlowej na wielką skalę, czwartego dnia karnie zgłosiła się prawie w całości, aby zwiedzić Stambuł. Największe wrażenie? Pałac Topkapi z pięknymi mozaikami, kołyską dla sułtaniątka wykonaną ze złota i ozdobioną szmaragdami, perłami i rubinami, wielkim, bo piątym co do wielkości brylantem świata - 86-karatowy Diament Wytwórcy Łyżek oświetla swoim blaskiem pomieszczenie w którym został zawieszony na jedwabnych nitkach pod sufitem, tak aby światło wpadające przez niewielki lufcik załamywało się w nim i rozjaśniało pokoik, pięknie wyeksponowanym serwisem obiadowym z porcelany ćmielowskiej, dar króla Stanisława Augusta dla sułtana Selima III, pyszna kolacja nad Bosforem i tyle. Nie pamiętam ani Hagia Sofia ani Błękitnego Meczetu. Pamiętam za to doskonale słowa przewodniczki: "Nie rozpoczęto nigdy posiedzenia Diwanu, bez słów "Niestety nie przybył ambasador Lechistanu" oznaczające, że Turcja nigdy nie uznała rozbiorów Polski".
Po raz drugi zaplanowałam z koleżanką dwutygodniowe wczasy w Alanii. Już na Okęciu okazało się, że w hotelu w którym dokonałyśmy rezerwacji nie dokończono remontu i przedstawiciel biura proponuje nam zamianę miejsca pobytu na hotel odlegly od Analyi o 17 km! Cóż było robić. Przyjęłyśmy zamianę nie wiedząc co nas czeka na miejscu. Ta zamiana to była najbardziej miła niespodzianka jaka spotkała mnie w czasie wszystkich podróży. Zamiast pokoju z łazienką w głośnym centrum miasta, otrzymałyśmy apartament położony w ogrodzie w którym kwitły hibiskusy, w pięknej willowej dzielnicy i z prywatną plażą na którą przechodziło się tunelem ok. 100 metrowej długości. Koleżanka okazała się bardzo mało mobilna i niezainteresowana generalnie zwiedzaniem, za to bardzo rozrywkowa. Biegałyśmy więc na dyskoteki w pięknych ogrodach, leżałyśmy na plaży i tylko czasem udało mi się ją namówić na wyjazd dolmuszem do Alanyi. Niestety zdjęcia z obu pobytów znalazły miejsce w albumie rodzinnym, bo na każdym jestem obecna.
Obecny wyjazd do Turcji nie był przez nas planowany. Planowaliśmy wycieczkę objazdową we wrześniu, taką długą 3 tygodniową. Niespodziewanie mąż otrzymuje z programu lojalnościowego prowadzonego przez wycofujące się z Polski biuro sprzedaży wysyłkowej w którym od lat kupujemy książki, "w podziękowaniu za Państwa lojalność podróż marzeń GRATIS!". Ten gratis nie do końca jest gratisem, ale i tak jest to bardzo atrakcyjna oferta, a ponieważ mąż stwierdza, że sam nie chce jechać tylko ze mną, więc jedziemy. Program jest mało atrakcyjny, zaplanowano w nim zwiedzanie tylko Antalyi oraz Pammukkale i Hierapolis. Szukając jakie atrakcje zapewnia Belek i Kemer, miejscowości w których zaplanowano po 3 noclegi znajduję takie perełki jak Olympos, Phaselis i Aspendos. Postanawiamy i tam pojechać.
Zanim wylądujemy w Antalii lądujemy w Stambule. Samolot opuszcza grupa lecąca na wycieczkę objazdową po wybrzeżu Egejskim zaczynającą się w stolicy Turcji. Moją nadzieję na zobaczenie przez okienka samolotu kopuł Hagia Sophia i minaretów Błękitnego Meczetu niweczy pogoda - nad Stambułem kłębią się ciemne chmury z których pada deszcz. Pierwsza myśl biegnie do Asi z Kolumbera, która ostrzegała mnie, że może padać. Ale zaraz przychodzi refleksja: przecież ja lecę dalej i przez 8 dni na pewno padać nie będzie. Dosyć długo czekamy na start do Antalii, bo nie zgadza się liczba osób, które miały wysiąść w Stambule. Stewardesa sprawdza bilety, wysadza 4 osoby, które mają lot do stolicy Turcji. Za jakiś czas wracają twierdząc, że pomyłkowo wypisano im bilety, bo wykupiły wycieczkę do Antalii. Wreszcie startujemy. Przed nami przedostatni etap podróży Belek.
Antalya to miasto położone w południowo – zachodniej Turcji w Anatolii nad Zatoką Anatolijską u południowych podnóży gór Taurus. Jest znanym kurortem położonym na riwierze tureckiej w którym latem odpoczywa około 1,5 miliona osób.
Belek 2013-03-16
W opinii wielu biur turystycznych Belek jest jednym z najbardziej cenionych kurortów Turcji, kurortów oferujących najwyższy standard usług i najwyższej klasy hotele. Być może tak jest, ale…Nie ma w Belek niczego godnego uwagi dla ludzi, którzy chcą coś zobaczyć, choć niewątpliwym atutem jest jego położenie niedaleko Aspendos , miejsca w którym zachował się jeden z największych rzymskich teatrów z czasów Marka Antoniusza. O charakterze miejscowości świadczy liczba przebywających tam osób; mniej niż 1000 zimą i 10 razy więcej latem. Piękne położenie miejscowości pomiędzy morzem a górami Taurus sprawia, że jest chętnie odwiedzane przez tych, którzy urlop spędzają na plaży lub przy basenie mając w zasięgu wzroku pola golfowe.
Podczas spaceru po mieście zwraca uwagę ilość i jakość nowo budowanych przez rosyjskie firmy budowlane hoteli. Jest też meczet co zawsze nastraja mnie pozytywnie do miejsca w którym jestem ze względu na inność architektury i wrażenie orientu.
Rejs 2013-03-17
Manavgat wypływa z gór Taurus, a uchodzi wprost do Morza Śródziemnego, przy czym na pewnym odcinku biegnie równolegle do brzegu morza. Można odnieść wrażenie, że znajduje się poniżej poziomu morza, a dopiero przy samym ujściu, morze obniża poziom wód. Zatrzymujemy się w miasteczku położonym w połowie drogi między Antalią a Alanią, również nazwanym jak rzeka. Jedną z atrakcji, która znajduje się w programie wycieczki jest meczet zbudowany w 2005 roku. Mamy nie tylko obejrzeć świątynię z zewnątrz, ale i wejść do środka co jak wiadomo możliwe jest bardzo rzadko. Meczet znajduje się między blokami mieszkalnymi na osiedlu z wielkiej płyty. Miejsce nie odbiera mu atrakcyjności: dostojnie prezentuje się budowla przykryta kilkoma różnej wielkości kopułami umieszczonymi centralnie, co typowe jest dla meczetów anatolijskich z 4 smukłymi minaretami, wewnątrz pięknie zdobiona typowymi dla wzornictwa wschodniego ornamentami w kolorze błękitu, czerwieni i złota. Po kilkunastu minutach wyruszamy do ujścia rzeki Manavgat. Wzdłuż brzegu ciągną się pola uprawne, okolice miasta to wielki ogród w którym uprawia się wiele warzyw. Płynąc w dół rzeki mijamy piękne drewniane łodzie, które przed sezonem letnim, kiedy na pewno nie zabraknie chętnych, aby przed upałem schronić się na wodzie, przechodzą remonty.
Meczet jest miejscem kultu muzułmańskiego w którym oddaje się cześć Bogu i zgodnie z 9 surą Koranu nie mogą wchodzić do niego Ci, którzy do Allacha dodają jeszcze innego Boga lub nie uznają Allacha za Boga jedynego. Meczety umożliwiają muzułmanom wspólną modlitwę, która jest ważniejsza od modlitwy indywidualnej, kobiety wg Mahometa powinny modlić się w samotności. Wg szariatu powinny modlić się z dala od mężczyzn, dlatego w meczetach przeznaczono dla nich miejsce raczej za nimi, choć zdarza się, że jest to miejsce na balkonie za misternie wykonaną drewnianą zasłoną w formie kratki.
Dopływamy do miejsca w którym opuszczamy statek i spacerujemy po plaży. Wieje zimny wiatr, ale jest piękna pogoda, na lazurowym niebie nie ma ani jednej chmurki. Postanawiamy poleżeć i pozwolić promieniom słonecznym, za którymi zdążyliśmy się już stęsknić, musnąć nasze twarze. Na plaży są leżaki więc układamy się wygodnie i w oczekiwaniu na obiad na łodzi, który oczywiście znalazł się w programie rejsu, nie zajmujemy się leniwie biegnącym czasem. Nagle poderwani zostajemy przez młodego Turka, który domaga się opłaty w wysokości 1 euro za korzystanie z leżaka. Oczywiście nie dajemy się nabrać, chociaż nasi sąsiedzi z leżaków obok karnie płacą. Ja wychodzę z założenia, że skoro nie ma informacji o odpłatności to nie muszę płacić o czym informuję Turka.
Zjadamy obiad i wracamy do Manavgat, gdzie okazuje się, że 2 najstarszych uczestników wycieczki nie wróciło z rejsu do autokaru. Rozpoczynają się poszukiwania. Wracamy do hotelu półtorej godziny później niż było zaplanowane. Do Aspendos nie pojedziemy...
Śladami Rzymian 2013-03-18
Antalya jest miastem założonym w czasach prehistorycznych. Miasto Attalia, pierwowzór Antalyi zostało założone ok. 150 lat przed narodzeniem Chrystusa przez Attalosa II, króla Pergamonu, wg legendy nakazał on swoim żolnierzom znaleźć raj na Ziemi. Raj ów znaleźli nieopodal Pergamonu, były to ziemie na których góry schodziły do morza, a nad plażami szerokimi niebieściło się niebo zwiastujące dobrą pogodę. Legenda legendą, ale faktem jest, że wybrzeże morza doskonale nadawalo się na port. Attalos II umiera bezpotomnie w 133r p.n.e i w testamencie miasto powierza Rzymianom. Już za czasów Cesarstwa Rzymskiego rozpowszechnia się tu chrześcijaństwo.
Wg Dziejów Apostolskich miasto to odwiedził Paweł z Tarsu, uznawany za jednego z największych misjonarzy rozwijających i umacniających chrześcijaństwo. Pochodzący z rodzinny żydowskiej, posiadający po ojcu obywatelstwo rzymskie, wykształcony solidnie w Jerozolimie, ochrzcił się jako dwudziestokilkuletni mężczyzna. Katolikom znany jest przede wszystkim z Listów Apostolskich do Koryntian, a zwłaszcza z zamieszczonego w jednym z nich Hymnu do miłości, trzynastowersowego przesłania zakończonego stwierdzeniem:
Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość - te trzy:
z nich zaś największa jest miłość.
Po upadku Cesarstwa Zachodniorzymskiego Antalya pozostała we wschodniej jego części zwanej Cesarstwem Bizantyjskim. Miasto zostało siedzibą biskupstwa i odtąd datuje się jego znaczny rozkwit, pomimo, że wielokrotnie najeżdżali je Arabowie, zwłaszcza w 7 wieku, kiedy ekspansywnie opuszczali zajmowany Półwysep Arabski. Nie zaburzyło to jednak jego rozwoju handlowego, założono tu nawet komorę celną wydającą zezwolenia na dalszą podróż statkom płynącym ze wschodu na zachód. Było również twierdzą powstrzymującą muzułmanów przed najazdami na południową Anatolię. Miało nawet własny ośrodek wywiadowczy taką dzisiejszą centralę na kraje arabskie. Bizantyjczycy utracili Anatolię w 1071 roku po druzgocącej klęsce zadanej armii Bizancjum przez Turków Seldżuckich. Niewola turecka trwała ćwierć wieku, bo za podbitymi ziemiami chrześcijańskimi ujął się papież Urban II ogłaszając I wyprawę krzyżową przeciw niewiernym Turkom. Bizancjum przyłączyło się do tej krucjaty bardziej w obawie o utratę kolejnych ziem niż z powodów religijnych. Podczas przemarszu krzyżowcy złupili i zniszczyli ziemie wschodniego cesarstwa. Traktowali oni mieszkańców kościoła ortodoksyjnego niemal jak Seldżuków. W zdobytej Antiochii i Edessie (obecnie Sanliurfa) miejscach ściśle związanych z chrześcijaństwem ustanowili normańskie księstwa, tylko formalnie podległe Bizancjum. Ostatecznie po licznych zawirowaniach, panowali tu i Włosi i Wenecjanie i Genueńczycy, w pierwszej połowie XV wieku miasto zostało włączone do Turcji Osmańskiej.
Dzisiaj Antalya jest największym miastem na południowym wybrzeżu tureckim chętnie odwiedzanym przez turystów dla piaszczystych plaż, pięknej pogody i zabytków światowej klasy.
Antayę zwiedzamy samodzielnie, przewodnik ograniczył się do pokazania ręką kierunku zwiedzania i zaznaczył, żeby może niekoniecznie wchodzić na stare miasto, bo możemy zgubić się w labiryncie uliczek. Przechodzimy obok najbardziej znanego żłobionego minaretu, przez bramę Hadriana wchodziny na stare miasto położone w sercu miasta. Uwagę naszą przyciąga minaret, który wygląda tak jakby niedokończono jego budowy. Nie zdajemy sobie sprawy, że oglądamy jeden z najstarszych i najznakomitszych zabytków Turcji, świątynię, która służyła wyznawcom 3 religii. Spacerujemy wąskimi uliczkami przy których mnóstwo jest hoteli, restauracji i małych sklepików oferujących pamiątki. Zostajemy poczęstowani herbatką jabłkową, której smak pamiętam z poprzedniego pobytu w Turcji. Dochodzimy do bardzo pięknej i urokliwej mariny w której stoją zacumowane jachty, żaglówki i małe łódki.Wracamy pełni wrażeń, ale nie do końca usatysfakcjonowani, bo lubię wiedzieć na co patrzę.
W bawełnianym zamku 2013-03-19
Po długiej, trwającej kilka godzin podróży, wkrótce po południu przybywamy do miejsca, które wszyscy odwiedzający wcześniej opisują jako cud natury, walory, którego doceniła komisja UNESCO wpisując je na listę Światowego Dziedzictwa Kultury w 1988 roku. Już z parkingu widać łagodne wzgórza pokryte trawą i kolorowymi plamami kwiatów na których porozrzucanych jest setki kamieni tworzących ruiny. Już mi się podoba:) Po krótkim spacerze dochodzimy do błyszczących w słońcu wapiennych tarasów z których kaskadami spływa od 14 tysięcy lat wapienna woda, żłobiąc w nich w dalszym ciągu kotły i małe sadzawki obrośnięte kolumienkami i balaskami sprawiającymi wrażenie misternie zaplanowanej i wykonanej z wielkim kunsztem ozdoby. Ponieważ woda pochodzi z gorących źródeł i nasycona jest dwutlenkiem węgla i związkami wapnia wielu wierzy w jej działanie lecznicze. Stąd też mnóstwo brodzących na bosaka w niej ludzi, którzy fundują sobie w ten sposób zabieg mający poprawić wzrok, zapewnić sprawność stawom, złagodzić astmę i poprawić jakość skóry. Czy wrócą zdrowsi nie wiadomo, ale zbyt długie przebywanie na tarasach nie jest wskazane. Po około 20 minutach opuszczamy miejsce całkowicie stworzone przez naturę. Miejsce rzeczywiście piękne, które rozwój turystyki naraził na zagładę. Na szczęście gdy zauważono, że źródła wody wysychają, a przyczyniły się do tego wybudowane w górnej części zbocza hotele, teren przekształcono w park narodowy mający chronić wytwory skalne i ograniczono możliwość poruszania się po tarasach. Obecnie można zażywać "kąpieli" tylko w wyznaczonych miejscach i po zdjęciu obuwia.
Lecznicze własności żródeł znane były już w starożytności, stąd miejsce to poświęcone było Asklepiosowi, który wg mitologii greckiej uchodził za syna Apollina i był herosem sztuki lekarskiej, ojcem Higiei, bogini będącej okazem zdrowia i samemu Apollinowi.
Na ścieżkach św. Filipa 2013-03-19
Nad wapiennymi tarasami znajduje się najbardziej fascynujące miejsce jakie widziałam - Hierapolis. Tysiące kamieni pokazujących stopień rozwoju starożytnych cywilizacji. Miejsce poświęcone Asklepiosowi. Pierwsze sanatorium w dziejach ludzkości, nad bramą wejściową którego umieszczono napis „Tu śmierć nie ma wejścia”. Zjeżdżali się więc tutaj zamożni Rzymianie, później Bizantyjczycy, wierząc, że odzyskają zdrowie i siły witalne. Nie wszyscy jednak wyzdrowieli, stąd też na terenie Hierapolis znajduje się największa starożytna nekropolia w Anatolii.
Jest piękna pogoda, nad nami lazurowe niebo bez chmurki. Spacerujemy po rozległym terenie porośniętym trawą wśród której bieleją stokrotki, żółcą się jaskry (lub kaczeńce, niestety nie znam się na roślinkachJ) i smętnie zwieszają płatki krwistoczerwone anemony, którym początek dała krew Adonisa.
Niejednokrotnie ranił on Afrodytę opiekującą się nim jak własnym synem i wybaczającą różne przewinienia, ale zdrady znieść nie mogła. Na zakochanego w Persefonie Adonisa poskarżyła się bogom, a Ci zesłali na ziemię dzika, aby rozprawił się z niewdzięcznym młodzieńcem. I kiedy dzik rozpruł udo Adonisa kilka krwi spadło na ziemię i wyrosły z nich piękne czerwone kwiaty.
Mamy tylko 2,5 godziny czasu na zobaczenie tego starożytnego miasta. Wybieramy szczyt wzniesienia i kilka kroków szeroką drogą przekonuje nas o słuszności wyboru. Przed nami rysujący się za najbliższymi ruinami, wbudowany w skalny masyw, teatr rzymski. Zachowany w świetnym stanie, niestety (a może na szczęście dla następnych pokoleń) scena za rusztowaniami. Słuchamy objaśnień przewodniczki o tym, że nawet 12 000 osób mogło uczestniczyć, nie tylko w przedstawieniach, ale i widowiskach w jakich lubowali się Rzymianie czyli w walkach gladiatorów, że teatr miał wyjścia awaryjne, zapewniające bezpieczeństwo widzom np. w razie pożaru, że kryty był drewnianym dachem, a tego wszystkiego dokonano w 1 wieku naszej ery! Zniszczony przez trzęsienie ziemi odbudowany przez cesarzy rzymskich służył przez długie lata miejscowej społeczności. Poniżej teatru znajduje się Nymphaeum czyli świątynia nimf pełniąca rolę wielkiego wodociągu miejskiego. Ze znajdującej się wewnątrz sadzawki połączonej systemem rur dostarczano wodę do domów mieszkańców Hierapolis. Wspinamy się dość ostrą ścieżką w kierunku miejsca śmierci św. Filipa, apostoła, który chrystianizował te ziemie. Trudy wspinaczki rekompensuje nie tylko to co widzimy, przede wszystkim oczami wyobraźni, ale i piękny widok na całe Hierapolis. Pozostałości kościoła św. Filipa są imponujące. Patrząc na zachowane, stojące na okręgu bramy można wyobrazić sobie jak piękną budowlą był sam kościół, który powstał w 5 w.n.e. Piękną i wielką, bo zbudowany został na kole o średnicy 20 metrów.
Czas wracać. Z wielkim niedosytem, nie zdążyliśmy zobaczyć nekropoli, na której zachowało się wiele ciekawych nagrobnych płyt, obok ruin świątyni Apollo, górską ścieżką schodzimy do Pamukkale, do którego ludzie zjeżdżają się tak jak za czasów cesarzy rzymskich, choć może nie z tych samych co wtedy pobudek.Między morzem a górami. 2013-03-21
Kemer to małe miasteczko niewiele oferujące poza sezonem letnim. Jest pięknie położone i ma bardzo dobrą bazę hotelową, raczej hoteli z górnej półki. Dla nas było tylko bazą noclegową, choć nie mogę pominąć wspaniałej kuchni którą nam serwowano. Ale o szczegółach jedzenia nie będę się rozwodzić, choć powiem, że samych rodzajów ciast podawano nie mniej niż 20!
Z tego co mówili recepcjoniści, wolą rosyjski niż angielski, z roku na rok przybywa Polaków, ale ciągle jeszcze większość stanowią Niemcy i Rosjanie.
U świętego Mikołaja 2013-03-21
Wstaje kolejny ranek mglisty i nie zapowiadający słońca. Wyjeżdżamy do Demre starożytnej Mirry. Tym razem zdecydowaliśmy się na wycieczkę z inną grupą, bo nasz przewodnik nie zareklamował jej dość przekonująco, pozostała część grupy pojedzie w góry na przejażdżkę kolejką linową. Już pojawienie się pilotki, pani Basi dobrze wróży. Znana jest z tego, że udziela mnóstwa informacji, opowiada legendy związane z miejscem do którego jedziemy. Turecki przewodnik zachowuje się jak typowy „słup”, ani razu nie zaszczyca nas jakimkolwiek komentarzem na temat tego co widzimy.
Droga pełna zakrętów, po prawej ośnieżone szczyty gór Taurus ciągnące się na długości ok. 500 km. Nadmorskie skały są częściowo rozbijane przez ekipy budowlane przygotowujące miejsce na nowe hotele. Po lewej morze z wieloma zatoczkami o turkusowo- granatowej barwie. Piękne widoki sprawiają, że podróż przez Licję należy do wyjątkowo przyjemnych.
Licja (Likia) to kraina udokumentowana już w 15 wieku pne. Likijczycy, posługujący się językiem hetyckim, stanęli przy boku Hetytów w prowadzonej przez nich wojnie z Egipcjanami, byli też wg Homera pierwszymi sprzymierzeńcami Trojan w wojnach trojańskich, a także zasłynęli jako piraci łupiący wybrzeża Cypru. Stworzyli oni wspólnotę miast z regionu, z których pięciu nadano status miast głównych. W okresie hellenistycznym, gdy Kikię podbił Aleksander Macedoński unia składała się już z 25 miast z których 6 głównych, liczących najwięcej mieszkańców Ksantos, Patara, Pinara, Tlos,.Myra i Olympos miało po 3 głosy w radzie, pomniejsze po jednym lub 2. Wybory do rady były proporcjonalne, ale i obciążenia też były większe od miast reprezentowanych liczniej. Przedstawiciele miast zbierali się co roku w innym mieście i wybierali radę oraz sędziów. Decydowali oni o wojnach, przymierzach i pokoju. Wielu historyków dopatruje się przeniesienia zasad ich państwa na kształt demokracji Stanów Zjednoczonych. Do legendy przeszło ich umiłowanie wolności i honoru. Zasłynęli heroiczną walką z Persami w VI w pne. Nie mając wielkich szans na wygraną stawiając czoła wielokrotnie liczniejszym oddziałom atakującym ówczesną stolicę Ksantos, nakazali żonom i dzieciom popełnić samobójstwo, spalili cały swój dobytek i walczyli do ostatniej kropli krwi. Zwycięzcy weszli do miasta w którym niczego nie znaleźli. Ponownie sytuacja taka zdarzyła się w 500 lat później, gdy Likię usiłował podbić Marek Brutusa ( i ty Brutusie przeciwko najstarszej demokracji wystąpiłeśJ). Zanim pokonał go Marek Antoniusz doprowadził do samobójstwa wszystkich mieszkańców Ksantos.
Mijamy Olympos, miasteczko usadowione u podnórza góry o tej samej nazwie, którą można przetłumaczyć z tureckiego jako drewnianą górę, bo jej zbocza porastają cedry, miasteczka w którym „straszną Chimajrę niegdyś na zło ludzi wielu wykarmił i wyhodował. (Iliada 16,328-329)” Amisodar, król Licji, Chimajrę niepokonaną, która swój ród wywodziła od bogów, a nie od ludzi. Z przodu lwem była, od tyłu wężem, a kozą pośrodku, strasznie zionącą potężnym, płomiennym ogniem zagłady. (Iliada 6,180-182).
Od tego potwora uratował miasto Bellerofont królewicz koryncki, również homerowski bohater. Był on synem Posejdona, na ziemi zaś opiekował się nim król Glaukos na dworze którego przypadkowo podczas zabawy łukiem zabił swojego brata. Wygnany z dworu schronił się u króla Projtosa, którego żona zakochała się w nim, a gdy nie odwzajemnił uczucia, oskarżyła go o niegodne zachowanie uwłaczające jej statusowi. Król Projtos traktując Bellerofonta jak gościa i nie chcąc w niczym gościnie uchybić dał mu list z poleceniem wyjazdu do swojego teścia, króla Licji, Jobatesa. W liście prosił o zgładzenie młodzieńca, który tyle zamieszania wprowadził na każdym z dworów dających mu gościnę. Jobates postanowił wykorzystać młodzieńca do pozbycia się Chimery. I gdyby nie przychylność bogini Ateny, do której zanosił żarliwe modły o Pegaza, to mogło być różnieJ. Atena jednak podarowała mu złote wędzidło na które złapał skrzydlatego konia, zrodzonego z krwi Meduzy, której Perseusz odciął głowę. Mając Pegaza pokonał Chimerę, a następnie wzbił się w niebo planując dotrzeć na Olimp. Rozgniewał tym bardzo Zeusa, który strącił go na ziemię, zatrzymując Pegaza.
Mijamy Phaselis, miasto zakupione przez Rodyjczyków, miasto pirackie, które wybudowało 3 porty, później dołączyło do Likii.
Słuchając legend i podziwiając widoki dojeżdżamy do Myrry, której nazwa pochodzi od imienia wnuczki Pigmaliona, króla Cypru.
Jej matka często chwaliła się, że jej córka jest piękniejsza od samej Afrodyty, która ożywiła rzeźbę Galatei, kobiety stworzonej z białego marmuru przez Pigmaliona. Rozgniewało to boginię, która postanowiła ukarać matkę przedkładającą urodę własnej córki nad nieziemski wygląd mieszkanki Olimpu. Sprawiła, że Mirra zakochała się we własnym ojcu i uwiodła go. Gdy ojciec w napadzie gniewu po tym co uczyniła zamierzał zabić ją siekierą, Mirra ubłagała bogów o akt łaski i zamieniona została w krzew mirtu. Krzew wydzielał brązową żywicę, były to łzy Mirry. Rósł na jednej z polan, którą upodobała sobie Afrodyta. Podczas jednej z wędrówek w te rejony postanowiła odpocząć pod wonnym krzewem. Nagle kora krzewu pękła i na polanie pojawiło się śliczne niemowlę, ukochane dziecko Afrodyty, Adonis. Wielka miłość do przybranego syna stała się dla bogini źródłem wielu cierpień. Tak Mirra mściła się na niej za to, że wiodła życie nie wśród ludzi, ale na polanie w lesie.
Ze względu na pogodę, ciągle nad nami nisko zawieszone ołowiane chmury straszące deszczem, jedziemy najpierw do Myrry, ok. 1,5 km za Demre. Było to jedno z najważniejszych miast Ligi Licyjskiej, a później w czasach Cesarstwa rzymskiego diecezja, którą odwiedził św. Paweł.
Oczom naszym ukazuje się niesamowity widok. Na wzgórzu górującym lekko nad osadą przetrwał mur obronny, zaś u podnóża amfiteatr rzymski uważany za największy w Licji. W górujących nad teatrem skałach widoczne są grobowce z czasów likijskich. Wyglądają jak małe świątynie, ich fasady wykonane z drewna złożone są z filarów i do złudzenia przypominają wielopiętrowe domy. Powstawały od VI – III wieku pne. Wykute na nieprawdopodobnej wysokości, budowane dla elit, ale przeznaczone także dla mniej zamożnych obywateli, zgodnie z ich wierzeniami zapewniały krótszą i łatwiejszą wędrówkę duszy do nieba. Ozdobione reliefami kamiennymi zachowały, pomimo upływu ponad 2000 lat, kolory i kształty.
Miasteczko Demre jest brzydkie i poza piękną bizantyjską świątynią zbudowaną wokół grobu biskupa Mikołaja, nie ma w nim nic szczególnego do zobaczenia. Zwłok świętego też w nim już nie ma. Zostały wywiezione w XI wieku do Barii w obawie przed sprofanowaniem ich przez Turków.
Na małym ryneczku kupuję świeże migdały, są soczyste i bardzo słodkie. W drodze powrotnej na przedmieściach Demre w Adrasan, które kiedyś pełniło funkcję portu Myry, zjadamy lunch i pełni wrażeń mając pod powiekami wspaniałe likijskie grobowce, a w głowach legendy opowiedziane przez cudowną panią Basię wracamy do hotelu.
Smaki Turcji 2013-03-22
Do Göynük małego miasteczko położonego 7 km na wschód od Kemer wybieramy się ostatniego dnia pobytu. Grupa skorzystała z proponowanej wycieczki fakultatywnej na górę Olympos, a my po wczorajszej uczcie dla ducha, jaką było Demre - Myra postanawiamy spełnić prośbę naszej córki, która zażyczyła sobie ... czarne oliwki z bazaru:)
Ciężkie chmury nie zwiastują niczego dobrego, ale zaopatrzeni w parasol i informację od pilotki o odbywającym się w piątki targu, wyruszamy dolmuszem odjeżdżającym z przeciwnej strony hotelu, na zakupy. Już w busiku zawieram znajomość z tubylcem, który informuje mnie gdzie mieści się bazar i zaprasza po zakupach do swojego sklepu. Po niecałym kwadransie jesteśmy na miejscu. Po przeciwnej stronie ulicy wzrok przyciąga duży, nowy meczet. Przechodzimy więc i jesteśmy na targu. Muezin śpiewa nawołując na południową modlitwę. Zanim zrobimy zakupy postanawiamy zobaczyć miasto. Idziemy wzdłuż masywu górskiego rysującego się we mgle po lewej stronie dochodząc do przedmieść, raczej typu wiejskiego. Małe drewniane, czasem murowane domy. Gdzieniegdzie kury i kaczki. Gdy dochodzimy do starego meczetu, zaczyna padać więc postanawiamy wrócić. Spacerujemy między straganami na których jest wszystko to, czego w Polsce o tej porze roku brak. Piętrzą się kopce truskawek, pomidorów i bakłażanów. Za szybami jedyne w swoim rodzaju twarogi typu feta i solany, podwędzane sery kozie i owcze. Jest też mnóstwo oliwek. Podczas rekonesansu zrywa się ulewa. Pomimo parasola zaczyna chlupać nam w butach i w jednej chwili jesteśmy przemoczeni. Wchodzimy do pobliskiego baru, bo to raczej nie kafejka, ze stolikami również na ulicy osłoniętymi przed deszczem długim daszkiem. Wszystkie miejsca są zajęte. Właściciel sadza nas przy stoliku na zewnątrz w towarzystwie młodego Turka. Zamawiam herbatę, Turek częstuje specjałem wyglądającym jak nasz naleśnik tylko znacznie mniejszym. Ale za to w smaku, poezja J ! Wymieniamy kilka grzecznościowych uwag i obserwujemy jak w stronę meczetu podążają mężczyźni, również odchodzący od straganów. Na szczęście ulewa kończy się, gdy dopijamy herbatę. Żegnamy się z przyjaźnie nastawionymi tubylcami, szybko dokonujemy zakupu tego co kojarzy nam się z tureckim jedzeniem i wracamy do głównej ulicy. Niespodziewanie kątem oka widzę jakiś bus. Macham ręką i… już jedziemy do Kemer.
Dlaczego 2×2 nie zawsze jest 4? 2013-03-20
Marcowa wycieczka miała być na przełamanie zimy, której mieliśmy nadzieję nie zastać po powrocie. Niestety wróciliśmy do krainy zimna i lodu. Te kilka ciepłych dni było uroczym i jakże pożądanym przerywnikiem. Oprócz miejsc po których wiele sobie obiecywałam, a które mnie nie zawiodły, zmuszona byłam do obejrzenia tego co na każdej wycieczce stanowi żelazny punkt programu czyli tzw. centrów wyrobu biżuterii, skór i dywanów. Był to moim zdaniem stracony czas. Nie dałam namówić się na zakup czegokolwiek, bo nie zamierzałam wracać z większym bagażem niż wyjechałam. Choć uczciwie muszę przyznać, że Turcy są tak doskonałymi sprzedawcami, że łatwo nie było. Zwłaszcza w sklepie jubilerskim, gdzie zostałam przyozdobiona przecudnej urody kolią z białego złota, tak piękną w swej prostocie, że mam ją ciągle pod powiekami. Dowiedziałam się kilku ciekawostek. Najbardziej zaskoczyło mnie to, że w Turcji za kamienie szlachetne uznaje się tylko diament, rubin, szmaragd i szafir. Wszystkie oferowane nam wyroby, zarówno te ze złota jak i ze skóry oraz dywany miały jednakową cenę wywoławczą. Wszystko było od 1200 euro! Oczywiście to nie była cena dla Polaków, co podkreślano w każdym ze sklepów. Dla nas od razu 30% taniej!
Najciekawsza była wizyta w przędzalni dywanów w której nikt nic nie zakupił, za to ponad 2 godziny czekaliśmy na sfinalizowanie transakcji zakupu skórzanych kurtek przez 4 osoby. A czekało na nie prawie 80 osób!
Zapytano tureckiego sprzedawcę ile to jest 2×2? Odpowiedział, że to zależy, czy chcesz mu sprzedać 2 produkty po 2 euro to będzie 4 euro, ale jeśli chcesz od niego je kupić to zapłacisz 5 euro:)
I tak było z naszą wycieczką. Ale i tak zamierzam pojechać do Turcji jeszcze niejeden raz. Bo jak mówi mój syn: Turcja jest piękna i ciekawa i niewyobrażalnie wielka:) A ja uważam, że Turcja jest idealna dla tych, których znudziła elegancka i trochę nudna Europa, ale jeszcze nie są gotowi na prawdziwie egzotyczne spotkania np. z krajami środkowej Afryki czy Dalekiego Wschodu, o Ameryce Południowej nie wspominając. Ot taki Orient dla mnie:)
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
Tak Jolu odkryłem Twój jeszcze nie orient ale dla mnie to już całkowity. Trawię w tej chwili DEMRE i cóż można powiedzieć ale to za chwilę?...
-
Cieszę się że dzięki Twojej relacji po raz kolejny wróciłem do Turcji. Jak większość pokochałem Turcję od pierwszego wyjazdu i zawsze tam wracam z przyjemnością. Z ogromną przyjemnością obejrzałem zdjęcia i przeczytałem świetny, obszerny opis.
Jolu gratuluję relacji i serdecznie pozdrawiam! -
Jolu, gratuluję podróży i ciekawych opisów.
jeszcze muszę powrócić, bo się fotki przestały kręcić. -
...w każdym razie, warto się na dłużej zatrzymać w przedsionku tak przez Ciebie, Jolu, interesująco przedstawionym!...
-
I tu masz Piotrze rację. Nie spotkałam się, aby w jakimkolwiek dostępnym mi folderze reklamującym wycieczkę odwoływano się do mitologii, ale wydarzeń historycznych tak. Natomiast autorzy przewodników często zamieszczają w formie ciekawostek różne legendy i mity.
-
...jeśli mogę się powymądrzać, to po Twoim tekście, Jolu, opisującym wypad do Demre taka refleksja mi się nasunęła.
Turecki kierunek turystycznych, bo już nie handlowych wypadów, jest coraz częstszym. Oczywiście nie ma co oczekiwać od biur podroży, że w kampaniach go promujących będą nawiązywały do greckich mitów i faktów - na przykład dotyczących Św. Mikołaja - ale może to być jakieś pole dla rozmowy z młodzieżą ... ?...
...wiem, najlepiej jakby to dało się uwzględnić w jakiejś grze komputerowej ... :-) ... -
Bardzo ciekawa relacja.
Mnie również Turcja bardzo się podobała,zwłaszcza,że odwiedziłam ją po trzytygodniowym pobycie w Iranie.
Orientalne klimaty zawsze mnie fascynowały,ale dopiero jak się to wszystko zobaczy na własne oczy, to się wpada po uszy.Nie dla mnie turystyczne nadmorskie miejscowości.Turcja oferuje tak wiele przepięknych miejsc,że można tam jeździć wiele razy.
Gratuluję udanej podróży-) -
Dziekuje za mila wycieczke po Turcji,pozdrawiam.
-
Nawiazujac do Twojego wstepu i zakonczenia, ze Turcja jest dobrym wstem do dalekich podrozy i jest gdzies posrodku miedzy Europa a Indiami czy Ameryka Poludnowa, to ja bedac w Turcji widzialem pewne paralele miedzy nią a Meksykiem... Oba kraje sa dla mnie fascynujace, oba maja bardzo dluga, burzliwa i ciekawa historie i roja sie od niezwyklych zabytkow. Prezentuja tez ciekawa i egzotyczna kulture na co dzien... Innymi slowy Meksyk by Ci sie tez bardzo spodobal :-)
A Twoja relacja jest bardzo ciekawie napisana i z przyjemnoscia sie z nia zapoznale.
Pozdrowienia :-) -
Jolu,dziękuję za zaproszenie do Twojej tureckiej podróży:)
Nie było mnie w długi weekend i mam spore zaległości na portalu.
Zaczęłam zwiedzać,ale kuchnia i rodzinka wzywa.Wrócę wieczorem. -
W końcu przeczytałem i obejrzałem i jak zawsze u Ciebie podobało się:) Choć pogoda trochę widzę nie w pełni spasowała (co widać po zdjęciach), ale i tak widać że było warto, bo miejsca fajne i ciekawe odwiedziliście:) W niektórych z nich byłem, w innych zaś nie. Turcja jest na tyle duża i bogata w ogrom zabytków jak i pięknych krajobrazów, że zawsze braknie czasu na zwiedzanie wielu miejsc... Kocham ten kraj za niemal wszystko, chętnie do niego jeżdżę i szczerze polecam Turcję dla wszystkich, bo każdy znajdzie tam coś dla siebie:) Co do relacji, świetnie się czytało, fajna kompilacja opisu podróży oraz informacji krajoznawczych - lubię takie teksty najbardziej:) Miło spędziłem tutaj czas, bardzo fajna podróż i relacja:) Pozdrawiam!
-
dlatego jeśli już ktoś pyta mnie o Riwierę Turecką to odradzam Belek - miejscowość powstałą od zera na potrzeby turystyki !
-
...przyznam, że informacja o prywatnych "handlowcach z PRL-u" nie tylko odwiedzających tureckie bazary, ale i podziwiających inne atrakcje tego kraju, podbudowała mnie ... :-) ...
-
kto wie, może za rok powrócę do Turcji by pokazać ją rodzicom i Mężowi..... tyle, że wrócę na Bodrum, bo lot na Kos i promem na Bodrum..... kto wie...... Turcja jest fantastyczna! Twoimi oczami Jolu też piękna ;)
-
Ooo super, moja ukochana Turcja (w tym miejsca, w których i jak byłem). Z wielką chęcią przeczytam i obejrzę zdjęcia, ale już widzę, że będzie potrzeba na to dużo czasu... Jak tylko go znajdę, to na raty będę zagłębiał się w Tę podróż, a już wiem, że będzie smakowita:) Pozdrawiam!
p.s. strasznie się umęczyłem przy tej podróży gdyż Kolumber "chodzi" chyba na 1/3 obrotów.