Podróż W dawnej stolicy Imperium Mongolskiego
PUBLIKACJA TA JEST CZĘŚCIĄ WIĘKSZEJ WYPRAWY, DOSTĘPNEJ TUTAJ:
LINK
„Mongołowie wyrwali z izolacji liczne kraje, otworzyli szlaki handlowe między Wschodem a Zachodem, połączyli odrębne i odmienne kultury. Zreformowali system zarządzania, podatkowy, pocztowy itd. Umocnili religię buddyjską, mieli wpływ na rozwój techniki, kultury, handlu i sztuki. Ale wszystko to odbywało się – niestety – za cenę przerażających rzezi ludzi i kolosalnego zniszczenia dóbr materialnych. Unicestwili setki lat pracy innych narodów.
W końcu rozrośnięte imperium uległo podziałowi. Na rodzimych stepach mongolskich pozostał ulus chana Czagataja. Własną drogę znalazł w Chinach Kubilaj. Na zachodzie powstała Złota Orda. Oddzielili się także Ilchanowie w Persji.
Taki podział imperium spowodował katastrofalny okres 300 lat walk wewnętrznych i zamętu, rozpoczęty w 1368 roku upadkiem w Chinach mongolskiej dynastii Yuan. Nastały wojny domowe, seria rewolucji pałacowych i pasmo samowoli feudałów. Ogromne połacie mongolskiego imperium zostały wchłonięte przez rosnące potęgi – Rosję i Chiny. Ruszyli odwieczni wrogowie – Mandżurowie...
Ciekawe, jak wyglądałby dziś świat i Mongolia i co by było z Polską, gdyby w 1242 roku nie odwołano wojowników Batu-chana do Karakorum, dla wzięcia udziału w wyborze nowego wielkiego chana? Wszystko wskazuje na to, że po zdobyciu Bułgarii Wołgo-Kamskiej, Rusi, Wołoszczyzny, Mołdawii, Węgier, Dalmacji, Chorwacji i części Polski, Batu-chan – legendarny „półdziki okrutnik” raczej nie zatrzymałby się na Polu Legnickim i dzisiaj – najpewniej – mielibyśmy wszyscy „lekko skośne” oczy... Niewątpliwie w końcu Mongołowie wyzwoliliby też Jerozolimę spod władzy muzułmańskich Saracenów i – być może – zemścili się na niesłownych, zachodnich sojusznikach. Na szczęście batuchanowska Złota Orda sama zaniechała ekspansji na zachód. Długo jednak trwała niewola „tatarska” zdobytych terenów...
Złośliwością losu jest to, że historia następnych wieków spowodowała, że dzisiaj w Mongolii nie ma żadnych śladów minionej jej wielkości i świetności. Budowli, bogactw, pamiątek kultury, sztuki czy religii. Śladów wyposażenia wielkiej armii. Czyngis-chan zjednoczył Mongołów, po czym – w wyniku niepohamowanej pasji podbojów – rozrzucił ich po całym kontynencie Eurazji. Ta erupcja zniszczyła różne kraje i...pozbawiła ojczyznę najlepszych sił ludzkich. Nie do uwierzenia prawda?
Również religijna i kulturalna spuścizna Mongolii jest dziś bardziej niż skromna. Po ogromnej potędze religii lamajskiej też nie został znaczący ślad. Wyprano z niej nawet umysły ludzkie...” Bolesław A. Uryn - „Mongolia – wyprawy w tajgę i step”
Wielkie Imperium Mongolskie leżące na dwóch kontynentach – największe w historii. Jego centrum znajdowało się w Karakorum, w dolinie Orchonu, najdłuższej i jednocześnie jednej z najważniejszych rzek mongolskich. Dolina ta uważana jest za kolebkę cywilizacji ludów Wielkiego Stepu, bowiem już od V wieku mieściły się tu stolice różnych państw przedmongolskich, m.in. Turgutów i Ujgurów. Dolina była także siedzibą pierwszych państw ludów tureckich. Żyzne ziemie i bliskość rzeki bogatej w ryby świetnie się do tego nadawały. Karakorum nabrało jednak największego znaczenia w XIII wieku kiedy było stolicą Imperium Mongolskiego. Wpierw w 1220 roku Czyngis-chan założył tu bazę wojenną, ale jako swą rezydencję i oficjalną stolicę objął ją dopiero jego syn Wielki Chan Ugedej w 1234 roku.
„Chan Ugedej, który podbił także Tybet, uważnie wsłuchiwał się w nauki lamów i ustanowił buddyzm lamajski najważniejszą religią swoich poddanych. Ugedej nie wybił, zwyczajem swych przodków, mieszkańców zdobytych obszarów – prawdopodobnie było ich zbyt wielu – lecz obłożył podatkami i zbudował Karakorum (…), które uczynił swoją główną siedzibą. Ugedej, podobnie jak wcześniej Czyngis-chan, był tolerancyjny wobec różnych kościołów i nie wdawał się w religijne spory. W imperium mongolskim żyli obok siebie, i walczyli ramię w ramię, buddyści, szamaniści, muzułmanie i chrześcijanie. Znaczącą liczbę, według wielu zapisów, tworzyli nestorianie (chrześcijański Wschodni Kościół Asyryjski), którym przewodził tajemniczy ksiądz Jan, legendarna postać owiana autorytetem sięgającym aż po Rzym. W Karakorum szybko wzniesiono dwanaście świątyń i Pałac Dziesięciotysięcznego Spokoju. (Niektóre przewodniki tłumaczą jego nazwę jako Pałac Dziesięciu Tysięcy Lat, ale mnie się bardziej podoba ta ze spokojem). Przed jego wejściem francuski rzemieślnik Guillaume Boucher – nie wiadomo, czy niewolnik, czy z własnej woli osiadły w Karakorum – na początku XIII wieku wzniósł srebrną fontannę w kształcie drzewa, z którego wyrastały figury lwów z otwartymi paszczami. Z tych paszcz spływały do pucharów lub wprost do ust oniemiałych gości chana cztery napoje: wino, miód pitny, ajrak, czyli kumys, i piwo. Opisał ten performance flamandzki franciszkanin Willem de Ruysbroeck, wysłannik francuskiego króla Ludwika IX. (…) Wśród pierwszych Europejczyków, którzy dotarli w te strony, był też mój krajan z Wrocławia – Benedykt Polak, uczestnik poselstwa od papieża Innocentego IV do Batu-chana w 1245 roku, pełniący ważną funkcję tłumacza. Była to misja dobrej woli, wysłana w celu powstrzymania najazdów mongolskich na Europę, a jej zadania – i zapewne skład – ustalono podczas soboru w Lyonie zwołanego wkrótce po bitwie pod Legnicą i najazdach mongolskich na Węgry.” Małgorzata Dzieduszycka-Ziemilska - „Wszyscy jesteśmy nomadami”
Miasto usytuowane było na skrzyżowaniu dróg handlowych, prowadzących w cztery strony świata, stąd też posiadało cztery bramy w murach, jakimi było otoczone. Karakorum było wielką mieszanką kultur i religii, miastem odpowiednim dla charakteru całego państwa. Wyrazem kosmopolityzmu oprócz tolerancji religijnej był także fakt, że w oficjalnym obiegu znajdowały się nie tylko mongolskie waluty, ale także zachodnie. Miasto posiadało dzielnice kupiecką z przewagą muzułmanów, a także dzielnicę rzemieślniczą z przewagą Chińczyków. Wewnątrz, jak i poza swoimi murami otoczone było setkami wielkich jurt. Karakorum kwitło i prosperowało, tak jak całe państwo mongolskie.
„Imperium sięgające od Rosji po Koreę oznaczało korzystne warunki dla handlu i transportu, rzemiosła i nauki. Tamtędy podróżował Marco Polo; handel z Chinami przysporzył bogactw Wenecji; francuskich złotników ściągano do Karakorum, a chińskie wynalazki – takie jak kompas i porcelana – dotarły do Europy szlakami karawan kontrolowanymi przez Mongołów.” Jacek Sypniewski - „Mongolia – konie i grube ryby”
Mimo wzrostu i dużego znaczenia miasta, Karakorum było stolica tylko kilkadziesiąt lat. W 1264 roku Wielki Chan Kubilaj przeniósł stolicę do Zhongdu (dzisiejszy Pekin) zwanego odtąd Chanbałyk - Miasto Chana. W 1388 roku Karakorum zostało zdobyte i częściowo zniszczone przez wojska chińskie. Później jeszcze Mandżurowie dokonali zniszczeń. Dziś, z niegdyś wielkiej potęgi, prawie nic nie pozostało. Resztki dawnego Karakorum to tylko dwa kamienne żółwie ulokowane kiedyś przy bramach prowadzących do miasta.
Na miejscu dawnej stolicy Imperium Mongolskiego stoi dziś Erdenedzuu chijd – najstarszy i jednocześnie jeden z największych i najpiękniejszych klasztorów buddyjskich w Mongolii. Budowa świątyni rozpoczęła się w 1586 roku z inicjatywy Abataj-chana i przez kolejne 300 lat klasztor stale rozbudowywano. Kamienie które posłużyły do jego budowy pochodziły z ruin dawnego Karakorum. W czasach swojej największej świetności klasztor mieścił 60 świątyń i setki jurt oraz innych pomniejszych budowli a żyło tu nawet do 1000 mnichów. W 1734 roku rozpoczęto budowę wielkiego prostokątnego muru otaczającego klasztor z 27 stupami (w Mongolii zwanymi suburganami) na każdym boku, co daje łącznie liczbę 108 – tyle, ile jest koralików w buddyjskim różańcu oraz tyle, ile jest ludzkich uczynków (podzielonych po równo w naukach buddyzmu na dotyczące przeszłości, teraźniejszości i przyszłości). Budowę muru zakończono w 1804 roku.
„Całość otacza warowny mur z białymi kapliczkami w kształcie dzwonów, czyli stupami. Stupa kryje zakopane pod nią relikwie lub broń, których lepiej nie szukać, bo ich odkopanie niechybnie przyniesie nieszczęście. Stupy w Erdene Dzuu zwieńczone są szpiczastą wieżyczką z wyrzeźbionym ideogramem sojombo. To symbol dzisiejszej Mongolii.” Małgorzata Dzieduszycka-Ziemilska - „Wszyscy jesteśmy nomadami”
Klasztor został poważnie zniszczony przez Mandżurów w latach 80-tych XVIII wieku, choć potem został odbudowany. Nie przetrwał jednak w całości zniszczeń, jakie dokonali komuniści w latach 1937-40. Z dziesiątek świątyń pozostało tylko pięć, oprócz nich parę mniejszych budynków modlitewnych, kilka grobowców oraz stupy. Na szczęście ocalało wiele cennych relikwii i przedmiotów rytualnych, które można oglądać w salach klasztoru. Na nowo bowiem jako muzeum Erdene Dzuu działa od 1965 roku. W jego wnętrzach znajdują się drogocenne posągi buddyjskie, malowidła na zwojach (thanka) czy maski używane podczas rytualnego tańca cam. Po upadku komunizmu, na początku lat 90-tych XX wieku, klasztor oprócz funkcji muzealnych zaczął także ponownie pełnić funkcje sakralne. Państwo zwróciło go mnichom i od tego czasu stopniowo odradza się jako jeden z najważniejszych ośrodków buddyjskich w Mongolii.
Ze względu na swe znaczenie kulturowe w 2004 roku cała Dolina Orchonu (wraz z Karakorum) została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
Wspaniała podróż okraszona pieknymi zdjęciami i wielu ciekawostkami:)
-
Cudowne pustkowia.
-
Dolaczam swoja cegielke uznania dla Twoich podrozy po Mongolii...
-
Serdecznie zapraszam - na pewno się spodoba:) Choć punkty tego nie pokazują, to osobiście to jest moja ulubiona publikacja:)
-
No nie, widze, ze jeszcze nie wszedzie bylem... :-) Tej podrozy przygladne sie tez dokladnie kiedy indziej... :-)
-
Bajeczna kolorystycznie galeria. Wyprawa marzenie!
-
Piekna podroz w tajemnicze rejoni i tak nie znane bialej kulturze,pozdrawiam Marcinie.
-
naprawdę nie wiem co napisać... wszelkie zachwyty zostały wyrażone, a doswiadczeń do dzielenia jeszcze nie mam. ale przyjdzie na to czas... :-)
-
Lubię to miejsce (Kolumbera), bo lubię podróżować. Lubię Twoje podróże, bo podróżuję oczami. A Twoje podróże to "miód" dla oczu. Cieszę się, że powoli znajduję czas, aby odwiedzać miejsca, które zechciałeś nam pokazać.
-
Podróż z Tobą to czysta przyjemność, przepiękne zdjęcia z opisami dzięki czemu wiem na co patrzę, dużo informacji zawartych w opisach.
Bardzo chciałabym tam kiedyś pojechać, a Ty swoją relacją wspaniale do tego zachęcasz :) -
Racja, to jest niesamowite właśnie, jak wysoko można zajść, i jak szybko spaść, aby potem przez setki lat nie móc się podnieść. Dlatego tam jest powszechnie panująca taka tęsknota za dawnymi czasami chwały i potęgi:)
-
Kolejna genialna porcja zdjęć i wiedzy.
Mongołowie to dla mnie jedna z bardziej fascynujących nacji. Zadziwiające, jak z potęgi stali się w sumie niewiele znaczącym krajem i ludem. -
Przepiękne zdjęcia i ciekawy opis. Gratuluję i pozdrawiam.
-
dobrze,że naród "skośnookich" nie pozostał w Europie;),
dzięki Twojej podróży poznałam kolejne miejsce w Mongolii, czekam na następne odcinki,
pozdrawiam serdecznie;) -
Dla mnie to bardzo obca i odległa kraina. Cieszę się, że dzięki Tobie mogłam choć trochę posmakować jej uroków.
-
Obejrzałam i jak zwykle nie zawiodłam się:) Zdjęcia, jak zwykle piękne, pozwoliły na poznanie kolejnego ciekawego miejsca w Azji.
Pozdrawiam. -
i znowu wykąpałam się w kolorach przeglądając Twoje zdjęcia :) magiczne miejsce!
-
W porządku, rozumiem, wczoraj cały dzień kolumber strasznie wolno chodziło dobijając także mnie...
-
super się zapowiada, ale moja cierpliwość nie wytrzymuje tempa odświeżania Kolumbera. Wrócę tu.. :)
-
świetna podróż, zdjęcia z każdym etapem piękniejsze :)
-
Jeszcze tu wrócę. Jak zwykle zapowiada się bardzo ciekawie.
-
Piękna podróż w wciąż mało znany zakątek. Rewelacyjnie nas po nim oprowadziłeś. Genialne zdjęcia. Udało Ci się pięknie pokazać przestrzeń, kolory, ludzi, religię. Brawo !
-
Skutecznie kusisz Mongolią.Pozdrawiam
-
fotki super, brawo
-
"Gdyby legendarny „półdziki okrutnik” nie zatrzymał się na Polu Legnickim dzisiaj najpewniej mielibyśmy wszyscy „lekko skośne” oczy."
-podoba mi się to... -
Super, Marcinie, piękna relacja. Z każdym etapem Twojej podróży nabieram coraz więcej ochoty, aby samemu tam pojechać.