2011-02-25

Podróż Japonia - kraina cudownie dziwna

Opisywane miejsca: Tokio, Kamakura, Kioto, Nara (1264 km)
Typ: Inna

Do Tokio dolecieliśmy wyczerpani i z wielkim szczerzącym paszczę jet-lagiem. Chciałoby się pójść spać, mimo iż na miejscu była 11 przed południem. Niestety, trzeba było najpierw załatwić formalności - zostawić odcisk palca, kupić bilet na pociąg do centrum, wymienić zakupiony wcześniej voucher na Japan Rail Passa. Potem godzina podróży i jesteśmy w dzielnicy Ueno. Hotel w samym środku wielkiego targowiska z restauracjami, tanim sushi i małymi sklepami. Lepiej nie można trafić. Wyszliśmy na chwilę napchać paszcze surową rybą, a potem padliśmy jak śnięci.

Następne dni spędziliśmy na gubieniu się w tłumie. Tokio jest genialne i ma wszystko, czego oczekuję od takiej metropolii - świetna komunikacja, pyszne jedzenie, zabytki (w sensie świątynie i chramy), cudowni ludzie i ŚWIATŁA. Bo Tokio kojarzy się z Shinjuku, Shibuyą i Akihabarą - dzielnicami rozrywki i handlu, gdzie od wieczora do rana neony mienią się tysiącami barw. Między drapaczami chmur i butikami najdroższych marek można trafić na małe chramy, które utrzymywane są w dobrym stanie przez lokalnych wiernych. Wspaniałe.

Komunikacja miejska w Tokio zasługuje na osobny wątek. Jest absolutnie punktualna. Obojętne czy jest to metro, lokalne linie kolejowe czy dalekobieżne Shinkanseny - wszystko chodzi jak w zegarku, a jeśli jest opóźnienie, pasażerowie są za to odpowiednio przepraszani. Dodatkowo wszystko jest niezwykle intuicyjne i mimo iż czasem brak jest informacji w "ludzkim" języku, to zawsze znajdzie się ktoś, kto chętnie pomoże (pierwszego dnia był to bezdomny człowiek, który z uśmiechem na twarzy i z łamaną angielszczyzną odprowadził nas na linię metra do rybnego targu). Warto jest mieć hotel blisko linii pociągowej Yamanote, która okrąża wielkie centrum miasta i można się dzięki niej dostać do większości atrakcji. I działa na nią JR Pass, co jest wielkim udogodnieniem i wytchnieniem dla kieszeni ;)  

A targ Tsukiji jest to coś, czego absolutnie ominąć nie można. Wprawdzie nie chciało nam się wstawać o 3 rano żeby dotrzeć na ukcję tuńczyków, ale i tak jest to miejsce bardzo ciekawe. Przeczytałam gdzieś, że ten targ jest jak zoo - wiele dziwnych stworzeń, tylko że w odróżnieniu od zoo można wziąć wiadro i kupić sobie jedno z nich, a potem w domu ugotować i zjeść. Bardzo prawda. Nie nam nazw nawet połowy tego, co tam siedziało w akwariach i wiadrach. Część z tych morskich obywateli świata nadal mi się śni... brr.

O Tokio mogłabym pisać całe referaty. O niesamowitych widokach z ostatnich pięter wieżowców, o górze Fuji na horyzoncie w pogodny dzień... nie da się tego wszystkiego ubrać w słowa, bo jest tego za dużo :) W każdym razie polecam, nawet jeśli ktoś nie może pozwiedzać dalszej części Japonii, to Tokio i tak samo w sobie jest osobnym państwem. 
 

  • gdzieś na targu
  • knajpa jak każda inna
  • ulice nocą
  • kolejna pijalnia sake
  • targ rybny
  • pagoda w centrum miasta
  • typowy krajobraz nocny

Do Kamakury pojechaliśmy z Tokio przez Yokohamę. To drugie miasto nie jest jakoś wielce ciekawe, warto na pewno odwiedzić China Town i jak ktoś lubi chińszczyznę - zjeść tam obiad. Reszta miasta to port i jedynia namiastka tego, co można dostać w Tokio.

Kamakura za to jest mieściną, która pozwala na nieco wytchnienia po kilku dniach spędzonych w hałasie stolicy. Wiele tam zabytków, chramów i małych rodzinnych sklepików. Można zaopatrzyć się tam w owoce i pamiątki, bo są o wiele tańsze niż w Tokio. Warto wybrać się do Wielkiego Buddy czy świątyni Kanon (świątyni w Kamakurze jest tyle, że nie ma szans, by je oglądnąć w jeden dzień) - z jej ogrodu podziwialiśmy widoki na ocean. Plaża jest niezbyt ciekawa, jedyne co przyciągnęło mój wzrok, to suszące się glony nori :)

  • gdzieś w ogrodach
  • Wielki Budda
  • ogrody
  • Kanon
  • tabliczki z życzeniami
  • suszące się glony

Do Kioto pojechaliśmy z Tokio Shinkansenem. 160 minut i 520 km. W godzinach szczytu pociągi łączące te dwa miasta odjeżdżają co 6 minut (lub mniej!) i są dość napakowane :)

W Kioto zamieszkaliśmy w nieco bardziej nowoczesnej wersji ryokana, czyli czegoś na kształt hotelu-gospody japońskiej. Nie jest to najlepszy pomysł na dłuższy pobyt, bo ściany w tego typu hotelach są zazwyczaj dość cienkie i słyszy się wszystko, co mówią i robią sąsiedzi. Ryokany są też zazwyczaj droższe niż typowe hotele biznesowe. 

Kioto jest bardzo inne niż Tokio. Podróżuje się przede wszystkim autobusami, które stoją w korkach i traci się w nich sporo czasu. System komunikacyjny nie daje rady tłumom turystów i wizyta w weekend może nam upłynąć na wciskaniu się do spóźnionych autobusów. A jest co zwiedzać. Przede wszystkim tzw. Złoty Pawilon, świątynia Kiyomizu położona ponad Kioto (świetne widoki), dzielnica Gion. Mnie szczególnie przypadła do gustu Fushimi Inari - świątynia z tysiącami czerwonych tori, które tworzą korytarze wiodące przez las. Coś niesamowitego. Dzielnica Gion jest również bardzo malownicza, ale żeby zobaczyć gejszę trzeba mieć ogromne szczęście graniczące z cudem (nie mówię o maiko i turystkach przebranych do zdjęć). 

Jeśli chodzi o kuchnię, to Kioto wypada dość blado przy Tokio dlatego postanowiliśmy wpaść na kolację do niedalekiej Osaki. Ku mojej uciesze trafiliśmy na bar z okonomiyaki, czyli japońskimi plackami jajecznymi wypełnionymi wszelakimi różnościami. Placki są przygotowywane na metalowej blasze ciągnącej się na barze przy którym się siedzi (w większości barów japońskich nie ma stolików, bo nie ma na nie miejsca). Widok szefa kuchni mieszającego z rozmachem wszystkie składniki jest świetnym wstępem do opychania się :) A poza jedzeniem to Osaka jest wg mnie dość podobna do Yokohamy... no, ma zamek i chyba więcej knajp, więc może i jest fajniejsza ;)

  • tysiące bram
  • Złoty Pawilon
  • Gion
  • pałas szoguna

Nara leży niedaleko Kioto i jest tym, czym Kamakura dla Tokio. No, może jednak Nara jest ważniejsza - coś jak Częstochowa dla nas ;)

To, co przyciąga uwagę turystów, to jelenie. Całe mnóstwo jeleni. Łażą sobie po ogromnym parku i jego okolicach, zaczepiają turystów. Widok jelenia na przejściu dla pieszych i pod świątynią po dniu spędzonym w Narze nie robi już wrażenia i wydaje się czymś normalnym. A działają one na takiej oto zasadzie: Pierwsza grupka witająca ludzi w parku jest śliczna i pozuje do zdjęć żeby zbić turystę z tropu. Druga grupa stoi przy głównej mapie terenu i zlicza turystów. Kolejne grupy i podgrupy czają się za drzewami, w rowach i w krzakach. A gdy człowiek dochodzi do kobieciny sprzedającej krakersy i (o zgrozo) stwierdza, że krakersy nabędzie, to wszystkie te grupy, paczki i podgrupy zbijają się w jedną watahę i atakują biednego turystę. Jeleń zżera krakersa w mniej niż sekundę, potem dobiera się do kurtki i nawet nie wiadomo kiedy - ma już w paszczy Twoją podręczną mapkę trasy świątynnej i nie zamierza oddać nawet za krakersa. Życie w Narze nie jest łatwe.

Świątynie są rozsiane wokół parku, potrzeba całego dnia żeby je obejść i mniej więcej zwiedzić okolice. Nam się znudziło chyba po drugiej (tej z wielkim Buddą i straganami u jego stóp) i wybyliśmy do Tokio na sushi w ramach wspierania konsumpcyjnego stylu życia i zabijania resztek duchowości :P 

  • jelenie udają aniołki
  • mnich
  • detal świątynny

Wróciliśmy do Tokio w celu dokonania przedwylotowych zakupów (musieliśmy kupić dodatkową torbę, bo zabrakło nam miejsca na suszone ośmiornice i inne paskudne rzeczy, którymi teraz karminy przyjaciół i rodzinę żeby nas znienawidzili).

To, co nas zachwiciło w Tokio i generalnie w Japonii, to niesamowity porządek i uśmiech, jakim raczyli nas tubylcy. Japończycy kiepsko mówią po angielsku, więc często trzeba było posługiwać się międzynarodowym językiem gestów, co nie zawsze się udawało, bo oni są strasznie nieśmiali i często uciekali zanim cokolwiek udało mi się przekazać ;) W salonie pachinko zebrało się czterech młodych ludzi z obsługi, którzy nie mieli pojęcia o co chodzi dwojgu młodych ludzi (w tej roli my) powtarzających "we want to PLAY". Wreszcie dali nam te kulki i mogliśmy zagrać w najgłupszą grę świata, ale może się człowiek zdenerwować (bo w końcu o co mogło nam chodzić w salonie pachinko, skoro nic tam innego nie ma prócz pachinko?!). Bariera językowa była czasem tak duża, że do tej pory nie wiemy, co jedliśmy w jednej z restauracji... ale było smaczne i żyjemy, wiec w sumie co za różnica. Jeśli kiedyś nie będę miała pomysłu na życie, to pojadę do Japonii wbijać im do głowy języki obce.

Kolejna rzecz, która zaskoczyła nas na plus, to ceny. Japończycy lubią jadać na mieście, w domach często nie mają warunków, więc siłą rzeczy jedzenie nie jest drogie. Oczywiście sporo płaci się za dzielnicę - drożej będzie w Shinjuku niż w Ueno, ale to też zależy jakiego typu knajpa. Drogi jest alkohol w barach, dodatkowo najczęściej płaci się tam za miejsce i obowiązkowe przystawki. W ten sposób właściciele odrabiają sobie braki powodowane narodową zasadą braku napiwków. Za to w sklepach można kupić sake całkiem tanio, choć to też zależy od jakości trunku. 

W Japonii się zakochaliśmy, zwłaszcza w Tokio, które z wielu powodów bardzo nam odpowiadało. Na pewno wrócimy - do Tokio i potem na południe kraju. 

http://na-biegunach.pl/?p=370 - ładniejsze zdjęcia i w lepszej jakości :)

  • jeden z tych najszybszych
  • targowisko różności
  • stare i nowe

Zaloguj się, aby skomentować tę podróż

Komentarze

  1. lmichorowski
    lmichorowski (05.07.2011 22:03)
    Ja też jestem ciekaw Twoich wrażeń. Ja miałem okazję być w Singapurze kilkakrotnie - wprawdzie już dość dawno, bo w 1980 (dwukrotnie), 1982, 1983, 1994 i 1996 roku, ale jest to chyba ciągle jedno z moich ulubionych miejsc w Azji (i nie tylko).
  2. na_biegunach
    na_biegunach (30.06.2011 10:26) +1
    Dzięki za odwiedziny :) Właśnie za miesiąc wybieram się m.in. do Singapuru i KL, więc będę miała porównanie - ogromne azjatyckie miasta, zupełnie różne klimaty (kulturowe i pogodowe - w Tokio byłam zimą, miesiąc przed tsunami, różnica więc 30stC). Postaram się opisać wrażenia.
  3. lmichorowski
    lmichorowski (28.06.2011 19:31) +1
    Ciekawa, osobista relacja. Zainteresowały mnie zwłaszcza wrażenia ze stolicy Japonii, którą miałem też okazję odwiedzić, choć prawie 28 lat temu (w grudniu 1983 roku). Widzę, że niektóre rzeczy (np. totalna nieznajomość angielskiego przez przeciętnych Japończyków) nie zmieniły się. Mnie w Tokio bardzo podobała się Asakusa i park Meiji. Jeżeli chodzi o kuchnię, to przyznam że bardziej urzekła mnie kuchnia chińska, ale niektóre japońskie specjały też wspominam mile (zwłaszcza mięso grillowane w knajpkach typu teppanyaki). Wprawdzie po zielonym, tropikalnym Singapurze zimowe Tokio wydało mi się nieco szare, to zgodzę się że jest to miejsce fascynujące. Żałuję, że nie miałem okazji zobaczyć Kioto, Nary i innych miast Japonii. Pozdrawiam.
  4. na_biegunach
    na_biegunach (07.03.2011 22:06)
    Tak, w Tokio samotność raczej nie doskwiera, ale wyobraź sobie taką sytuację, że idziesz niesamowicie tłoczną ulicą w dość popularnej targowej dzielnicy, wszędzie szum, zapachy jadła wszelakiego, muzyka z każdej strony inna i raptem trafiasz na niesamowicie odmienną od tej ulicznej dyskoteki oazę spokoju - mały chram wciśnięty między wiadukt kolejowy a bloki mieszkalne. Wchodzisz i cały ten zgiełk ustaje, czujesz się jak w innym świecie. A potem nad głową przejeżdża pociąg i wracasz do jazgotliwej rzeczywistości. Kocham przyrodę, spacery brzegiem wyludnionej plaży czy po pachnącej łące na wsi, ale coś takiego jak metropolia też leży w ludzkiej naturze i również może być piękne, ciekawe, odmienne :) A ja, szara mysz z prowincji świata, tym bardziej się tym podniecam.
  5. milanello80
    milanello80 (06.03.2011 0:10) +2
    Lubię takie relacje pisane od siebie, bez przeklejania całej tej faktologii z wikipedii. Japonia to niewątpliwie ciekawy kraj, jak cała Azja. Ja jednak jako odludek, a więc lubiący miejsca odludne :) dzikie, gdzie ludzi nie ma jak mrówków, tynk ze ścian odchodzi... Nie bardzo byłbym w stanie odnaleźć się w takich metropoliach. Pewnie wnet wyskoczyłbym w japoński interior, bo kraj ten ma wiele pięknych miejsc do pokazania. Byc może kiedyś tam zawitam, choć Japonia nie spędza mi snu z powiek, również ze względu na swą sterylność
  6. wojtass83
    wojtass83 (03.03.2011 16:37) +1
    Moja druga podróż na kolumberze po Japonii i muszę przyznać że bardzo chciałbym zwiedzić ten kraj i na pewno zobaczyć jak pokonuje się trasę pociągiem 160 min i 520 km niesamowite u nas 520 minut i może 100 km :)
  7. bkrystina
    bkrystina (03.03.2011 13:16) +2
    Piekna podróż. Kraj odległy ale widzę że sporo Kolumberowiczów już tam było. :)
  8. na_biegunach
    na_biegunach (02.03.2011 20:24) +1
    Smoku Wawelski, masz rację - napiszę do Kolumbera, bo to wygląda, jakbym zjechała drugie tyle co naprawdę ;)
  9. na_biegunach
    na_biegunach (02.03.2011 20:22)
    rodos13, dzięki za podpowiedź, ale niestety już tego próbowałam - nie mogę wybrać z listy innej Nary, a pojawiają się do wyboru nawet trzy, a nie dwie :)

    traveluk, Tokio nam się podobało bardzo, bo "ma swój styl". Owszem - moloch, głośny... na dłuższą metę nie da się tam mieszkać. Ale spędzić kilka(naście) dni wycieczki - SUPER! Stwierdziłam, że mogłabym tam zamieszkać nawet przez rok w ramach jakiejś służbowej wymiany pracowniczej i codziennie odkrywałabym miasto po kawałku ;) Ach, te świątynie schowane między blokami, niemal na podwórkach - piękna sprawa. Jedzenie owszem, fantastyczne. Do tego stopnia, że smakowało mi niemal wszystko, a zazwyczaj jestem wybredna, hehe. Co do Osaki, to byliśmy tam dosłownie chwilę, bo miasto rzeczywiście nie ma zbyt wiele do zaoferowania prócz niezłych knajp i kilku centrów poświęconych technicznym maniakom. Wydaje mi się jednak, że Yokohama jest jeszcze nudniejsza ;)
  10. rodos13
    rodos13 (02.03.2011 18:58) +1
    super zdjęcia :) Odnośnie Nary, są dwie. Wybrałaś nie tą, którą chciałaś. Przy dodawaniu miejsca pokazują się wszystkie i trzeba wybrać "swoją" :) Pozdrawiam :)
  11. traveluk
    traveluk (02.03.2011 18:41) +1
    hey, fajna relacja. Czytajac , milo sie wspomina te chwile spedzone w krainie sushi. Widze, ze byliscie w podobnych miejscach. Przyznam sie, ze mnie Tokio nie powalilo na kolana, milo je wspominam , ale chyba juz dalbym sie namowic na powrot. Moloch niesamowity, meczacy na dluzsza mete. Mnie generalnie Japonia zachwycila jadlem, bo wszedzie jada sie niesamowicie dobrze, tanio i fantastycznie podane. Estetyka podawania jedzenia nie ma sobie chyba rownych. Aha, a jakie wrazenia z Osaki??? My mielismy byc 3 dni i ucieklismy po jednym... jedno z najbrzydszych miast w jakich bylem w zyciu, chyba tylko niemiecki Duseldorf moze je pobc :-)
  12. s.wawelski
    s.wawelski (02.03.2011 16:11) +1
    Czasami sa problemy z usunięciem niechcianego miejsca i najlepiej bedzie jesli sie zwrocisz do Kolumbera w tej sprawie. Onie powinni to usunąć łatwo i szybko :-)
  13. na_biegunach
    na_biegunach (02.03.2011 10:00) +1
    Bardzo się cieszę, że Wam się spodobało :) Japonia jest wspaniała, na pewno będę się starała wrócić, pozwiedzać trochę jej zachodnie i południowe części w połączeniu z Koreą.

    Zauważyłam, że na mapie Nara została zaznaczona gdzieś na zachodzie, a powinna być obok Kioto. Staram się poprawić, ale nie umiem.
  14. city_hopper
    city_hopper (01.03.2011 18:52) +1
    Interesująca relacja z bliskich nam miejsc, do których chcielibyśmy powrócić. Spostrzeżenia i wrażenia mamy bardzo zbliżone :-). Poza jednym - okonomiyaki jedliśmy akurat w Kioto :-) Pzdr
  15. s.wawelski
    s.wawelski (01.03.2011 5:54) +2
    Twoja opowieść o Japonii mnie bardzo wciągnęła i poniekąd poczułem się jakbym tam sie powtórnie pojawił. Moje wspomnienia z Japonii odżyły. Większość odwiedzonych przez Ciebie miejsc też znam, więc tym milej było porównać Twoje wrażenia z moimi. Nie doczytałem jak długo tam byłaś i o jakiej porze roku.

    Pozdrowienia :-)
  16. na_biegunach
    na_biegunach (27.02.2011 20:10) +3
    A ja dziękuję za odwiedziny :) Tak, Japończycy są bardzo kiepscy w komunikacji. Przede wszystkim główną rolę gra nieśmiałość, a zaraz za tym idzie koszmarna wymowa. Ten brak zdolności językowych skutkuje tym, że w sklepach przeznaczonych dla turystów zatrudniają Azjatów z biedniejszych krajów, typu Indie, którzy języki obce chłoną jak gąbka - i gdy wchodzi turysta, Japończycy od razu wołają takiego "importowanego" pracownika :) Niemniej jednak starają się być bardzo mili, ukrywać zakłopotanie jak tylko można i pomagać często bardzo bezinteresownie.
  17. asta_77
    asta_77 (27.02.2011 19:34) +1
    Zaskoczyła mnie informacja, ze w Japonii słabo mówią po angielsku, no i jakoś nigdy nie myślałam o Japończykach jako o nacji miłej ;) - cóż, człowiek ma jakieś wyobrażenie o danym kraju i często się okazuje, że to nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością - dzięki za relację ;)
  18. na_biegunach
    na_biegunach (27.02.2011 18:19)
    tak, już mi się nie chciało kombinować i tutaj skopiowałam prosto z picasy :)
  19. mj1945
    mj1945 (27.02.2011 18:15) +2
    na stronie i lepszej jakości i więcej