Podróż Szlakiem historii lotnictwa
Nie jest to podróż chronologiczna, przedstawione tu placówki zwiedzałem niejako przy okazji innych wypraw. Jednak świr lotniczy (to chyba lepsze określenie niż spotter) zawsze znajdzie chociaż troszkę czasu, by zajrzeć do muzeum lotniczego. Przechodząc się pośród zakurzonych eksponatów można poczuć powiew historii i swego rodzaju nostalgię za czasami gdy pilotowi nieodłącznie towarzyszyły biały szał, skórzana czapka i gogle. Potem będąc na pokazach człowiek bardziej docenia jak mu nad głowa mknie taki oldtimer...ale to już inna historia.
Jeżeli nie liczyć mitycznego Ikara, to pierwsi w powietrze wznieśli się bracia Montgolfier w roku 1783, balonem na ogrzane powietrze. Pierwszym „rasowym” lotnikiem był Otto Lilienthal, który pod koniec XIX w odbył kilka lotów szybowcem własnej konstrukcji. Natomiast pierwszy lot samolotem miał miejsce w pewien grudniowy dzień 1903 roku – wtedy to w powietrze wznieśli się bracia Wright. Dziś, nieco ponad wiek od tego doniosłego wydarzenia, mimo że wciąż bez skrzydeł i piór, możemy spełniać odwieczne marzenie o lataniu. Zapraszam do dotknięcia historii światowego lotnictwa, w miarę kolejnych wypraw punktów będzie przybywać.
Chyba najczęściej odwiedzane przeze mnie muzeum, gdzie można znaleźć chociaż kilka eksponatów lotniczych. Jest po prostu najbliżej, ponadto w ostatnich latach przybyło troszkę samolotów (Mig 29 i Su 22). Z pewnością nie jest to ani najlepsze, ani najciekawsze muzeum tego typu, jakie miałem okazję zwiedzać. Zawsze szkoda mi eksponatów stojących pod chmurka, w dodatku niedostatecznie i mało ciekawie opisanych. Z drugiej strony jest lepiej: remonty eksponatów, uczestnictwo w nocy muzeów – świadczy to o pewnej otwartości placówki.
Ekspozycja zwiedzana przy okazji wspaniałego dnia spędzonego w Szkole Orląt, a związanego z fotografowaniem treningu pilotów Zespołu Akrobacyjnego Biało-Czerwone Iskry. Cały dzień upłynął na zwiedzaniu kuźni polskich pilotów i na śledzeniu z aparatem życia bazy ( http://boaedon.pl/thumbnails.php?album=127). Siła rzeczy na stojące przed jednym z hangarów eksponaty było mniej czasu, niemniej o ile będziecie mieli okazję - warto je obejrzeć. Mało jest mniej, gdzie równie silnie jak tu, w Dęblinie odczuwa się lotnictwo każdą komórką ciała.
Niewielkie muzeum Marynarki Wojennej z pewnością jest warte odwiedzenia, bo wśród licznych eksponatów znajdziemy tu trochę perełek. Ponadto same położenie muzeum jest zachęcające: tuż przy bulwarze, z widokiem na morze. Rzecz jasna z racji tematyki, lotnictwo jest tylko jednym z działów, być może potraktowanym po macoszemu ale mimo wszystko wartym uwagi.
Mimo że do Rygi trafiłem trochę z przypadku i na wariata, to wiedziałem, ze muzeum lotnictwa jest jednym z tych punktów, które muszę zobaczyć. Zlokalizowane tuż obok miejscowego portu lotniczego z pewnością nie jest obiektem, gdzie trafi przypadkowy turysta. Zniechęca do tego zamknięta brama, mimo że teoretycznie powinno funkcjonować – cóż podobno to własność prywatna a funkcjonowanie placówki należy zawdzięczać jednemu entuzjaście. W końcu na długie przyciskanie dzwonka zlokalizowanego przy bramie ktoś zareagował – nie wiem czy to właściciel czy ciec , który akurat dorabiał stróżowaniem. Po skasowaniu 15 łatów, które natychmiast schował w kieszeni, nie wydając rzecz jasna żadnego biletu łaskawie zezwolił na zwiedzanie placówki. Tu mała dygresja –było to w czasach gdy łotewska gospodarka kwitła i 1 łat stanowił równowartość 5,5 złotego (euro wtedy było poniżej 4 złotych) – słowem chyba najdroższe muzeum jakie miałem okazję zwiedzać.
Czy było warto- z pewnością, są tu samoloty jakich próżno szukać nie tylko w naszych muzeach, ale także u naszych zachodnich sąsiadów. Prawdziwe lotnicze perełki – rzecz jasna tylko dla maniaków, bo opisów próżno tu szukać. Pośród ścieżek zarastających zielskiem stoją dumne niegdyś maszyny, stopniowo rdzewiejąc przypominają o utraconej potędze. Szkoda bo są tu naprawdę ciekawe eksponaty, niestety do części z nich nie ma nawet dostępu – płot lub wysokie chwasty skutecznie od nich odgradzają. Z drugiej strony dzięki drabinkom można oglądać kabiny niektórych maszyn. Chwilami człowiek nie wie czy zwiedza muzeum czy cmentarzysko samolotów, ale dla tych kilku lotniczych perełek z pewnością warto.
Wyjazd do Londynu w ogóle był pod znakiem lotnictwa i Imperial War Museum było jednym ze żelaznych punktów programu zwiedzania. Muzeum olśniewa wielkością – trudno to oddać na zdjęciach, to trzeba przeżyć. Przed wejściem witają nas potężne armaty kalibry 380 mm potem jest już tylko jeszcze bardziej oszałamiająco. Wstęp bezpłatny, podobnie jak kilka reklamowych broszurek. W środku ogromny hol gdzie wisi kilka podwieszonych samolotów a wokół czteropiętrowy budynek muzeum do zwiedzania. Lotnictwo rzecz jasna to tylko jeden z tematów ekspozycji, ale trzeba przyznać że przynajmniej 2 eksponaty przyprawiają o szybsze bicie serca. Oryginalny kokpit Mitsubishi A6 zero czy też silnik Daimler-Benz DB 601A-1 z Messerschmitta Bf 110 którym 10 maja 1941 roku Rudolf Hess przyleciał do Wielkiej Brytanii – to po prostu trzeba zobaczyć. O ile będziecie mieli okazje być w Londynie, to muzeum z pewnością jest warte kilku godzin w nim spędzonych.
W pierwszych latach XX wieku pewien angielski gentleman: Claude Grahame White postanowił, że poświęci się swojej pasji życia i będzie budował samoloty. Dziś tam gdzie powstały jego warsztaty, jest jedno z najsłynniejszych na świecie muzeów lotnictwa. Oficjalne otwarcie muzeum nastąpiło 15 listopada 1972 roku. Dziś zbiory muzeum to ponad 130 samolotów doskonale prezentujących historię lotnictwa.
Muzeum położone jakies 45 minut jazdy metrem od centrum Londynu z pewnością warte jest każdej minuty w nim spędzonej, a z tych minut spokojnie uzbiera się na cały dzień. Wstęp darmowy, warto jednak zakupić płatny prospekt-przewodnik. Wielkość zbiorów i to co można tu zobaczyć olśniewa – z pewnością najlepsza placówka tego typu, jaka miałem okazję zwiedzać. Kilka ogromnych hal z samolotami o jakich próżno mogą marzyć nasi muzealnicy, do tego ciekawy filmik o bitwie o Anglie, sklep z pamiątkami.
A wszystko na wyciągniecie ręki – nikt tu nie goni człowieka pstrykającego zdjęcia z fleszem, który ma na sobie nienajmniejszy plecak foto. Ba obsługa z uśmiechem informuje co jeszcze warto zobaczyć, a nawet skłonna jest wstrzymać o kilka minut projekcję filmu, byle delikwent zdarzył dotrzeć do sali kinowej. Po burkliwych paniach w naszych muzeach, gdzie fotografowanie jest często zakazane a wniesienie plecaka foto graniczy z cudem człowiek czuj się tu jak w raju- a przecież tak powinna wyglądać normalność w muzeum. Co do zbiorów powiem krótko: ludzieeee to trzeba zobaczyć!
W praktyce to oddział Muzeum Wojska, mieszczący się w forcie IX Czerniaków. Dzięki sporym terenom wokół znalazła tu miejsce duża ekspozycja broni pancernej i jeszcze większa prezentująca nasze lotnictwo. Szkoda że pod chmurką ale i tak na bogato – samolotów jest kilkanaście i z pewnością w miarę dobrze prezentują rozwój naszego powojennego lotnictwa. Szkoda że eksponaty są tak blisko siebie, co czasami utrudnia robienie zdjęć – jednak placówkę warto odwiedzić.
Niewielkie ale ciekawe muzeum wojska znajduje się w Bydgoszczy. Niestety część eksponatów lotniczych znajduje się na terenie Wojskowych zakładów Lotniczych nr 2, a tam nie zawsze można je zwiedzać. W praktyce jest to możliwe przy okazji targów Air Fair odbywających się co roku na terenie WZL. Mimo utrudnień jest warto, bo obok leciwych eksponatów znajdziemy tam wtedy najnowsze samoloty ULM.
Ta placówka z pewnością jest warta zobaczenia, nie tylko ze względu na zbiory lotnicze (chociaż to one były pretekstem do jej zobaczenia). Muzeum mieści się w starym dworcu kolejowym i dobudowanych obok nowoczesnych pawilonach. Już z daleka zwraca uwagę charakterystyczną bryłą i samolotem Douglas C 47 Skytrain „wylatującym” z frontu budowli. Potem jest już tylko coraz ciekawiej: spośród 3 pięter głównego budynku niemal 1,5 zajmują zbiory lotnicze. Nie brak tu perełek jak np. części samolotu FW 200 Condor czy też Ju 52 m3, chociaż dominują popularne w muzeach Bf 109 czy Bu 131 Jungmann. Zwiedzając Berlin z pewnością warto zahaczyć o tą sympatyczna placówkę.
Jedno z najbardziej urokliwych a przy tym klimatycznych muzeów lotniczych w jakich byłem lecz…żeby tam trafić trzeba się sporo nagimnastykować. Wystarczy stwierdzić, że wysiadając w okolicy dopiero piąta osoba potrafiła nas dobrze pokierować, a złej podpowiedzi udzieliła nawet miejscowa policja. Najbardziej kompetentni okazali się przedstawiciele miejscowego MPO którzy nie dość że kompetentnie wskazali drogę to jeszcze mówili ładnie po angielsku. Abyście nie błądzili mam dla was radę: niezależnie czy „w okolice” dojedziecie autobusem ekspresowym X 35 czy też koleją (U7 lub S5) należy wsiąść następnie w autobus 135 który podjeżdża bezpośrednio w pobliże muzeum.
Jak wspominałem samo muzeum jest bardzo klimatyczne - mieści się na terenie byłego lotniska wojskowego Berlin-Gatow. Już sam widok przeszło 70 maszyn stojącej w rządkach na pasach i drogach kołowania sprawia że miłośnik lotnictwa chciałby wykrzyknąć: ludzie po prostu raj, ja tu zostaje. Do zwiedzania są także dwa duże hangary a ilość samolotów „pod chmurką” sprawia że na spokojne zwiedzanie muzeum trzeba zarezerwować minimum ze 4 godziny. Wstęp jest darmowy, na miejscu jest też sklepik z suwenirami. Aha jedna dobra rada: gdy zwiedzacie muzeum w sezonie letnim obowiązkowy jest solidny zapas napojów, czapka oraz krem do opalania- w końcu na terenie tego lotniska cienia jest jak na lekarstwo. Zresztą z doświadczenia wam powiem, ze nigdzie człowiek nie opala się tak dobrze jak na lotnisku.
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
Jak sie poobrabiam czasowo wstawie muzeum w Kbely -Praga ;)
-
Świetna kolekcja fotek lotniczych. W Polsce to chyba własnie Kraków wiedzie prym jeżeli chodzi o ilość i jakość maszyn latających.
http://kolumber.pl/g/146391-Muzeum%20Lotnictwa%20w%20Krakowie -
zamierzam,tymczasem odwiedziłem Berlin i wstawilem dwa muzea na pewno warte uwagi ;)
-
Jeżeli interesujesz się lotnictwem, warto też podjechać metrem do stacji Northolt i obejrzeć pomnik polskich lotników walczących w Wielkiej Brytanii.
-
W Londynie na pewno warto i RAF museum i Imperial War Museum - obie placówki sławne i ze wszech miar godne polecenia.
-
Bardzo interesująca relacja, zawierająca masę informacji. Zaimponowało mi zwłaszcza muzeum w Londynie - bogactwem zbiorów, dobrym stanem eksponatów i oczywiście samym sposobem ekspozycji. Na pewno włączę je do programu swojego najbliższego pobytu w Londynie. Pozdrawiam.
-
Jest troszkę tych muzeów godnych zobaczenia, plany mam bogate, zobaczymy co się uda zrealizować ;)
-
Godna polecenia jest też kolekcja w Drzonowie koło Zielonej Góry, np prototyp jednomiejscowej TS-11 Iskra BR 200
-
Wiem, Krakow widnieje na mojej liście muzeów do odwiedzenia ;)
-
Cala przyjemnosc po mojej stronie :-) Tez lubie zagladac do muzeow lotniczych.
Gdy ja tam bylem, a bylem 2 razy, to ani razu nie widzialem Sunderlanda. Krakowskie Muzem Lotnictwa ma wyjatkowo duzo perelek, m.in. P-11c, na ktorym ponoc Krol zestrzelil 4 samoloty niemieckie... Przyznam, ze dawno tam nie bylem, wiec bede musial tam kiedys zajrzec... -
Ślicznie dziękuję.
W Muzeum RAF w ogóle było z przygodami bo jeszcze nie miałem przejściówki na ichnie gniazdka, więc w połowie muzeum padła mi lustrzanka z braku pradu (zapasowego AKU wtedy nie miałem), potem z kolei padł kompakt ojca (na szczescie w muzeum był kiosk z paluszkami) i resztę dopstrykalem kompaktem. Jako że jak zwiedzałem to Sunderland byl w remoncie i tak muszę tam kiedyś wrócić ;) ;) -
Bardzo ciekawy cykl, oczywiscie glownie dla koneserow :-) Z przyjemnoscia sie oddalem ogladaniu i lekturze podpisow pod zdjeciami, ktore sa bardzo tresciwe i informatywne. Samym Londynie jest jeszcze pare samolotow w Muzeum Techniki, tuz obok Victoria and Albert Museum. Z muzeum na Hendon pamietam, ze kilkanascie lat temu widzialem Defiant w barwach dywizjonu 307. Mile to bylo!