Podróż Duzinka podróże małe i duże - cz.2 Wielka majówka
W połowie drogi między wsią Wąglikowice a bardziej znanymi Wdzydzami Kiszewskimi, nad Jeziorem Jelenie (odnoga Jeziora Wdzydzkiego), znajduje się ośrodek wypoczynkowy należący do zakładu pracy moich rodziców. Około 60 drewnianych domków, jeden duży budynek z sanitariatami zabudowania gospodarcze (stołówka, świetlica, bar) a do tego przystań, kąpielisko, kort tenisowy, plac zabaw dla dzieci i boisko - bez szału, ale to miłe miejsce. Od ładnych nastu lat prawie co roku przyjeżdżamy tu na 2 tygodnie w lecie na tzw. wczasy pracownicze. W tym roku też pojedziemy, ale wcześniej...
Mój ukochany braciszek wpadł na genialny w swej prostocie pomysł - spędźmy długi weekend „na Wdzydzach”. Co prawda sprzęt wodny jeszcze nie wyprowadzony z hangarów, stołówka jeszcze nieczynna a woda w jeziorze dobra chyba tylko dla morsów, ale są okoliczne lasy, jest tak uwielbiany ostatnio przez naród grill, no i jest bogata w różnorodne atrakcje okolica. „Jak uradzili tak i zrobili”...
1 maja, skoro tylko „świt nastał” (czyli de facto blisko południa) rodzina duzinków ostatecznie wyruszyła nad Wdzydzkie. Gdy dotarliśmy z wolnego dnia zrobiła się już tylko połowa. Postanowiliśmy to popołudnie poświęcić na spacery po okolicznych lasach. Nasza ulubiona trasa wiedzie nad jedno z wielu okolicznych jeziorek - Białe. Jest ono obecnie prywatne (tak przynajmniej informują tabliczki na około). Ma około 30 ha powierzchni i mega przejrzystą wodę. Gładka tafla jeziora, świeże powietrze, smagane delikatnym wietrzykiem trawy i tataraki przy brzegu, cisza przerywana jedynie szumem drzew i śpiewem ptaków - czegóż więcej potrzeba żeby odpocząć od trudów dnia codziennego? Mam nadzieję, że zdjęcia przekażą Wam choć ułamek tamtego spokoju...
Głównym punktem wycieczki była wizyta we Wdzydzkim skansenie. Nie pierwsza i nie druga, ale po dość długiej przerwie... W międzyczasie muzeum znacznie się rozrosło.
Początki Muzeum we Wdzydzach Kiszewskich sięgają 1906 r. Wtedy to Teodora i Izydor Gulgowscy odkupili od miejscowego gospodarza XVIII-wieczną chatę, w której zgromadzili typowe dla tego okresu sprzęty domowe i gospodarskie oraz cenną kolekcję złotem haftowanym czepców, obrazów malowanych na szkle i ceramiki. Było to pierwsze muzeum na wolnym powietrzu na ziemiach polskich. Gulgowscy zadbali dodatkowo o rozwój miejscowego rękodzieła i odkryli piękno kaszubskiej sztuki ludowej, które tkwi w misternych korzennych plecionkach i wielobarwnych wdzydzkich haftach.
Dziś muzeum zajmuje obszar 22 ha, na którym stoi 45 różnorodnych obiektów z terenów Kaszub i Kociewia. Wśród nich chałupy, dwory, szkoła, kuźnia, wiatraki, kościół, budynki gospodarcze i warsztaty rzemieślnicze. "Wiernie odtworzone wnętrza wraz z autentycznym wyposażeniem, czasowo uruchamiane urządzenia gospodarcze i przemysłowe nadają temu miejscu niezwykły klimat, spotęgowany malowniczym położeniem i walorami otaczającej przyrody". Docelowo w skansenie ma się znaleźć 80 obiektów.
My mieliśmy szczęście, bo w trakcie długiego weekendu trwał festyn - powyciągano rzeczone urządzenia gospodarcze. Mogliśmy zobaczyć jak kiedyś prano, prasowano, jak młócono, tkano, lepiono garnki. Mogliśmy sami spróbować swoich sił w tych czynnościach, zażyć prawdziwej tabaki, pobyć przez chwilę ówczesnym dzieckiem. Miało to też swoje minusy - w każdej chatynce stosownie ubrana pani dzielnie pilnowała, żeby nikt nie pstrykał zdjęć, ani nie kręcił filmów. Stąd nasze zdobycze są głównie z zewnątrz.
3-ci maja - święto pierwszej polskiej i za razem europejskiej konstytucji, chcieliśmy jakoś to uczcić. Chwila zastanowienia... i wtem błyskotliwy pomysł. Przecież całkiem niedaleko jest Muzeum Hymnu Narodowego. W położonym ok. 10 km od Kościerzyny Będominie znajduje się dworek rodziny Wybickich w którym urodził się i dorastał autor naszego hymnu.
Mogłoby się zdawać, że w taki dzień w takim miejscu powinien być jakiś festyn czy coś w ten deseń. Zajeżdżamy a tu dzień jak codzień. Cisza, spokój, nawet bilety były w standardowej cenie (7 pln za dorosłego). Muzeum na mnie nie zrobiło większego wrażenia - typowy misz masz. Zebrane wszystko co się dało na temat legionów, Dąbrowskiego, rodziny Wybickich. Masa róznych dokumentów, guzików, naszywek i Bóg wie czego jeszcze. Nie sposób tego ogarnąć, brak jakiejś historii przewodniej wokół której by to wszystko się układało. Za to okolica przepiękna. Dworek leży z dala od głównej szosy, więc panuje tu niczym niezmącona cisza - bardzo dobra na koniec długiego weekendu...
Ostatecznie lekko improwizowany wyjazd okazał się wspaniałym sposobem na oderwanie się od zgiełku i dymu miasta. Polecam każdemu taki wypad na łono natury i do zapomnianych muzeów - połaczenie przyjemnego z pożytecznym plus zastrzyk energii na kolejne dni pracy :) A do Wdzydz jeszcze powrócę w sierpniu :)
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
city_hopper dziś jest XI Zjazd Kaszubów na zamku w Bytowie, zapraszam na przejazd pociągiem Transcassubia - tam kaszubskiego nie zabraknie :)
-
cóż - brak weny na inny tytuł :) w przyszłości postaram się bardziej, ale dzięki za + mimo "pieśni nad pieśniami" :)
-
ojej, wszystko pięknie, tylko nazwanie polskiego hymnu 'pieśnią nad pieśniami' to dla mnie zgroza... ;)
-
Weekendów mi w wakacje braknie :) Zaczerlany u rebel mnie ostatnio zainteresowały, teraz Twoje pięknie przedstawione Wdzydze... ale tu na szczęście mam bliżej, więc skorzystam z ciekawego opisu :)
-
pinczyn, pogódki i zblewo (a więc całkiem niedaleko o twojej trasy) to strony mojej babci i jej rodziny. ja, przyznaje ze wstydem, znam te rejony jedynie ze szkolnych wycieczek (i skansen we wdzydzach i muzeum hymnu). babcia mieszka od lat w nowym dworze gdańskim i tam ją odwiedzamy. poza tym, w dzieciństwie ja byłem wnusiem drugiej babci, która mieszka "w prusiech";-) i to starszy braciszek "zwiedzał" tamte strony.
pamietam też, ze przez wiele lat (ale to też za dzieciaka) jeździliśmy co roku we wrześniu do ocypla. to też gdzieś na pojezierzu kaszubskim:-) -
duzinek, tak w ogóle. Niestety, ginące języki żyją 'statystycznie'. tzn. rośnie ilość osób, która je zna, ale maleje ilość tych, dla których to język pierwszy ('native'). Dotyczy to tak kaszubskiego, jak i walijskiego, gaelic oraz chyba już wymarłych bretońskiego czy dialektów okcytańskich i langwedockich. W innym wątku napisałem, że przez kilka dni na Kaszubach język usłyszałem tylko w skansenie we Wdzydzach :-(, oczywiście w wersji 'cepeliowskiej' :-( Szkoda, ale relacja bardzo inspirująca :-)
-
Dzięki chłopaki. Cieszę się, że się podoba... Nie mam takich poetyckich fotek jak mimbla, ale jakaś namiastka...
city - mam nadzieję, że tego kaszubskiego to brakuje ci tak ogólnie a nie w moich wypocinach... Bo ja taka kiepska kaszebka jestem - choć tatuś z Pucka a ja z Gdańska, to rodzina stosunkowo niedawno tu przybyła. Raptem w przedszkolu uczyli nas śpiewać po kaszubsku ale to było wieki temu! :P -
Bardzo ciekawe okolice i relacja. Lubię Kaszuby i chętnie tam powrócę. Brakuje mi tylko ... żywego języka kaszubskiego, takiego nie ze skansenu.
-
Marysiu, pięknie to podałaś. Zdjęcia to już jutro, ale tekst bardzo okraszony rodzynkami dobrze się czyta.
Nie wiedziałem o Muzeum Hymnu w Będominie +