No i zaczęło się. Spełnianie największego jak do tej pory marzenia i pierwsza (a na pewno nie ostatnia) wyprawa do Szkocji. Szukanie męża, przyjaznych ludzi i wesołych owiec. Ostatecznie skończyło się na ludziach i owcach (potencjalnego "przyszłego" męża nie skrzywdzę zaliczając do jednego lub drugiego), ale i tak było pięknie, wesoło, jak na Szkocję słonecznie i bardzo, ale to bardzo intensywnie. 

 

Do rzeczy jednak. Marzyłam o takim wypadzie od dzieciństwa, a że nikt nie miał planu wybrać się ze mną - wybrałam się sama. Staranne planowanie tygodniowego urlopu przyniosło nieoczekiwane skutki - udało mi się zwiedzić wszystko to, co planowałam, a nawet więcej. Tydzień w Szkocji pełen był: niesamowitych wrażeń odkrywania pięknego Edynburga, pełen przyrody (wycieczka nad Loch Ness, Highlands, Scottish Borders), muzyki (byłam na koncercie i tańcach ceilidh), odkrywania szkockiej historii (godziny spędzone w muzeach). A na końcu spacer na Arthur's Seat i do Portobello Beach, gdzie mogłam w spokoju posłuchać krążących nad miastem mew. Plan był taki: 7 dni, 4 dni w Edynburgu w całości - na pozostałe dni miasto jako baza wypadowa i trzy całodniowe wycieczki.

 

Podsumowując: dość fajnie i ciekawie mi to wyszło, dlatego stwierdziłam, że podzielę się swoimi wrażeniami i tym jak sobie wszystko wymyśliłam. Mam nadzieję, że ktoś zaczerpnie z mojej małej wycieczki inspirację. Oto i plan:

  • Dzień 1. Edynburg - zwiedzanie miasta * Sandemand's New Europe free walking tour o 11:00: http://www.newedinburghtours.com/daily-tours/new-edinburgh-free-tour.html - dałam 4 funty:)
  • Dzień 2. Loch Ness, Glencoe & Highlands Tour: http://www.scotlinetours.co.uk/tours/loch-ness-glencoe-and-the-highlands-tour  - 40 funtów za wycieczkę + 17 funtów za wstęp na Urqhuart Castle i rejs promem po Loch Ness
  • Dzień 3. Edynburg * muzea: Narodowe Muzeum Szkocji, Muzeum Dzieciństwa, People's Story Museum 
  •  Dzień 4. Highlands Tour z Hairy Coo: http://www.thehairycoo.com/tour/FREE+Scottish+Highlands+Tour/2  - wycieczka za napiwek, ok. 25 funtów
  • Dzień 5. Rosslyn Chapel, Melrose Abbey & Scottish Borders z Rabbie's: http://www.rabbies.com/tours_scotland_edinburgh/rosslyn_chapel_scottish_borders_1_day_tour.asp?lng=en - 35 funtów
  • Dzień 6. Edynburg, spacer na Arthur's Seat i Portobello Beach
  • Dzień 7. Zakupy:) Powrót...



    DZIEŃ 1. 


    Przyleciałam do Edynburga w nocy, wylądowaliśmy ok 00:30 (leciałam Ryanairem - nie lubię i czekam kiedy obsługa się poprawi). Z lotniska w Edynburgu co kilkanaście minut odjeżdża Airlink Bus (3,5 funta za przejazd na Waverley Station do samo centrum miasta): http://lothianbuses.com/services/airlink. Po pół godzinie spokojnej jazdy, wysiadłam na ulicy, którą znałam już wcześniej na pamięć z Google Street View - przygotowałam się idealnie, bo: po 1. jechałam sama, po 2. miałam malutką walizeczkę (ale jednak było co taszczyć, więc musiałam wcześniej wiedzieć jaka trasa piesza mnie czeka). I od razu zaskoczenie - mimo swojego mroku nocnego, Edynburg okazał się bardzo przyjazny i żywotny nawet w środku tygodnia (wtorek w nocy).


    Spacerkiem, zachwycona, udałam się nocą do mojego hostelu. Poszłam spać o 3:00 - efekt wszystkich skumulowanych wrażeń z tego dnia: pierwszy raz w życiu leciałam samolotem (trauma:)), pierwszy raz odprawa na lotnisku (czemu cały czas czułam się jak terrorystka?:)), pierwsza samotna wyprawa do obcego, dalekiego kraju:) Ależ wspaniale!Zacznijmy zatem od początku.

    Zarezerwowałam nocleg w Euro Hostel Edinburgh Halls:

    http://www.euro-hostels.co.uk/edinburgh. Udało mi się w tym terminie (11-18 czerwca) zarezerwować za ok. 20 funtów pokój jednoosobowy. Rezerwowałam przez Venere.com, natomiast wcześniej potwierdzałam rezerwację mailowo. Hostel ma fenomenalną lokalizację! Parę minut od ulicy, na której się dzieje wszystko - Royal Mile. Bezpieczne miejsce, ogólnie jest to akademik dla studentów w ciągu roku akademickiego - w sezonie letnim zmienia się na hostel. Ogarnięta recepcja, przyjemny check - in, prywatność. Natomiast jedna rzecz była nieprzyjemna - taszczenie walizki na piąte piętro oraz niesamowicie skrzypiące drzwi na korytarzach. Ktokolwiek nie przechodził, skrzypiało jak cholera. Plusem jest duża kuchnia, w której nie siedział kompletnie nikt, więc można sobie spokojnie przygotować prowiant na cały dzień i posiedzieć z komputerem. Kolejny plus to darmowy internet - bierzemy tylko hasło na recepcji i działa bez zarzutu. Jak się okazało również, pod moim oknem znajdował się najbardziej ruchliwy pub w Edynburgu: The Three Sisters: http://www.thethreesistersbar.co.uk/. Moja konkluzja jest taka: następnym razem przyjeżdżam na "pubbing" ze znajomymi:) Zrobiłam tylko jeden błąd - zamiast chodzić tam na śniadania i na poranną kawę, zagniewana za nocne wrzaski chyba - szwendałam się daleko daleko, by znaleźć śniadanie za 5 funtow - niepotrzebnie. Co do pubów - samemu się kiepsko po nich chodzi jeśli się jest single woman, ale następnym razem zabieram znajomych na knajpy, a tych jest w Edynburgu naprawdę dużo.

    Niesamowicie spodobały mi się witryny w pubach - każdy ma swój osobliwy klimat i widać z ulicy co się dzieje w środku. Zadziwia natomiast prohibicja - w jednych pubach już od 23-ciej, w innych od 1:00 w nocy. Właśnie gdy rozkręcała się impreza, właściciele wypraszali gości -  w Polsce chyba by to nie przeszło. Środa, czyli pierwszy dzień zwiedzania.

    Wymyśliłam sobie, że najlepszym sposobem na zwiedzenie najważniejszych punktów w mieście będzie walking tour. Po długich poszukiwaniach, wybrałam Sandeman's New Europe Edinburgh - http://www.newedinburghtours.com/. Bilet można zarezerwować online, nieco ułatwia to sprawę organizacyjnie kiedy jest się już na miejscu. Spotkaliśmy się na Royal Mile, oczywiście pod Starbucks'em (nigdy nie rozumiałam i nie zrozumiem fenomenu Starbucks'a, to podróbka kawy, wrrrr!). Zostałam przydzielona do odpowiedniej grupy i het! na zwiedzanie! Świetny, młody, energiczny, wygadany i wyedukowany przewodnik. To sztuka dobrze poprowadzić walking tour - tak, żeby ludzie faktycznie chcieli za Tobą pójść i byli ciekawi, co właśnie zwiedzają. Przepis na udany walking tour: przystojny przewodnik, ciekawe punkty (podstawowe legendarne: np. gdzie zmarł jakiś pisarz, gdzie kiedyś ktoś kogoś zabił, najstarszy pub w mieście) i trochę ciekawostek z zaskoczenia i jakaś historyjka angażująca publikę - np. inscenizacja. Dobry walking tour gotowy! Polecam Sandeman's.

  •  DZIEŃ 2. 

    Wyprawa nad jezioro Loch Ness ze Scotline Tours.  

    Krótka instrukcja - zamawiamy tutaj: http://www.scotlinetours.co.uk/tours/loch-ness-glencoe-and-the-highlands-tour Płacimy 40 GBP i jedziemy.  Jedziemy zatem, wsiadamy do super komfortowego busa, poznajemy nieco wiekowego, ale bardzo eleganckiego przewodnika z najmocniejszym szkockim akcentem jaki w życiu słyszałam. Jakaż to frajda - po drodze tyle zdjęć, nagrywanie jego akcentu i oczekiwanie na spotkanie z potworem! Po drodze widoki zapierające dech w piersiach, dosłownie!  Po drodze zatrzymaliśmy się w jakiejś wsi, gdzie mieliśmy znów przystanek na kawę (uwaga - ta wycieczka nie ma zbyt wielu przystanków, a trwa 13h - polecam korzystać z WC na każdym przystanku:)). Miałam ze sobą dwie karty do bankomatu - jedną kredytową, drugą pre paid - oczywiście chciałam coś kupić za pomocą pre paid, bankomat zepsuł się, nie wypluwając mi już karty. Po chwili paniki i bardzo uprzejmej pomocy pana przewodnika, stwierdziłam, że i tak nikt mi tu nic nie ukradnie i zablokuję kartę na Ipadzie, łapiąc wi-fi  w pierwszej lepszej knajpie podczas przystanku powrotnego.

    Zmierzaliśmy zatem nad Loch Ness...  Uwaga uwaga! Dotarliśmy nad Loch Ness!Jest pięknie! Jednak żeby doświadczyć rejsu łodzią, należy dołożyć kolejne 17 GBP. Oczywiście dołożyłam, bo nie dałoby mi spokoju, gdybym z tego zrezygnowała. Sam rejs już nie jest tak epicki - zabawę się ma raczej z wypatrywania Nessie.   Cała wyprawa ze Scotline Tours trwała 13h. Wielkim plusem jest to, że wracaliśmy całkiem inną trasą. Udało się zahaczyć m.in. o Perth, Inverness, Fort William - chyba perełki, które każdy musi zobaczyć będąc w Szkocji. Czuję się wielce uprzywilejowana, że mogłam odwiedzić te miejsca i zobaczyć je choćby z okna autobusu. Jechałam z Polakami, którzy non stop narzekali - a to, że "zamek za mały, wycieczka za droga". Na koniec wycieczki zapytana przez jednego z nich czy "też uważam, że można było inaczej", stwierdziłam "proszę pana, to był najpiękniejszy dzień w moim życiu". Więcej się nie odezwał, bo chyba nie miał po co. Następnym razem jadę do: Aberdeen, Inverness i Oban.

  • DZIEŃ 3 - 5


    Trzeciego dnia udało mi się pójść na Zamek w Edynburgu. Bilet jest dość drogi - 17 GBP, ale można sobie wcześniej kupić online: http://www.edinburghcastle.gov.uk/, co polecam, bo uda się uniknąć niesamowitej kolejki do zamku. Należy sobie też na zamek przeznaczyć pół dnia - zwiedzać jest naprawdę co. Ilość wystaw momentami wręcz przytłacza. Największa jest to gratka dla mężczyzn, ponieważ znajduje się tutaj War Museum - z niesamowitą wystawą o armii szkockiej, słynnej na cały świat. Kilka linków do ciekawych muzeów (darmowych):

    1. People's Story Museum: http://www.edinburghmuseums.org.uk/Venues/The-People-s-Story
    2. Muzeum Narodowe: http://www.nms.ac.uk/our_museums/national_museum.aspx
    3. Museum of Childhood: http://www.edinburghmuseums.org.uk/Venues/Museum-of-Childhood



      PEOPLE'S STORY MUSEUM - niepozorne muzeum na Royal Mile. Już od wejścia witają nas przemili pracownicy. Wystawy dotyczą życia codziennego mieszkańców Edynburga - od średniowiecza po współczesność. Bardzo przekonująco, interaktywnie, obrazowo, prosto i edukacyjnie. Polecam!


      MUZEUM NARODOWE SZKOCJI - chyba najpiękniejsze muzeum jakie widziałam. Spędziłam w nim wiele godzin i do tej pory mam wrażenie, że jeszcze niewiele zobaczyłam. Jest tu wszystko, czego dusza zapragnie: wystawa przyrodnicza, o technologii, etnograficzna (szczególnie dla mnie ważna i piękna), archeologiczna... Gratka zarówno dla dorosłych jak i dzieci, a może przede wszystkim dzieci. Cudowna kawiarnia, w której można zjeść świeżutke scones i napić się dobrej kawy po całym dniu zwiedzania - również przyciąga do tego miejsca. W sklepie muzealnym można nabyć pamiątki związane zarówno z wystawami stałymi jak i czasowymi. Jednym słowem: minimum dzień na to, by poczuć się znów jak dzieciak odkrywający świat i podążający za swoją wyobraźnią. 


      MUSEUM OF CHILDHOOD - miejsce, które zrobiło na mnie super pozytywne wrażenie. Sama idea stworzenia Muzeum Dzieciństwa wskazuje jak wspaniały musiał być to człowiek, który poświęcił całe swoje życie na kolekcjonowanie takich pamiątek. Najbardziej podobała mi się wystawa lalek - cokolwiek strasznych, czego dowód znajduje się na zdjęciach.



      DZIEŃ 4 - Hairy Coo - Highlands


      Przymus spotkania włochatej krowy stał się moją obsesją odkąd postanowiłam pojechać do Szkocji. Znajomy podesłał mi linka do firmy Hairy Coo - http://www.thehairycoo.com/. Wystarczyło, że spojrzałam na logo i postanowiłam, że koniecznie muszę się z nimi gdzieś wybrać! Poza tym ich strona jest naprawdę świetnie przygotowana - najważniejsze info, kolorowo, video, prosty i konkretny przekaz, no i polecane przez Tripadvisor. Rezerwacja jest banalna, wystarczy to zrobić przez stronkę. Uwaga! Płacimy po wycieczce - Hairy Coo działa na zasadzie tipów - nie ma określonej ceny wycieczki. Przewodnik przez to stara się kilka razy bardziej, żeby te kilka godzin z nim było dla nas jak najbardziej wartościowych. Głupio potem nie dać porządnego tipa. Pomarańczowy bus - to zwiastun zupełnie odjechanej firmy, innej od zwykłych touroperatorów - tego oczekiwałam i to właśnie się potwierdziło w sobotę, kiedy wybrałam się w nieco pochmurny dzień kolejny raz zobaczyć Highlands - wybrałam wycieczkę FREE Highlands Scottish Tour. Miejsce odjazdu znajduje się na Royal Mile. Ja akurat jechałam, kiedy przewodnikiem był Donald - człowiek z prawdziwą pasją, niesamowitą energią, a przede wszystkim wiedzą. Wyobraźcie sobie, że prowadził busa, równocześnie opowiadając o historii Szkocji, Highlands, sypiąc ciekawostkami z rękawa. Jak on to ogarnia równocześnie - nie wiem, natomiast jestem pełna podziwu. Trasa wycieczki może nie jest długa, natomiast jest sporo przystanków i możliwości zaczerpnięcia świeżego powietrza i robienia zdjęć.  Następnie zwiedzaliśmy National Wallace Monument i przejeżdżaliśmy koło zamku w Stirling - tutaj krótka przerwa. Zamek jest przepiękny, niestety nie zwiedziliśmy go - następnym razem nie omieszkam.  Mieliśmy okazję zatrzymać się na dłużej, aby zobaczyć Lake of Menteith - miejsce, które zapewne jest inspiracją dla niejednego poety.  Zatrzymaliśmy się w Aberfoyle na dość długi lunch. Aberfoyle to typowa wioska, w której króluje rybołówstwo oraz piwo Żywiec. Znalazłam taki też ciekawy obrazek, typowy dla Szkocji i ogólnie Wielkiej Brytanii - sklepik ze świątecznymi pamiątkami.  Największymi gwiazdami całej wyprawy okazały się hairy coo's - szczególnie Fiona, która stworzona została chyba do tego, aby robić jej zdjęcia. Jako PR-owa wizytówka firmy służy z pełnym poświęceniem i widać, że bardzo lubią się z Donaldem:)  Film dostępny tutaj Na podsumowanie deszczowego, lecz pełnego atrakcji dnia - Doune Castle, czyli coś, na co czekałam najbardziej jako wierna fanka Monty Pythona. Niesamowite to było uczucie znaleźć się w miejscu, gdzie kręcili "Św. Graala". Podobno odbywają się tam wesela - nie obraziłabym się na swoje w takim miejscu:)  Po drodze mieliśmy kilka przygód, natomiast Donald okazał się mega pokornym, doświadczonym i profesjonalnym przewodnikiem. Z czystym sercem polecam Hairy Coo i na pewno z chęcią wybiorę się na inną z ich wycieczek, kiedy tylko będę w Edynburgu.   Dzień 5. Rosslyn Chapel, Melrose Abbey & Scottish Borders z Rabbie's: Przepis na udany dzień? Wyjazd z tą firmą: http://www.rabbies.com/ Mają ogromną ofertę, ale dla mnie najciekawszym uzupełnieniem było "Rosslyn Chapel & Borders" Cała lista dostępnych wojaży znajduje się tutaj: http://www.rabbies.com/edinburgh_tour_departures.asp Przyjeżdżając do Melrose Abbey mamy możliwość wyboru sposobu zwiedzania - jeżeli chcemy tylko przechadzać się luźno po ruinach, nie ma najmniejszego problemu. Jeżeli chcemy natomiast doświadczyć i dowiedzieć się czegoś więcej, najlepiej wypożyczyć audio guide. Jest świetnie skonstruowany - zakładamy słuchawki, włączamy "play" i w sekundę przenosimy się do świata cystersów za pomocą mnisich śpiewów oraz kojącego głosu lektora, który wprowadza nas po kolei w atmosferę i historię opactwa. Świetny to sposób na zwiedzanie, ponieważ lektor kieruje nas w odpowiednie miejsca opactwa i jeśli chcemy dowiedzieć się o nich więcej - wciskamy odpowiedni przycisk. Jeśli jesteśmy powoli znudzeni, możemy omijać te miejsca i przyspieszyć zwiedzanie. Gwarantuję Wam jednak, że tego nie zrobicie. Ja wciskałam "play" za każdym razem, dopóki nie skończyła się nam przerwa w Melrose, właśnie wtedy przekonałam się, że zmarnowałam swoją szansę na zjedzenie obiadu w mieście. Och, gdyby tylko człowiek miał więcej czasu na zwiedzanie takich magicznych miejsc. Wycieczkę do Melrose Abbey, kaplicy w Rosslyn oraz po granicy szkocko - angielskiej (Scottish Borders), udało mi się odbyć z firmą Rabbie's (jeśli macie ochotę, biuro firmy znajduje się mniej więcej w połowie Royal Mile w Edynburgu). To bardzo dobry sposób na objechanie Edynburga z drugiej strony, zobaczenie paru historycznych miejsc - szczególna gratka dla tych, którym podobał się "Kod Leonarda da Vinci" - w kaplicy Rosslyn kręcono bowiem część filmu. Trochę więcej o Scottish Borders (szczególnie jeśli wybieracie się na szerszą eksplorację) można znaleźć tutaj: http://www.undiscoveredscotland.co.uk/areabord/index.html   Rosslyn Chapel Zwiedzanie kaplicy pozostawia duże wrażenie. Szczególnie, kiedy wie się już nieco więcej o jej historii oraz symbolice i szczególnie kiedy ma się świadomość związków tego miejsca z zakonem Templariuszy. Obecnie miejsce podratowano, głównie dzięki środkom, jakie uzyskano kiedy kaplica zdobyła sławę dzięki filmowi "Kod Da Vinci" - turystyka odcisnęła tu swoje piętno. Jest bardzo dobrze przygotowana ekspozycja dot. historii kaplicy, można kupić wiele pamiątek i ciekawych materiałów. Przygotowano ulotki w wielu językach - nawet języku polskim. Merytorycznie nie ma się do czego przyczepić. Można poczekać na darmowego przewodnika, który stojąc na środku  kaplicy opowiada o jej poszczególnych elementach. Ja siedziałam z czarnym kotem, który niestety za nic nie zechciał ustąpić mi miejsca, musiałam więc pokajać się i ustąpić jemu. O ja, szary, niewdzięczny człowieczek...  Jedziemy zatem dalej - objeżdżamy Scottish Borders (tym razem będą już zdjęcia z moich zbiorów). Kraina sir Walter'a Scott'a - miejsce jego inspiracji. Kraina, gdzie William Wallace był czczony jak bóg. Miejsce, które z największego poetyckiego tumana zrobi wieszcza narodowego - poezja przy takich widokach sama ciśnie się na usta.  Proszę Państwa, najważniejsze miejsca w tym wypadku to: punkt widokowy Scott's View oraz William Wallace Statue. Jest to najpaskudniejszy pomnik jaki w życiu widziałam. Statua wykonana z czerwonego piaskowca, wzniesiona w 1814r. Stąd (blisko Melrose i szkocko - angielskiej granicy), William Wallace (sławetny Braveheart), patrzy sobie na rzekę Tweed. Pomnik przeszedł renowację w 1991 roku, natomiast dalej jest brzydki. To już koniec opowieści o pięknych Scottish Borders. Na pewno wrócę tutaj jeszcze kiedyś. Niezapomniany Scott's View pozostaje na długo w pamięci i jest przyczyną wielu męczących tęsknot, które kiedyś trzeba będzie zaspokoić... Tymczasem marzy mi się takie tour:  http://www.rabbies.com/tours_scotland_edinburgh/orkney_scotlands_northern_coast_5_day_tour.asp Podobno pomagają w znalezieniu noclegu, może faktycznie kiedyś warto?  Portobello Beach - przedostatni dzień w Szkocji Zaiste kończy się mój pobyt w Edynburgu i Szkocji ogólnie. Nie wybaczyłabym sobie, gdybym nie dotarła na Portobello Beach. Początkowo miałam mało ambitny plan dotarcia tam za pomocą komunikacji miejskiej, natomiast po wycieczce (której również nie mogłam sobie odpuścić, bo czułabym, że nie zobaczyłam wystarczająco dużo) na Arthur's Seat i samotnej wędrówce po tamtejszych ścieżkach, postanowiłam zapytać jednego z przechodniów jak daleko do Portobello. Daleko nie było, parę kilometrów, poszłam więc dziarsko, przemierzając piękną wioskę przylegającą do Edynburga, Duddingston, z której to pochodzi całkiem niezłe foto bajkowego ogrodu.  Przemierzając Duddingston należy udać się wzdłuż głównej ulicy, trasą autobusową po prostu prosto, prosto i przed siebie. Nie ma żadnej filozofii, po prostu idziemy przed siebie, mijamy cudne domki, mały cmentarzyk i kaplicę, szkołę... w pewnym momencie należy się spytać jakiegoś przechodnia gdzie to jest to całe Portobello, na pewno ktoś nas skieruje w lewo/ w prawo - bo w pewnym momencie gdzieś należy skręcić, ale nie pamiętam już gdzie. Sam widok pięknej plaży wynagradza wszystko. Co najlepsze - na tej plaży zazwyczaj jest mało ludzi - nie jest to plaża typu Sopot czy Costa Brava, gdzie ludzie leżą plackiem i opalają co się tylko da. Na Portobello spotkacie przyjazne mewy, które potowarzyszą Wam w rozmyślaniach, pokrzyczą trochę nad głowami, ale głównie to będą się przechadzać, żeby Wam było przyjemnie na nie patrzeć. Spokój jest na Portobello.  Stąd nie było już siły iść na nogach do miasta, trzeba było wracać autobusem, ale wracało się szczęśliwym - może nie jest to najpiękniejsza plaża w Europie, a nawet na całym świecie, ale jest to plaża, którą chciało się zobaczyć i zobaczyło. Ot, taki kolejny cel osiągnięty. Jutro można zbierać się do Polski <płacz-i-zgrzytanie-zębow>           

 

  • Mapka
  • Scotland  4
  • Scotland  8 small
  • Scotland  9 small
  • Scotland  10
  • Scotland  13 small
  • Scotland  20
  • Scotland  30
  • Scotland  31
  • Scotland  32
  • Scotland  33
  • Scotland  35
  • Scotland  37
  • Scotland  40
  • Scotland  31
  • Scotland  33
  • Scotland  35
  • Scotland  37
  • Scotland  42
  • Scotland  43
  • Scotland  46
  • Scotland  47 small
  • Scotland  48
  • Scotland  49
  • Scotland  50
  • Scotland  51
  • Scotland  52
  • Scotland  56 small

Zaloguj się, aby skomentować tę podróż

Komentarze

  1. archer46
    archer46 (05.08.2014 19:33)
    ...podróż fajnie opisana ale gorzej z fotkami;pzd
  2. disco.ibiza
    disco.ibiza (28.01.2014 22:02)
    cześc Kasiu ;-) bardzo fajnie piszesz o Szkocji, i faktycznie udało Ci się wiele zobaczyc w tydzien, Ja mieszkałam tam 2 lata i teraz żałuję ze nie jeździłam więcej w szkockie góry....Jeśli jeszcze kiedyś wybierzesz się do Szkocji - polecam Isle of Skye i wyspę Arran ( tam akurat byłam 3 razy) . Zdecydowanie popieram idee samotnego podróżowanie, choc faktycznie...może jednak nie po pubach ;-) Pozdrawiam!
  3. catherinepoland
    catherinepoland (27.01.2014 23:51)
    Zapraszam do przeglądania tekstu i zdjęć na www.catherinethebrave.blogspot.com
    Tam są wszystkie zdjęcia i cały tekst w wygodnej formie do czytania.
    Niestety nie jest to moja wina zarówno jeśli chodzi o tekst i o zdjęcia, Kolumber.pl się na mnie uparł i nie daje mi możliwości dodania więcej fotek, ani edycji tekstu, nie wiem dlaczego. Szkoda, bo idea portalu fajna, natomiast wykonanie wydaje mi się już gorsze. W pewnym momencie miałam ochotę zrezygnować z dodawania czegokolwiek, Spędziłam kupę czasu na dodawaniu materiałów, po czym wygląda to jak wygląda, i tak miałam sporo cierpliwości. Chciałam się podzielić, a wyszło jak wyszło. Macierzystym miejscem mojego tekstu i zdjęć jest mój blog, zapraszam zatem.
  4. jolrop
    jolrop (27.01.2014 22:33)
    Zazdroszczę wizyty w muzeach, mimo wielokrotnego pobytu w Szkocji nigdy nie starczyło czasu. Edynburg śliczny, prawda? To jedno z moich ulubionych miast, a wizytówką jest Światowy Festiwal Kultury i Sztuki odbywający się rokrocznie w sierpniu.
  5. snickers1958
    snickers1958 (22.01.2014 19:38)
    Kolejna moja wirtualna podróż po Szkocji. Kolejne przedstawienie w zupełnie inny sposób jakże równie ciekawie. Opis jest powalający na kolana, dokładny choć lekko przydługi. Jakoś wyjątkowo dziś udało mi się przeczytać w całości bo byłem bardzo ciekaw co dalej i dalej. Spokojnie oczekuję na kolejne ze Szkocji fotografie i życzę zapału i wytrwałości w pokonywaniu trudności technicznych. Jak bym mógł w czymś dopomóc to bardzo chętnie na privie. Za tę wycieczkę oczywiście łapka w górę i plusk. Dziękuję.
    Każdy "Londyn" połykam bez zastanowienia ale nie wiem kiedy Kolumber pozwoli na normalną pracę. Otworzyć 200 fotografii przy dzisiejszym tempie to ze dwa, całe dni by zeszło. Wrócę niebawem by zajrzeć do Londynu Twoim okiem . Pozdrawiam serdecznie.
  6. adaola
    adaola (19.01.2014 16:25) +1
    Szkocja to moje marzenie od dawna:)
    Trochę przydługi opis i straciłam zapał do czytania:(
    Faktycznie,zdjęć zdecydowanie za mało:) Pozdrawiam:)
    P.S. Radzę wgrywać fotki w tygodniu,w weekendy Kolumber się muli:(
  7. auroratravel
    auroratravel (19.01.2014 0:15) +1
    Fajna podróż choć faktycznie mało tu fotek. Szkocja jest super nie tylko z perspektywy Edynburga. Przyrodniczo Highland bije całość na głowę. Ja byłem w Szkocji w lipcu.
  8. pt.janicki
    pt.janicki (18.01.2014 19:42) +1
    ...czy przegapiłem coś, bo owe straszne lalki z MUSEUM OF CHILDHOOD nie wpadły mi w oczy ... :-) ... ?
  9. catherinepoland
    catherinepoland (18.01.2014 12:07) +1
    Strasznie mnie wnerwia dodawanie zdjęć na tym portalu - dodałabym ze 100, a zaakceptowało mi parę. Jakbym miała wszystkie przerabiać pod wymogi, to by mnie szlag trafił:)

    Całość jest tutaj: http://catherinethebrave.blogspot.com/

    Akurat to prawo chyba jest fajne, nie uważasz?