2013-07-13 - 2013-07-19

Podróż Powrót na stary szlak

Opisywane miejsca: Mazury , Sztynort (22 km)
Typ: Blog z podróży

Decyzja o kierunku kolejnego wyjazdu to zawsze dylemat. Z jednej strony chce się wracać w ukochane miejsca, a z drugiej kusi nieznane.  

W tym roku nasz lipcowy urlop zdecydowaliśmy się spędzić pod żaglami na Mazurach. To jedno z moich ulubionych miejsc na świecie i mimo, że byłam tam wielokrotnie, za każdym razem odkrywam nowe miejsca. Wielkie Jeziora Mazurskie zgodnie z tym, co twierdzi wielu, pod wpływem komercjalizacji, napływu pamiątek z Chin i dmuchanych trampolin faktycznie zmieniają się na niekorzyść. Jednak każdy, kto chce spędzić czas z dala od tandety, drożyzny i budek z kebabem nadal znajdzie wiele urokliwych miejsc na mazurskim szlaku.  

W tym roku na cały mazurski urlop mieliśmy zaledwie tydzień. Jacht czarterowaliśmy w Sztynorcie, a że chcieliśmy dopłynąć do Popielna na jeziorze Śniardwy trasa naszego rejsu przebiegała przez środkową, najbardziej tłoczną część szlaku Wielkich Jezior Mazurskich. Przez Kisajno i zatłoczony kanał Łuczański dopłynęliśmy do Giżycka. Następnie przez Niegocin i jezioro Boczne dotarliśmy na Kulę, gdzie ujrzeliśmy kontrowersyjny banner reklamujący Toyotę (ale o tym więcej na BLOGu). Kolejna część rejsu minęła na Jagodnem i czterech kolejnych kanałach. Dalej przez Tałty dotarliśmy do Mikołajek, gdzie udało się wziąć ciepły prysznic, a kolejnego dnia wylądowaliśmy w pobliskim Popielnie. Drugą część rejsu  spędziliśmy w drodze powrotnej. Opisałam to pokrótce, bo nie chcę wchodzić w szczegóły wskazując, gdzie szuwary ładniej falowały i gdzie kotwica lepiej trzymała, chociaż, aby sprawiedliwości stało się za dość, muszę napisać, że mieliśmy piękną żeglarską pogodę – ładnie wiało, deszczu było niewiele, a temperatura nie przekraczała 22°C. Skupię się natomiast na dwóch miejscach, które szczególnie lubię (chociaż na całym szlaku można by takich miejsc pewnie wymienić dziesiątki). Tak się złożyło, że te dwa miejsca, to nasze tegoroczne punkty startu i celu, czyli Sztynort i Popielno.

Zacznijmy zatem na wspak, od Popielna. Z pozoru to miejsce niczym się nie wyróżnia od innych wiosek zlokalizowanych wśród mazurskich jezior i pól. Wikipedia mówi, że to mazurska osada, która w 2006 roku liczyła 180 mieszkańców. Szczerze mówiąc, na żywo wygląda jakby mieszkańców było jeszcze mniej. W wiosce stoi kilka kolorowych mazurskich chat i kilka bloczków, które o dziwo na tle pól i mazurskiego nieba nie szpecą krajobrazu tak bardzo, jak można by się spodziewać. Jest budynek dawnej szkoły i port. Resztę obszaru zajmuje Stacja Badawcza Polskiej Akademii Nauk.

Większość osób trafia do Popielna ze względu na konie, a w zasadzie koniki polskie, które są tutaj hodowane. To dosyć niesprawiedliwe w stosunku do innych mieszkańców stacji badawczej – bobrów, jeleni, krów i ostatniego żubroniobizona. Chociaż konikom faktycznie trudno odmówić uroku.

Koniki polskie to rasa koni wywodząca się od zamieszkujących niegdyś polskie lasy dzikich tarpanów, które ostatecznie wymarły prawie sto pięćdziesiąt lat temu. Od początku XX wieku prowadzono badania i eksperymenty mające na celu wyhodowanie konia, który miałby jak najwięcej cech podobnych do tarpana. Udało się to w latach 50. właśnie w Stacji Badawczej Polskiej Akademii Nauk w Popielnie. Nowa rasa, spokrewniona z dzikim tarpanem, czyli konik polski nie przypomina może dostojnego araba, ale ma kilka innych wyjątkowych cech. To stosunkowo niski i masywny koń, o myszatym ubarwieniu z charakterystyczną ciemną pręgą wzdłuż grzbietu i rozczochraną grzywą w kolorze tej pręgi. Jego zalety to siła, wytrzymałość i długowieczność. Kopyta tego konia są na tyle twarde, że może on pracować w polu niepodkuty, a dożywa nawet 30 lat. No i do tego jest taki nasz – polski :]

W Popielnie obecnie prowadzona jest hodowla rezerwatowa i hodowla stajenna. Każda z nich liczy kilkadziesiąt osobników. W ramach tej pierwszej konie żyją w warunkach zbliżonych do naturalnych. Ich domem jest las pomiędzy jeziorami Warnołty, Bełdany i Śniardwy. Gdyby nie skorzy do dokarmiana turyści, konie faktycznie żyłyby prawie zupełnie dziko.

Z kolei w stajniach trzymane są konie, które hoduje się w celu zachowania typowych cech rasy. Od przewodniczki dowiedzieliśmy się, że tylko konie o idealnych cechach rasowych zostają ogierami. Natomiast te, które mają np. skarpetki idą na wałachy, czyli są kastrowane. Dzięki temu mają spokojniejszy temperament i mogą być wykorzystywane chociażby w hipoterapii. Właśnie ze względu na takie ciekawostki i możliwość zobaczenia całej stacji, a co za tym idzie także innych zwierząt, polecam zwiedzanie z przewodnikiem. Taka atrakcja to tylko 8 zł od osoby i jakieś 40 minut spaceru po Popielnie.

Dodajmy jednak, że na wyjątkowość Popielna oprócz stacji badawczej składa się jeszcze jedna cecha, a mianowicie lokalizacja. Gdy popatrzeć na zdjęcie satelitarne wioski, to przekonamy się, że jest ona położona na wierzchołku półwyspu otoczonego przez wody jezior Bełdany, Mikołajskiego, Śniardwy i Warnołty, a jedyna droga do najbliższego miasta (Ruciane-Nida) prowadzi prawie cały czas lasem. Tutaj nie ma sklepów z pamiątkami, a spożywczy jest jeden i pełni przy okazji rolę baru. Większość ruchu wytwarzają żeglarze z przystani, a samochód rzadko zajeżdża. Popielno to odizolowana, malownicza wioska, w której więcej zwierząt niż ludzi. To daje poczucie, że jesteśmy bardzo daleko od cywilizacji.

Więcej o Stachu Badawczej PAN znajdziecie tutaj.

  • Plaża w porcie żeglarskim w Popielnie nad Śniardwami
  • Plaża w porcie żeglarskim w Popielnie
  • Konik polski w Popielnie
  • Konik polski w Popielnie
  • Konik polski w Popielnie
  • Stajnia w Stacji Badawczej Polskiej Akademii Nauk w Popielnie
  • Stajnie w Stacji Badawczej PAN w Popielnie
  • Konik polski w Popielnie
  • Konik polski w Popielnie
  • Konik polski w Popielnie
  • Muzeum przy stacji badawczej
  • Kolejny rok minął
  • Eksponat muzealny
  • Eksponat muzealny
  • Eksponat muzealny
  • Brutus - ostatni żubroniobizon w Popielnie
  • żubroniobizon Brutus
  • żubroniobizon Brutus
  • Jelenie w stacji badawczej
  • Port żeglarski w Popielnie
  • Port żeglarski w Popielnie


Do
napisania postu o Sztynorcie
zbierałam się bardzo długo, bo nie wiedziałam od czego zacząć. To jedno z
najciekawszych miejsc na całym pojezierzu – dla żeglarzy kultowy port, dla
fotografów piękny plener, dla miłośników historii kopalnia wiedzy o regionie. Ze
Sztynortem wiąże się historia zamachu na Hitlera. W tej niepozornej wiosce
swoje korzenie odnalazłaby brytyjski książę William. To tylko kilka ciekawostek,
które pokazują jak ciekawym miejscem jest Sztynort.

 

Zacznijmy
jednak od podstaw. Sztynort to maleńka wioska położona w północnej części
Wielkich Jezior Mazurskich należąca do powiatu
węgorzewskiego. Pod względem liczby zamieszkujących ją osób jest jeszcze
mniejsza niż wspomniane w poprzednim poście Popielno. Miejscowość leży nad
malowniczym, chociaż nieprzyzwoicie zanieczyszczonym, niewielkim jeziorem Sztynorckim, do którego wpływa
się wąskim kanałem z jeziora Dargin.
Historycznie Sztynort to posiadłość rodu Lehndorffów, a dzisiaj przede
wszystkim port żeglarski.

 

Z
tego też powodu przeciętny turysta w Sztynorcie to żeglarz. Jest tu co prawda pole namiotowe i hotel, ale jest też największa przystań żeglarska na Mazurach,
która mieści prawie 500 jachtów i to ona generuje największy ruch. Keje są
wygodne i stabilne, a w pocie jest dobra infrastruktura – duże sanitariaty, sklep, restauracja i nawet
stacja benzynowa dla jachtów.

 

Niestety
cumowanie w Sztynorcie stało się horrendalnie
drogie. W tym roku jedna noc przy sztynorckiej kei kosztowała 45 zł. Co więcej, za prysznic trzeba było
dodatkowo zapłacić.

 

Jak
wspomniałam, historycznie Sztynort był rezydencją pruskiego rodu Lehndorffów, który gospodarzył
okolicznymi ziemiami już od czasów krzyżackich. Trwało to do II wojny
światowej. Główną pamiątką po tym szlacheckim rodzie jest dzisiaj pałac w
Sztynorcie. Podobnie jak większość żeglarzy, zawsze gdy cumujemy w tym porcie,
idziemy na spacer do pałacu, a czasem nieco dalej. Podobnie w tym roku
wybraliśmy się na mały rekonesans. Chociaż pogoda nie pomagała, bo było mokro,
co utrudniało penetrowanie przypałacowego parku.

 

Powszechna
opinia mówi, że sztynorcki pałac do
pięknych nie należy i trudno się z nią sprzeczać. Jest za to ciekawy. Jego
historia sięga XVI w., a ostatnia przebudowa miała miejsce w XIX w. Wtedy to,
rozbudowano siedzibę rodu Lehndorffów i nadano jej neogotycki charakter, który
był wtedy w modzie. Obecnie pałac jest w opłakanym stanie, ale po przejęciu
przez Polsko-Niemiecką Fundację Ochrony Zabytków Kultury dla obiektu znowu
pojawiła się nadzieja.

 

W
bezpośrednim sąsiedztwie zamku nadal znajdują się pokaźne zabudowania gospodarcze – spichlerz, stajnie i stodoły, które dają
obraz, jak wielki musiał być niegdyś majątek sztynorcki. Swego czasu stał tu
nawet browar.

 

Tak
jak wspomniałam, tego roku na Mazurach pogoda była kapryśna i w dniu kiedy
dopłynęliśmy do Sztynortu raz padało, raz wychodziło złote słońce. Wynikiem
tego, buszowanie w dawnym przypałacowym parku było kłopotliwe – szczególnie, że
liczący 18 hektarów park całkiem zdziczał. Trzeba mocno wytężać wyobraźnię,
aby zobrazować sobie rzeźby ogrodowe, piękne partery kwiatowe i wygodne alejki,
które rozświetlano, gdy na włościach pojawiał się któryś ze znamienitych gości,
jak chociażby książę poetów polskich, biskup warmiński, Ignacy Krasicki.

 

Kilkadziesiąt
metrów za zamkiem z główną alejką parkową krzyżuje się druga prostopadła. Kiedy
skręcimy nią w prawo dojdziemy do herbaciarni,
którą wybudowano w stylu klasycystycznym.


 

Gdy
jednak na parkowym skrzyżowaniu wybierzemy drogę w lewo dojdziemy do ruin
dawnej kapliczki parkowej.

 

Nasz
ambitny plan zakładał, że pójdziemy dawną aleją parkową aż do końca, czyli do
jeziora Kirsajty, a następnie wrócimy i obejdziemy jezioro Sztynorckie dookoła, aby trafić w okolice mauzoleum rodziny Lehndorffów. Niestety
mokry gąszcz roślinności i błotniste ścieżki udaremniły te plany. A szkoda. No
nic – następnym razem :]

 

Więcej
informacji o Sztynorcie i ciekawostek dotyczących posiadłości Lehndorffów
znajdziecie tutaj.

Do napisania postu o Sztynorcie zbierałam się bardzo długo, bo nie wiedziałam od czego zacząć. To jedno z najciekawszych miejsc na całym pojezierzu – dla żeglarzy kultowy port, dla fotografów piękny plener, dla miłośników historii kopalnia wiedzy o regionie. Ze Sztynortem wiąże się historia zamachu na Hitlera. W tej niepozornej wiosce swoje korzenie odnalazłaby brytyjski książę William. To tylko kilka ciekawostek, które pokazują jak ciekawym miejscem jest Sztynort.  

Zacznijmy jednak od podstaw. Sztynort to maleńka wioska położona w północnej części Wielkich Jezior Mazurskich należąca do powiatu węgorzewskiego. Pod względem liczby zamieszkujących ją osób jest jeszcze mniejsza niż wspomniane w poprzednim poście Popielno. Miejscowość leży nad malowniczym, chociaż nieprzyzwoicie zanieczyszczonym, niewielkim jeziorem Sztynorckim, do którego wpływa się wąskim kanałem z jeziora Dargin. Historycznie Sztynort to posiadłość rodu Lehndorffów, a dzisiaj przede wszystkim port żeglarski.  

Z tego też powodu przeciętny turysta w Sztynorcie to żeglarz. Jest tu co prawda pole namiotowe i hotel, ale jest też największa przystań żeglarska na Mazurach, która mieści prawie 500 jachtów i to ona generuje największy ruch. Keje są wygodne i stabilne, a w pocie jest dobra infrastruktura – duże sanitariaty, sklep, restauracja i nawet stacja benzynowa dla jachtów.  

Niestety cumowanie w Sztynorcie stało się horrendalnie drogie. W tym roku jedna noc przy sztynorckiej kei kosztowała 45 zł. Co więcej, za prysznic trzeba było dodatkowo zapłacić.  

Jak wspomniałam, historycznie Sztynort był rezydencją pruskiego rodu Lehndorffów, który gospodarzył okolicznymi ziemiami już od czasów krzyżackich. Trwało to do II wojny światowej. Główną pamiątką po tym szlacheckim rodzie jest dzisiaj pałac w Sztynorcie. Podobnie jak większość żeglarzy, zawsze gdy cumujemy w tym porcie, idziemy na spacer do pałacu, a czasem nieco dalej. Podobnie w tym roku wybraliśmy się na mały rekonesans. Chociaż pogoda nie pomagała, bo było mokro, co utrudniało penetrowanie przypałacowego parku.  

Powszechna opinia mówi, że sztynorcki pałac do pięknych nie należy i trudno się z nią sprzeczać. Jest za to ciekawy. Jego historia sięga XVI w., a ostatnia przebudowa miała miejsce w XIX w. Wtedy to, rozbudowano siedzibę rodu Lehndorffów i nadano jej neogotycki charakter, który był wtedy w modzie. Obecnie pałac jest w opłakanym stanie, ale po przejęciu przez Polsko-Niemiecką Fundację Ochrony Zabytków Kultury dla obiektu znowu pojawiła się nadzieja.  

W bezpośrednim sąsiedztwie zamku nadal znajdują się pokaźne zabudowania gospodarcze – spichlerz, stajnie i stodoły, które dają obraz, jak wielki musiał być niegdyś majątek sztynorcki. Swego czasu stał tu nawet browar.  

Tak jak wspomniałam, tego roku na Mazurach pogoda była kapryśna i w dniu kiedy dopłynęliśmy do Sztynortu raz padało, raz wychodziło złote słońce. Wynikiem tego, buszowanie w dawnym przypałacowym parku było kłopotliwe – szczególnie, że liczący 18 hektarów park całkiem zdziczał. Trzeba mocno wytężać wyobraźnię, aby zobrazować sobie rzeźby ogrodowe, piękne partery kwiatowe i wygodne alejki, które rozświetlano, gdy na włościach pojawiał się któryś ze znamienitych gości, jak chociażby książę poetów polskich, biskup warmiński, Ignacy Krasicki.  

Kilkadziesiąt metrów za zamkiem z główną alejką parkową krzyżuje się druga prostopadła. Kiedy skręcimy nią w prawo dojdziemy do herbaciarni, którą wybudowano w stylu klasycystycznym.  

Gdy jednak na parkowym skrzyżowaniu wybierzemy drogę w lewo dojdziemy do ruin dawnej kapliczki parkowej.  

Nasz ambitny plan zakładał, że pójdziemy dawną aleją parkową aż do końca, czyli do jeziora Kirsajty, a następnie wrócimy i obejdziemy jezioro Sztynorckie dookoła, aby trafić w okolice mauzoleum rodziny Lehndorffów. Niestety mokry gąszcz roślinności i błotniste ścieżki udaremniły te plany. A szkoda. No nic – następnym razem :]  

Więcej informacji o Sztynorcie i ciekawostek dotyczących posiadłości Lehndorffów znajdziecie tutaj.

  • Jedna z czternastu sztynorckich kei – wygodny pomost w największym porcie na Mazurach
  • Spichlerz
  • Spichlerz przy pałacu w Sztynorcie – jedna z wielu pozostałości zabudowań gospodarczych
  • Front pałacu w Sztynorcie
  • Front pałacu w Sztynorcie
  • Spichlerz w Sztynorcie
  • Tablica Informacyjna Polsko-Niemieckiej Fundacji Ochrony Zabytków Kultury
  • Ruiny parkowej architektury – herbaciarnia
  • Herbaciarnia
  • Park w Sztynorcie – samorosty
  • Dawna alejka parkowa prowadząca do kapliczki
  • Kaplica w parku
  • Pozostalości parkowej kapliczki
  • Parkowy gąszcz
  • Mazurska dżungla
  • Pozostałości symetrycznych kształtów i równych linii jeszcze moża dojrzeć
  • Park żyje już własnym życiem

Zaloguj się, aby skomentować tę podróż

Komentarze

  1. pt.janicki
    pt.janicki (24.09.2013 22:37)
    ...sztynorcki pałac i park nastrój tworzą, ale widoki masztów, nawet bez żagli, na Mazurach przodują ... :-) ...
  2. eli_ko
    eli_ko (06.09.2013 21:16) +2
    Koniki Polskie nad jeziorem Bełdany są niesamowite- rano wtykają nosy do kokpitu, bo a nóż coś sie znajdzie do jedzenia, wieczornego ognisko nie odstąpią nawet na krok, a jak się je zacznie głaskać to końca nie widać - bardzo sympatyczne zwierzaki :)) a i jeszcze uwielbiają się fotografować- hihihi
    Zgadzam się całkowicie z Twoim stwierdzeniem że mimo całej tej komercjalizacji mazur można znaleźć tam piękne i ciekawe miejsca. Wiele lat żeglowalam mazurskimi szlakami i za kazdym razem odkrywałam coś nowego :))
  3. kahlan77
    kahlan77 (22.08.2013 14:57) +2
    Ciekawe miejsce na Mazurach,a konik polski super no i Brutus też super.
  4. nula
    nula (22.08.2013 13:19) +2
    można tak powiedzieć :]
  5. pt.janicki
    pt.janicki (21.08.2013 23:17) +2
    ...czyli Mazury to nie tylko region turystyczny ... :-) ...
nula

nula

www.howfarisit.wordpress.com
Punkty: 10930