Podróż Wbijanie gwoździa, czyli shinkansenem po Japonii
Witajcie po dłuższej przerwie.
Na Kolumberze sporo się działo, a mnie jakoś wywiało, ale wracam i mam nadzieję, że spodobają się Wam zdjęcia z październikowej podróży do Japonii. Oczywiście jechaliśmy z biurem podróży, tym samym co zawsze, oczywiście nie była to "prawdziwa" wyprawa, ale była i bardzo nam się podobała.
Postanowiłem swoje zdjęcia okrasić komentarzem w postaci "alfabetu", a nie zapisu chronologicznego, bo już mi się znudziło opisywać dzień po dniu, a poza tym wtedy niesamowicie puchnie ilość zdjęć. Tym razem postaram się zmieścić w okolicy setki.
Zapraszam do zwiedzania i zaczynam od zdjęć, a wstęp umieszczę na końcu, bo nie każdy ma ochotę czytać takie osobiste i powierzchowne spostrzeżenia.
Ostrzegam także, że tekstu jest dużo, więc kto nie ma ochoty walczyć z moim pisaniem, może od razu udać się do zdjęć.
Na początek kilka japońskich impresji.
A
Alkohol – szukałem innego słowa na ‘A’ aby zacząć Alfabet, ale nic lepszego nie znalazłem, więc niech będzie … Towar dostępny w dużych sklepach (patrz także Sklep) w szerokim wyborze, a także w małych (patrz Family Mart) jednak wybór już nie jest wielki. W małych sklepach na szczęście jest wybór podstawowych win, głównie Chile, a także whisky zarówno lokalna (warta spróbowania), jak i Jack Daniels. Jest lokalna wódka (nie próbowałem), a przede wszystkim oczywiście szeroki wybór sake. W sieci 7/11 udało nam się dwukrotnie kupić cidra w małych buteleczkach – skuteczność 50%. Jeden był świetny, a drugi nie nadawał sie do picia. Odradzam próbowanie lokalnych win, a sake pozostawiam dla miłośników fermentowanego ryżu. Można spróbować raz i wystarczy. Polecam za to wybór lokalnych whisky. W Sklepach dostępne są produkty firmy Santoryu w cenie ok. 1000Y za 0,5 lub 0,45l, a w większych sklepach zdarzają się także single malty itp., ale ceny przekraczają wtedy wyraźnie 3000Y za 0,7l. (patrz także Piwo, Napoje).
Angielski – teoretycznie światowy język, niekoniecznie znany w Japonii. W zasadzie poza hotelami i miejscami publicznymi trudno dogadać się inaczej niż po japońsku. Nie ma co liczyć na spotkanie taksówkarza mówiącego po angielsku. To jest wygrany los na loterii J Aby się poruszać taxi koniecznie trzeba wziąć z hotelu wizytówkę i w razie czego pokazać ją kierowcy. Także jeśli planujemy gdzieś jechać, warto poprosić recepcjonistę aby napisał adres docelowy „krzaczkami”. Wtedy jest szansa na dojechanie do celu. Na dworcach i w metrze jest dość czytelny, aczkolwiek niewidoczny na pierwszy rzut oka, system oznaczeń zapisanych czytelnym dla nas liternictwem. Trzeba się przyzwyczaić i wiedzieć gdzie patrzeć. Z zasady młodzi Japończycy dają większą szansę na porozumienie po angielsku niż starsi.
Automat – podstawa funkcjonowania cywilizacji w Japonii. Najbardziej powszechne miejsce zaopatrzenia w napoje, a czasami w jedzenie. Obecny wszędzie, począwszy od ulicy, przez hotel, stacje kolejowe, a na Shinkansenie kończąc. Za kwotę od 100Y wzwyż (do ok. 200Y) można kupić prawie dowolny napój zimny (podświetlone na niebiesko), a czasami także ciepły (podświetlenie na czerwono). Zdarzają się automaty z kawą parzoną na poczekaniu (od 200Y), a na dworcach także z puszkami z piwem (300-400Y). Obsługa jest banalnie prosta. W witrynie (bądź na obrazku) wybieramy co chcemy (woda, cola, soki, herbata zielona, zwykła z mlekiem, kawa czarna, z mlekiem, …) odczytujemy cenę, wrzucamy monety (od 10Y wzwyż, banknoty do 1000Y), wciskamy przycisk pod wybranym napojem (automat podświetla to co możemy wybrać w miarę wrzucania kolejnych monet i dostępności) i w odpowiednim momencie wciskamy przycisk. Dla zaawansowanych można wybrać wersję bez cukru lub z dodatkowym espresso, jednak takie opcje dostępne są wyłącznie dla znających ‘kraczki’. W szufladzie na dole odbieramy napój, a w niewielkiej kieszonce resztę (o ile wrzuciliśmy za dużo). Gdyby nie było reszty, bądź gdybyśmy chcieli zrezygnować z zakupu, naciskamy niewielką „klamkę” i odbieramy pieniądze. Ze względu na automaty zawsze warto mieć ze sobą sporo monet, najlepiej o nominałach 10, 50 i 100Y.
Bagaż – (patrz także Ubranie i Pogoda) niezbędny balast. W opisie wycieczki sugerowano aby wziąć miękkie torby ze względu na podróż Shinkansenem (patrz Shinkansen). Moim zdaniem nie ma to większego znaczenia. Półki na bagaż nad głowami są niewielkie, ale w każdym przedziale jest miejsce na większe torby (za ostatnimi siedzeniami). Według mnie pełna dowolność. Na objazd pociągami można mieć drugą mniejszą torbę i zabrać tylko niezbędne rzeczy. Pozostałą część bagażu można zostawić w Hotelu (byliśmy w New City Hotel – w innym może być inaczej). Oczywiście im mniej bagażu tym łatwiej się poruszać, ale to jest oczywista oczywistość (patrz Pranie).
Bankomat – (patrz także Karta Kredytowa). Niezbyt często spotykany, ale w rejonie dworców czy w dzielnicy biznesowej są do wypatrzenia (symbol ATM). Moja karta bankomatowa (CitiBank) zadziałała bez pudła i pobierałem kasę kilkukrotnie. Przelicznik obciążający konto nie odbiegał zasadniczo od tego w kantorze na lotnisku.
Bezdomni – częsty widok w dzielnicach biurowych pod mostami i w parkach. Mają swoje legowiska, często z kartonowych pudeł przykrytych folią. Zdejmują buty przed wejściem do swojego „domku” i dbają o porządek. Podobno są w miarę czyści i dumni, a bezdomność w Japonii wynika raczej z wyboru niż z konieczności, jakkolwiek trudno by mi nie było w to uwierzyć. Ale w Japonii w ogóle trudno w wiele rzeczy uwierzyć, więc może tak jest. Polecam film „Hanami Kwiat Wiśni”, gdzie temat bezdomności jest jednym z podstawowych wątków.
Budownictwo – tu w zasadzie nie ma o czym pisać. W miarę ciekawe są budowle sakralne a także część biurowców, szczególnie w Tokyo na wyspie Odaiba, w Osace czy w Kyoto. Miejskie budownictwo mieszkalne jest brzydkie i niewarte uwagi. Na południu jest nieco ciekawiej, ale także nie ma na co patrzeć. Pudełkowość, szarość, nijakość. Także zasady budownictwa są zupełnie inne. Odległość między ścianami domów nie przekracza czasami 2-3 metrów, co wydaje się nam niemożliwe dla normalnej egzystencji. W miastach nie widać „lepszych” dzielnic willowych. Można sądzić, że jak ktoś ma więcej kasy, to ma po prostu większy apartament w którymś z centralnie położonych bloków i dom za miastem w Nikko czy Kamakura. Domki mieszkalne poza centrum są upakowane do granic możliwości i z pewnością nie są komfortowe do zamieszkania.
C
D
Drobne – patrz Pieniądze
E
Edo – poprzednia nazwa Tokyo. Patrz Wikipedia.
F
Family Mart – niewielki, za to otwarty całą dobę sklep o super uniwersalnej zawartości (druga sieć tego samego typu – Seven Eleven: 7/11). Można w nim kupić dosłownie wszystko od drobiazgów domowych, aż po żywność. Spory wybór tacek z gotową żywnością (niestety zwykle o nieznanym składzie i bez opisów w języku innym niż japoński) w cenach od 300-1000Y. Jeśli tacki nie są zdecydowanie na zimno, obsługa podgrzeje je na życzenie w mikrofali. Są także ciepłe potrawy, kiełbaski, pierożki itp., zanurzone w rosole miso w sporych pojemnikach przy kasach, które można nakładać do miseczek. W witrynie przy ladzie dostępne są także wyroby z kurczaka (od 150Y), udka, szaszłyki bądź inne tego rodzaju produkty. Są także zwykle średniej wielkości Pampuchy (zwane także gałuszkami), z zawartością bazującą na lokalnej fasoli o różnych smakach (ok. 100Y). Całkiem smaczne i ciekawa odmiana od ryżowej powszechności. Warto zaobserwować sposób pakowania żywności. Kupując trzy udka, każde dostaniemy w osobnej kopercie/woreczku. Przy ladzie są także plastikowe sztućce, które można otrzymać gratis (pałeczki są zawsze w standardzie).
Fuji – poprawnie Fuji-san, a nie jak nas uczono Fujijama (to podobno bardziej po chińsku). Nie jest łatwo zobaczyć, szczególnie gdy specjalnie jedzie się ją oglądać L. Widoczna z wyższych pięter Hotelu z niewielkiego balkoniku na końca korytarza – drzwi się otwierają po chwili zabiegów przy dwóch klamkach. Widok wart zobaczenia. Podczas naszego pięciodniowego pobytu w Tokyo, Fuji-san widzieliśmy dwukrotnie, raz wyraźnie, a raz bardzo zamgloną. Fuji-san widać także z Shinkansena podczas podróży do Hiroszimy (po lewej stronie pocągu). Ale zdjęcia przez szybę nie mają większego sensu.
G
Gejsza – zobaczyć Gejszę w Gion, to prawie cud. Nam się udało, gdy po przedstawieniu w teatrze (patrz Kyoto), wyszliśmy na wieczorny spacer. Niestety zrobienie zdjęcia Gejszy jest prawie niemożliwe. Gejsza ubiera się mało wyzywająco. Charakterystyczne jest tradycyjne kimono, ale dość stonowanych kolorach, biała twarz i specyficzne wysokie chodaki. Na ulicach można spotkać kobiety w kimonach, jednak są to zwykle normalne Japonki, które albo zwyczajowo, albo dla zabawy, przebierają się w kimona i chodzą po mieście. Nie mają charakterystycznego płynnego sposobu poruszania się, ani białych twarzy. Zwykle także chodzą w klapkach – japonkach. Częściej niż Gejsze można spotkać Maiko, czyli kandydatki, które ubrane są w piękne kolorowe kimona i mają białe twarze, ale są młodsze i nie unikają robienia zdjęć. Prawdziwa Gejsza, jeśli już można ją spotkać na ulicy, przemieszcza się bardzo szybko i nie pozuje do zdjęć. Ponieważ nie jestem paparazzi, więc nie udało mi się zrobić dobrej fotki.
Góra – w Japonii zwykle jest to wulkan, a czasami także Fuji-san J Okazyjnie siedziba bóstw.
H
Herbata – tu nie ma zaskoczenia. W Japonii króluje zielona w różnych odmianach i inne kolorowe, a kupienie zwykłej czarnej herbaty jest prawie niemożliwe. W Automatach są różne herbaty w puszkach i butelkach, czasami z mlekiem, zawsze słodkie, w wersji na ciepło lub na zimno. W hotelach herbata jest do śniadania. Można wziąć ze sobą zapas woreczków i parzyć samemu korzystając z termosów z gorącą wodą.
Himeji – zamek którego nie ma. A dokładniej, którego nie dało się zobaczyć podczas naszej wycieczki i nie będzie można jeszcze przez jakieś 2 lata. Tyle bowiem potrwa remont. Na zdjęciach i na makiecie znajdującej się w hallu dworca – piękny, dla nas pozostał w wyobrażeniach i fragmentach, z których można spróbować stworzyć obraz całości. W sumie pobyt w Himeji trwał niecałe 3 godziny. Z Himeji zmierzamy z powrotem do Tokyo na ostatni nocleg, po drodze odbieramy nasze bagaże, które zostały w skrytkach na dworcu w Kyoto. Ponieważ nie ma czasu na lunch, warto kupić coś wracając z zamku na miejsce zbiórki. W pasażu handlowym, równoległym do głównej ulicy, mniej więcej w połowie długości, po prawej stronie patrząc w kierunku dworca (za plecami mając zamek), znajduje się spory sklep spożywczy, w który można kupić bardzo szeroki wybór sushi, sashimi, a także gotowych wyrobów z kurczaka i wszelkich innych środków spożywczych. Po drodze, w tym samym pasażu znajduje się także Seven-Eleven.
Hiroszima – jedyne miasto w Japonii posiadające komunikację tramwajową. Zapewne bliskość morza i specyficzne warunki geologiczne uniemożliwiły wybudowanie metra, bo innego powodu trudno sobie wyobrazić. Poza Parkiem Pokoju poświęconym ofiarom bomby atomowej nie ma wiele do zaoferowania. Turystów mało, za to znacznie więcej napisów po angielsku, także w piekarni, co umożliwia ominięcie potencjalnych raf smakowych. Czasami smakowicie wyglądająca bagietka okazuje się pokryta pastą z makreli, co nie jest zupełnie oczywiste. Koniecznie trzeba pojechać na świętą wyspę Miyjajima - jakieś 40 min pociągiem (patrz także Miyjajima). Warto spróbować lokalnej specjalności kulinarnej – Okonomiyake, czyli omleto-pizzo-zapiekanki przygotowywanej na żywo na specjalnym gorącym blacie (patrz także Okonomiyake).
Hotel – (patrz także Ryokan, Śniadania) New City Hotel, przyzwoity hotel w odległości 15 min marszu od dworca kolejowego. Z hotelu do dworca kursują darmowe busy co 20 lub 30 min) od rana do 22:30. Hotel nie jest nowy, ale dość porządnie utrzymany. Klaustrofobiczna łazienka z elektronicznie sterowanym sedesem (patrz także Sedes), ale da się żyć. W pokoju pusta J, ale działająca lodówka i zupełnie nieprzydatny telewizor. Po długiej walce można złapać BBC po angielsku, ale to jedyna taka stacja i tylko w tym hotelu. W rezultacie nie używaliśmy TV ani razu. Po trzecim z kolei hotelu, tym razem w Nagasaki (NewTanda Hotel) stwierdzamy, że standard wszędzie jest identyczny. Zawsze jest suszarka, lodówka, TV (wyłącznie programy po japońsku), dwa łóżka, klimatyzacja z ograniczonym sterowaniem, budzik, radio, podłoga wyłożona wykładziną, dzbanek do herbaty, latarka na wypadek trzęsienia ziemi, pełne wyposażenie w płyn do mycia, szampon, jednorazowe szczoteczki do zębów, maszynki do golenia itp. Sterowanie światłem, klimatyzacją i radiem odbywa się zwykle z niewielkiej szafki umieszczonej miedzy łóżkami. Czasami są napisy po angielsku, ale zwykle nie ma i trzeba trochę eksperymentować. Hotel w Nagasaki (NewTanda) jest rzeczywiście nowy. Pokoje i łazienka w stanie idealnym. Sedes steruje się z umieszczonego na ścianie pilota - nie mylić ze sterowaniem Klimą, można zostać przypadkiem oprysznicowanym J. Hotel w Hiroszimie, położony bezpośrednio przy dworcu kolejowym (5 min piechotą), w standardzie identycznym z NewCity w Tokyo, znacznie większy wybór potraw śniadaniowych – pyszna ryba na ciepło J. Ryokan, czyli lokalny hotel dla Japończyków opisuję osobno (patrz Ryokan). Hotel w Kyoto okazał się z jednej strony najlepszy (ogólny standard), ale pod jednym względem był bardzo kiepski. Problemem okazała się klimatyzacja, której nie da się sterować z pokoju, a właściwie da się sterować intensywnością nadmuchu, ale nie temperaturą. Ponieważ najwyraźniej weszliśmy w okres zimny, z nawiewu wpadało ciepłe powietrze, dając w pokoju na oko 24 stopnie, co przy braku możliwości otwarcia, czy nawet uchylenia okna, skutkowało dla mnie poczuciem dyskomfortu. W tym hotelu widziałem także najmniejszą łazienkę. Na powierzchni o wymiarach 1,6*1,2m zostało upakowane wszystko co trzeba. Jak widać jest to możliwe. Powyższe niedogodności rekompensowało najlepsze niewątpliwie śniadanie, gdzie oprócz standardowych kiełbasek czy jajecznicy, można było spróbować pysznych tradycyjnych pierożków z wieprzowym nadzieniem (na parze), czy jak zwykle doskonale rozgrzewającej zupy miso. Dla chętnych kucharz przygotowywał omlet bądź jajecznicę, ale nie widziałem wielkiego zainteresowania.
I
Internet – (patrz także Hotel) dostępny bezpłatnie w hotelach. W Tokyo jako WiFi, w innych hotelach przewodowo (kabelek znajduje się zwykle na biurku lub w szufladzie, a gniazdko w okolicy zasilania sieciowego, albo także na biurku. Można także za darmo bądź za niewielką opłatą korzystać z hotelowego komputera.J
Japonia – wbrew stereotypom, nie każdy w Japonii chodzi w kimonie, nie zawsze je się sushi, trudno zobaczyć kwitnącą wiśnię i nie zewsząd widać Fuji-san. Reszta stereotypów działa. Są niscy, mało przystojni, mają czarne włosy, cały czas się kłaniają, jest czysto do przesady, trudno zjeść mięso, łatwo ryż … A zresztą, to trzeba po prostu zobaczyć.
Jedzenie – (patrz także Kiełbasa, Mięso, Ryż, Słodycze, Sushi, Pampuchy) Jedzenie jest łatwo dostępne. Wbrew stereotypom nie jedzą tylko ryb (ale na nich bazują) i zawsze jest ryż. Wiele potraw ma lekko rybny smak, nawet jeśli nie jest to oczekiwane. Ryż dostaje się do obiadu bez ograniczeń, można prosić o dokładkę. Na moje oko, najwięcej jest potraw i knajp typu chińskiego, ale z jedzeniem dopasowanym do japońskich smaków – wszystko jest dla nas mdłe. Można znaleźć rejony maleńkich (po kilka stolików) knajpek dla rdzennych Japończyków. W strasznym dymie pochodzącym z grilla siedzą dobrze ubrani w garnitury biznesmeni spokojnie jedzą i konwersują. Niestety takie lokale nie mają żadnego zrozumiałego menu i nie ma jak zamówić jedzenia. Wydaje się także, że niekoniecznie byłoby się mile widzianym gościem. Większość restauracji w centrach miast dysponuje albo menu obrazkowym z krótkimi opisami po angielsku, albo, co było dla nas zupełną nowością, w szklanych gablotach wystawione są plastikowe modele sprzedawanych potraw. Można poprosić kelnera na zewnątrz i pokazać palcem co się chce. Nie zawsze jednak to co wygląda n pokrojony kotlet schabowy nim jest … Za 700-900Y można zjeść solidny zestaw lunchowy składający się z zupy miso (rodzaj rosołu) z warzywami i drugiego dania z rybami (owocami morza) bądź mięsem, zwykle w formie kociołka gotującego się na stole. Zamiast kociołka można zamówić pieczoną rybę, albo kawałek mięsa. To ostatnie dość trudno dostępne i droższe (patrz Mięso). Oczywiście można zamówić sushi lub sashimi, jakieś wersję są praktycznie w każdej jadłodajni. Knajpek jest dużo i poza kuchnią japońsko-chińska, są także bardziej znane kuchnie etniczne - hinduska lub ‘azjatycka’. Nie widziałem kuchni włoskiej ani francuskiej, zapewne są czasami w lepszych hotelach. Praktycznie nie ma ulicznych stoisk z jedzeniem, które są tak powszechne w Chinach. Jeśli są, to raczej w miejscach stricte turystycznych – np., Miyajima. Japończycy nie mają zwyczaju jeść w biegu i na stojąco, zawsze siedzą i spokojnie jedzą. Zresztą jedzenie w ruchu ma poważną wadę - nie ma gdzie potem wrzucić śmieci (patrz Kosz na Śmieci).
K
Kamakura – miejscowość wypoczynkowa, wiele świątyń do zwiedzania.
Karta Kredytowa – (także Bankomat, Pieniądze) Kartą kredytową można płacić w Family Mart i większości sklepów. Czasami także w knajpkach, ale w porze lunchu może się zdarzyć, że nie będą chcieli przyjąć płatności pomimo obecności naklejki Visa na drzwiach. Lepiej się upewnić przed płaceniem. Generalnie Japończycy są zwolennikami gotówki i karty nie są powszechnie używane.
Kawa – trunek powszechny w Japonii. Z Automatów dostajemy czarną (gorzka), białą (słodka), w puszkach, butelkach, na zimno, na ciepło, zwykle mocną, ceny ok 120-200Y. Do kupienia także z wózków w Shinkansenie (300Y). Moim zdaniem całkiem niezła, miłośnik kawy powinien być zadowolony. W końcu udało mi się trafić na kawę z mlekiem bez cukru, w okrągłej jasno-brązowej butelce z napisem Georgia European. Co za ulga…
Kiełbasa – coś, czego niektórym najbardziej brakuje… W niektórych sklepach można kupić niewielkie kabanosy (opakowane w torebki, wiszą zwykle w dziale z przekąskami), w cenie 110Y za jeden mały kabanosik ważący zapewne ok., 50g. To daje cenę ok. 80 zł za kg, a smak daleko odbiega od naszych pysznych kiełbas. Pozostaje czekać na powrót do Polski …
Klimatyzacja – jest wszędzie, ale działa bardzo różnie (patrz Hotel). Często można sterować wyłącznie intensywnością nawiewu, ale już nie temperaturą, co przy braku możliwości otwierania okien (w niektórych hotelach), daje specyficzny hotelowy mikroklimat. Do tego dość wyraźny szum… Cóż, to jest konsekwencja mieszkania w hotelu. Na tym tle pozytywnie wyróżniał się Ryokan, gdzie nieszczelne okna zapewniały dopływ świeżego powietrza, a sprawnie działająca Klima umożliwiała szybkie dogrzanie pomieszczenia (patrz Ryokan).
Kolej – (patrz także Shinkansen i Metro) podstawowy środek lokomocji na średnie i długie dystanse. Czysto, szybko (w wypadku Shinkansen MEGA szybko i MEGA punktualnie. Koleje działają w Japonii perfekcyjnie. W zasadzie nie ma co wiele o tym pisać, to trzeba przeżyć. A takich doznań nasz Program zapewnia aż nad miarę. To co najważniejsze w kolejach, to etykieta. Od podróżujących wymaga się generalnie zachowania ciszy. Nikt nie rozmawia przez komórkę (nie wolno), a samo urządzenie powinno być wyciszone. Dwa razy słyszałem dzwonek komórki. Nie ma żadnych rozmów, ludzie przeglądają internet, albo czytają książki czy gazety. Zaskakujący jest także widok Japończyków karnie ustawiających się w kolejkach na peronach. Nie ma szansy aby gdzieś „po warszawsku” się wcisnąć poza kolejką. Proces wymiany pasażerów w Shinkansenie trwa nie więcej niż 3 min. W tym czasie kilkadziesiąt osób wchodzi i wychodzi z każdego wejścia w idealnym porządku (patrz Porządek). W metrze nie jest już tak porządnie, ale metro służy szybkiemu i sprawnemu przemieszczaniu się na krótkie dystanse. W metrze liczy się szybkość i stopień upakowania. W godzinach szczytu specjalnie ubrani porządkowi, obowiązkowo w białych rękawiczkach, dopychają podróżnych aby gęstość była maksymalna. W pociągach dalekobieżnych normalną praktyką jest picie i jedzenie przyniesionego ze sobą jedzenia. Zaraz po wyjściu z pociągu można usunąć śmieci korzystając z rzadko spotykanych koszy na śmieci.
Kolory – dokładniej brak kolorów. Jak pisałem we wstępie, kolorowi są, czasami aż do absurdu, młodzi ludzie. Za to reszta tłumu, zgodnie z „zasadą gwoździa” jest zunifikowana także w tym względzie. Dominują kolory ziemi w mało intensywnych odcieniach i na tym tle intensywna czerwień świątyń wyraźnie daje poczucie odmiany. Czerwone szaty mnichów buddyjskich czy „dziewczyn świątynnych”, które można czasami zobaczyć przemykające szybko i cicho, wydają się pochodzić z innego świata. Także samochody są szare lub srebrne, a jak bardziej kolorowe, to zwykle są to taksówki. Domy szare lub bure, czasami obłożone klinkierem w kolorach ziemi o podobnych kształtach i położone blisko siebie sprawiają wrażenie szarej masy przemykającej niezauważenie za oknem Shinkansena. Tylko w nocy szare ulice przemawiają wszelkimi kolorami tęczy neonów i reklam. Wtedy także na ulicach pojawiają się kolorowo ubrani ludzie, czasami także ci w średnim wieku pozwalają sobie na chwilę luzu.
Komórka – niestety często nie działa. Musi pracować w 3G (chyba). Mój Blackberry (!) odmówił posłuszeństwa, co miało także pewne dobre strony… Warto upewnić się przed wyjazdem, czy posiadany przez nas model będzie działał w Japonii. Nie używać podczas podróży koleją (patrz Kolej).
Kosz na Śmieci – zjawisko praktycznie nie istniejące w Japonii. Obowiązuje zasada – Twoje Śmieci, Twój Problem. Niewielkie kosze znajdują się przy Automatach z napojami, na dworcach kolejowych, a czasami w miejscach gdzie jest kilka knajpek. Poza tymi miejscami śmieci trzeba po prostu nosić ze sobą i wyrzucić przy nadarzającej się okazji. Śmieci na ulicy praktycznie nie występują.
Kyoto – miasto, w którym spędziliśmy 3 noce, dwie w normalnym hotelu, a jedną w ryokanie (patrz Hotel, Ryokan). Wielkie kontrasty. Z jednej strony normalna dzielnica ludzi żyjących swoim rytmem w okolicy ryokanu, a z drugiej szerokie ulice i nowoczesne budownictwo w centrum. Ma swoją atmosferę . Przyjechaliśmy do Kyoto z Nagasaki w deszczu wczesnym popołudniem, ale już podczas lunchu wypogodziło się i można było działać. Na początek spacer na pokaz kimon połączony z możliwością zakupów w sporym centrum rękodzieła. Rzeczywiście wyroby o znacznie wyższej jakości niż w dotychczas spotykanych sklepach przy świątyniach (nazywam je ‘ścieżkami zdrowia’). Można kupić piękne kimona, także dla mężczyzn (sam kupiłem dla siebie), ceny od 5000Y do … (właściwie nie ma górnej granicy), ręcznie szyte jedwabne krawaty (ok. 10.000Y za sztukę) i wiele drobnych produktów. Wieczorny spacer, właściwie już o zmroku, do parku i rezydencji cesarskiej bez wielkich emocji. Drugiego dnia, po wymeldowaniu z ryokanu zwiedzaliśmy Kyoto wynajętym autobusem i to był świetny program. Najpierw Złoty Pawilon, czyli mauzoleum dla ostatniego shoguna z rodu Takegawa, powstały w miejscu, które wybrał sobie na zasłużoną emeryturę. Potem zamek pięknie położony w parku, a następnie świątynia na palach. Na koniec jeszcze jedna świątynia. Pisząc „koniec” miałem na myśli zwiedzanie elementów historycznych, ponieważ wycieczka zakończyła się przed dwoma kilkupiętrowymi domami towarowymi zawierającymi ponownie wyroby rękodzieła. W zasadzie jest tam wszystko co chciałoby się przywieść z Japonii (kimona, broń, rysunki, biżuteria, wyroby z laki, …) trudno wymienić czego tam nie ma. Trzeba tylko szybko kupować, ponieważ brakuje mocno czasu. Wydaje się na początku, że 1,5 godz. na zakupy to dużo, ale kilka osób musiało zostawić wybrane produkty, bo brakło czasu na ich zapłacenie. Większość grupy wróciła do hotelu przebrać sie, a kilka osób postanowiło udać się na spacer po Gion, słynnej dzielnicy gejsz (dla znających film „wyznania Gejszy”). Spotkanie Gejszy jest bardzo trudne, zwykle przemieszczają sie taksówkami, ale można spotkać ‘Maiko’, czyli aplikantkę na gejszę. Jak zwykle narzekałem na brak światła, zwiedzanie zaczęliśmy około 17:15, co oznaczało zachód słońca, więc szanse na ciekawe zdjęcia były minimalne, a temperatura nie rozpieszczała (max 14 stopni). Na szczęście udało nam się przypadkiem trafić na cztery Maiko, które wyszły na spacer i sesję foto. Późny wieczór zakończyliśmy uczestnictwem w przedstawieniu łączącym kilka istotnych elementów japońskiej kultury. Ekspresowa ceremonia parzenia herbaty, gra na tradycyjnych instrumentach, taniec i muzyka dworska, a na koniec układ taneczny w wykonaniu Maiko dał bardzo powierzchowne poczucie odrębności kulturowej. Ten dzień był jednym z najintensywniejszych podczas wycieczki, a zakończyliśmy go jeszcze pieszym spacerem do hotelu – co zajęło ok. 45 min szybkiego marszu. Kolejnego dnia, jeden z najważniejszych punktów w programie, czyli świątynia 10.000 bram w Inari (dzielnica Kyoto). Ci, którzy oglądali „Wyznania Gejszy” zapamiętali zapewne scenę, gdy kandydatka wtedy jeszcze na Maiko, biegnie tunelem czerwonych słupów. Bardzo liczyłem na piękne wrażenia i zdecydowanie się nie zawiodłem. Wrażenie jakie robi niekończący się czerwono-czarny tunel jest niesamowite. Kolejne miejsce, Nara, pierwsza stała stolica Japonii (wcześniej stolica była tam, gdzie aktualnie przebywał Cesarz), nie zrobiła już na mnie takiego wrażenia. Model wielkiej drewnianej buddyjskiej świątyni, ponoć nawet obecnie największego drewnianego budynku na świecie, nie zrobił aż takiego wrażenia. Wstyd się przyznać, ale wielki „dziurawy” budynek, z którego podziwialiśmy panoramę Osaki, zrobił na mnie większe wrażenie J Przejazd pociągiem do Kyoto i wieczorny spacer zakończyły przedostatni dzień pobytu w Japonii. Z Kyoto, przez Himeji (patrz Himeji) udaliśmy się do Tokyo na ostatni przed wylotem nocleg.
L
Licytacja tuńczyków – (także Targ Rybny) wielka wtopa … jedyna w swoim rodzaju licytacja tych olbrzymich świeżo złowionych ryb. Odbywa się codziennie przedświtem na targu rybnym w Tokio. Na licytację wpuszczane jest 120 osób, w dwóch grupach po 60. Pierwsza tura od 5:25 do 5:50, a druga od 5:50 do 6:25. Aby wejść na licytację, trzeba się zarejestrować w specjalnym biurze – są dostępne specjalne mapki u Pana Pilota. Rejestracja jest bezpłatna i zaczyna się teoretycznie o 5-tej, ale jeśli jest dużo chętnych (a tak jest zwykle), zaczynają już od 4-tej. Niestety byłem na miejscu o 5-tej i dowiedziałem się, że wejściówki skończyły się już o 4:20. Nie miałem szansy na drugie podejście… Dla chętnych radzę być na miejscu o 4-tej rano, co oznacza wyjazd z Hotelu najpóźniej o 4:30. Jako środek transportu pozostaje tylko taksówka, koszt 3500-4000Y (taksówki są drogie – patrz Taksówka). Adres musi być napisany po japońsku na kartce. Nawet o 4-tej taksówkę łapie się po prostu na ulicy przed hotelem. Nie będzie się czekać dłużej niż 5 min. Powrót do hotelu metrem (patrz Metro). W sumie ten element wyjazdu to jedyne miejsce, gdzie mam niewielkie pretensje do Pana Pilota, który przekonywał mnie, że nie ma potrzeby być na targu wcześniej niż o 5, ponieważ jest poza sezonem i jest mało turystów… No i d…a
M
Maiko – patrz Gejsza.
Metro - Tokio na jeden z największych systemów metra na świecie. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że cudzoziemiec nie ma szans na odnalezienie sie w gąszczu krzaczków i zagadkowych komunikatów. Jeśli jednak zdobędziemy mapkę metra z opisami w alfabecie łacińskim i poświęcimy kilka minut na jej rozczytanie, komunikacja okazuje się w miarę prosta. Każda linia ma inny kolor i nazwę (co nie jest zaskoczeniem), ale, co jest dla mnie nowością i stanowi o łatwości w odnalezieniu się w tym systemie, każda stacja jest kolejno numerowana w ramach danej linii. Jeśli znajdujemy się np. na linii E na stacji numer 15 i chcemy dojechać (bądź mamy przesiadkę) na stacji numer 5, to trzeba poszukać znaków kierujących najpierw do linii E, a potem na peronie odnaleźć kierunek według zmniejszających się numerów stacji. Odnalezienie właściwego kierunku było zwykle dla mnie największym problemem w Londynie, gdzie jest wskazywany przez nazwę stacji końcowej, a czasami nie jest łatwo się domyśleć, która stacja końcowa jest właściwa. Niby jest to prawie to samo, ale ‘prawie’ robi różnicę J To co może sprawić kłopot, to kupowanie biletów i zmiana linii metra w wypadku przesiadki. Bilety kupuje się (ale zaskoczenie J) w automatach. Od jakiegoś czasu automaty mają instrukcję obsługi także po angielsku, co upraszcza procedurę. Przed wrzuceniem monet, na mapce która wisi nad automatami, należy odszukać docelową stację metra i w kółeczku odczytać kwotę za jaką trzeba kupić bilet. Zwykle jest to od 150 do 500Y i zależy od odległości i ilości przesiadek. Na stacjach nazwy i numery (w wypadku metra) są widoczne na sporych tablicach i nie powinno być problemu z odczytaniem gdzie się znajdujemy. Także wyświetlacze we wnętrzu wagonów informują na jakiej stacji jesteśmy i która będzie kolejna. W większości wagonów kolei, także w metrze, miły kobiecy głos zapowiada nazwy najbliższych stacji, zwykle także po angielsku. Warto zaobserwować jak różny jest tembr głosu zapowiadających pań. Po japońsku mówią cienkim i wysokim głosem, podczas gdy po angielsku już bardziej normalnie. Podobno jest to kolejna kwestia kulturowa, ponieważ Japończycy wolą kobiety „lolitki” i wysoki glos znakomicie pasuje do tego obrazu. W sumie komunikacja metrem jest raczej prosta i po pierwszym szoku człowiek, nawet nie znający krzaczków może poruszać się w miarę sprawnie.
Zmiana linii może stanowić większy problem, ponieważ drogowskazy prowadzące do kolejnych linii są mniej czytelne, szczególnie na większych stacjach przesiadkowych, takich jak Shinjuku, czy Tokyo. Także gąszcz ludzi przelewających się w przejściach nie ułatwia poruszania i orientacji. W tym wypadku tylko cierpliwość i harcerski nos dają szanse na odnalezienie właściwego peronu. System metra działa do późnych godzin nocnych (około północy) i zaczyna działać między piątą a szóstą. To warto brać pod uwagę, tym bardziej mając w pamięci ceny taksówek…
Mięso – podobnie jak kiełbasa, towar niezbyt często spotykany w Japonii. Jedynym powszechnie spotykanym mięsem jest wieprzowina, a właściwie boczek. Zdarzaj się także schab w postaci panierowanych kotletów, ale trzeba się nieco natrudzić. Są oczywiście chlubne wyjątki, jak np. słynna wołowina z Kobe, która ponoć dorównuje jakością argentyńskiej. Jest jednak bardzo droga i na razie nie mieliśmy okazji jej spróbować. Na wołowinę bądź cielęcinę można trafić w knajpkach typu ‘Asian Grill’ bądź hinduskich, gdzie są dostępne w postaci szaszłyków lub steków, choć pod tą ostatnia nazwą kryją się niewielkie kawałki mięsa w sosie, a nie oczekiwany soczysty stek. Podstawą kuchni japońskiej są ryby i owoce morza, co chlubnie odróżnia Japonię od np. Chorwacji, która mimo nadmorskiego położenia nie jest rajem dla smakoszy tłuszczów omega J
Miyajima – zaskakująco malownicza wyspa niedaleko Hiroszimy. Warto ją odwiedzić wieczorem w czasie zachodu słońca i o świcie (my mieliśmy okazje podziwiać zachód słońca). 10 min przeprawy promem, a potem szybki marsz w kierunku świątyni położonej 500 m na północ - na prawo od przystani promu. Idąc po zatłoczonej ulicy lawirujemy między ludźmi i jeleniami (!), które żyją między ludźmi. Ich ulubionym rodzajem pożywienia jest papier, należy więc uważać trzymając w ręku mapę bądź bilet na prom J. Można ją obejść kierując się na drugi brzeg zatoki bez sięgania do portfela, ale moim zdaniem warto zapłacić dodatkowe 300Y za wejście na teren świątyni. Najciekawszy jest widok tuż po zmierzchu, gdy zapalają się lampy na nabrzeżu, a dobrze oświetlona, czerwona Brama rewelacyjnie prezentuje się na tle granatowego nieba. W okolicy przystani promowej można kupić przekąski na mobilnych grilach – ośmiorniczki, ryby, szaszłyki itp. Ceny jak zwykle od 300Y w górę.
Moda – w tej kwestii są dwa zupełnie odrębne światy – Marsa i Wenus. O modzie męskiej nie da się powiedzieć zbyt wiele ciekawego. W wersji biznes wszechobecna jest szarość i ew. granat. Ciekawsze bywają tylko buty (często brązowe) i kolorowe krawaty. W wersji casual jest znacznie ciekawsza, ale nie odbiega od bardziej odważnych eksperymentów jakie można spotkać na ulicach polskich miast. Kobiety w wieku powyżej nastolatek J ubierają się w taki sposób, aby nie zwracać na siebie uwagi. Szaro-bure kolory, delikatny makijaż bądź jego brak, płaskie buty - generalnie nic ciekawego. Czasami widać kobiety ubrane z dużą klasą, bardziej po europejsku. Bardzo trudno jest dostrzec kobiety ubrane w tradycyjne kimona i poruszające się w japonkach lub na wysokich chodakach. Jednak taki widok jest ucztą dla oczu. Im mniejsze miasto tym łatwiej jest spotkać taką „prawdziwą” Japonkę.
Ale „creme de la creme” mody damskiej, to ubiór nastolatek i młodych kobiet. Tu jest taka rewia szalonej i kolorowej mody, że nie wiadomo gdzie (i na co J) patrzeć. Królują miniówki i takiej długości, że często nie wiadomo czy w ogóle są, podkolanówki i bardzo kolorowe bluzki. Także wysokie kozaki na każda okazje i w każdej temperaturze. W niektórych dzielnicach, szczególnie na ulicach sklepów dla młodzieży, widać nastoletnie lolitki, często w różowych falbankach koronkach itp. Można spotkać na ulicy kobietę kota, albo wampa. Nic tylko patrzeć i patrzeć … Wśród naszej wycieczki znalazło się także kilka osób o dość specyficznym podejściu do mody wycieczkowej, pozostając przy schemacie mody „wyjście do kościoła w niedzielę”. Ale widok ten był zapewne zabawny głównie dla nas, w modzie ulicznej nie wyróżniał się zasadniczo.N
Nagasaki – (patrz także Park Glovera). Zbędny punkt na trasie wycieczki. Dojazd z Hiroszimy do Nagasaki zajmuje około 4,5 godz, i znacznie więcej następnego dnia z Nagasaki do Kyoto. W samym mieście nie ma nic specjalnego do zwiedzania. Park pokoju naszym zdaniem ciekawszy niż w Hiroszimie, zawiera kolekcję rzeźb podarowanych przez różne kraje (w tym rzeźba z Polski – jedna z ciekawszych). Muzeum ofiar bomby atomowej średnio ciekawe, podobno znacznie ciekawsze jest w Hiroszimie. W programie zwiedzania także katedra katolicka i Park Glovera. Po kolacji krótki spacer po Chinatown (dwie uliczki po 200m każda) i to tyle. Tego dnia także kolacja na koszt biura podróży, ale to był w naszym odczuciu lekki obciach. Być może miejsce – typowa salka konferencyjna, nie sprzyjało celebracji (podobno była jakaś wielka grupa młodzieży, która zajęła całą restaurację), ale także zawartość miseczek nie budziła zachwytu. Na tacy podane zostały zupa miso (całkiem OK.), mikro kawałeczki panierowanej ryby a’la dorsz i łosoś, kawałki kurczaka, kilka kawałeczków hamburgera, dwa plasterki surowego tuńczyka (świetne), biała rzepa marynowana (trzy lub cztery kawałeczki), miska ryżu, cząstka (jedna) pomarańczy, podobnej wielkości kawałeczek melona (dobry) i jedno (!) winogrono. Do tego jeszcze kieliszek zawierający coś na kształt budyniu o rybnym smaku z zatopionym kawałkiem ryby i grzybkiem. Oczywiście miska ryżu. Dobre były sosy w miseczkach i można je było użyć do polania ryżu, znacznie zyskiwał na smaku J Jako napój zimna woda w nieograniczonych ilościach, a piwo dodatkowo płatne – 750Y za 0,5l Asahi (jedno z najdroższych podczas wyjazdu). W sumie uważam, że ta kolacja to była kicha – taki przegląd Japonii. Może byłaby OK. na początku, np., w pierwszy wieczór, aby uczestnicy poznali różne smaki, jednak pod koniec pobytu to pomysł zupełnie nietrafiony. Pan Pilot starał się bardzo podkręcić pozytywnie atmosferę, a jego pozytywna energia i optymizm z pewnością pomogły spożyć ten średni posiłek. Dzisiaj w Ryokanie ma być kolejna kolacja na koszt firmy, zobaczymy czy tym razem będzie lepiej – mamy ją spożywać tradycyjnie, czyli w kucki J Dodatkowe emocje u uczestników wzbudziły Informacje o tym, co nas spotka właśnie w Ryokanie, ale to temat osobnego wpisu (patrzy Ryokan).
Napoje – w Japonii funkcjonuje standardowy zestaw napoi (patrz Kawa, Herbata, Piwo, Alkohol), czasami w dziwnych postaciach, a czasami same napoje są dziwne. Podstawowym źródłem zaopatrzenia są oczywiście wszechobecne automaty (patrz Automaty), i sklepy, ale także niewielkie punkty handlowe znajdujące się na peronach. Ponieważ opisy są zwykle po japońsku, poza oczywistymi płynami, można natknąć się także na dziwne. Na przykład, producent najpopularniejszej lokalnej whisky – Suntory, wypuszcza puszki za whisky zmieszaną od razu z wodą sodową. Nazywa się to Suntory Highball i występuje w dwóch odmianach, jasno-żółtej i brązowawej, różniących się mocą (odpowiednio 7% i 9% alkoholu), w dwóch pojemnościach 0,33l i 0,5l w cenie 200Y za mniejszą i ok. 270Y za większą puszkę.
Nikko – miasteczko wypoczynkowe położone na północ od Tokio z kompleksem świątyń o różnych wyznaniach, a także mauzoleum rodu szogunów Takagawa. Po szczegóły odsyłam do Wikipedii. Teoretycznie w porze naszej wizyty powinno być pełne czerwonych klonów, ale nie było…
O
Okonomiyake – lokalna potrawa specyficzna dla regionu Hiroszimy (patrz Hiroszima). Trudna do zdefiniowania. Pan Pilot opisując ją używał zarówno określeń pizza, omlet, makaron, … Okazało się, że właściwie miał rację. Bazą jest spora ilość kapusty i kiełków ułożona na cienkim naleśniku z jednej strony i jajku smażonym z drugiej, na tej podstawie układana jest warstwa makaronu (można wybrać jeden z dwóch rodzajów – cienki gryczany soba lub gruby udon) i plastry boczku. Na wierzch kładzione są wybrane dodatki – owoce morza, dodatkowe jajko i ser, a także inne według zamówienia. Wszystko przygotowuje kucharz na gorącej blaszanej ladzie. Wszystko cudownie skwierczy i pachnie. Smak zaskakuje delikatnością, ale to już japońska specyfika, dla większości z nas brakowało soli i pieprzu. Jak to zwykle bywa, wszystko jest kwestią przyzwyczajenia J Nawet u chińczyka czy u Hindusa (jedliśmy raz lunch w Nikko), wszystko jest raczej delikatne i nie przypomina znanych z naszej kuchni smaków. Okonomiyake można spotkać także w wielu innych miejscach i jeśli komuś zasmakuje ta potrawa, może folgować upodobaniom do woli.
P
Pachinko – przykład tej gry pokazuje, że w kombinowaniu Japończycy i Polacy mają coś wspólnego. Dlaczego? Otóż hazard jest w Japonii zakazany. Przynajmniej oficjalnie… W bardzo wielu miejscach można trafić na salony pełne gwiżdżących, wyjących i grających maszyn, do których Japończycy wrzucają w tempie kałasznikowa monety. Nie wiem na czym polega ta gra, ale wiem, że jak się wygra, to maszyna wypluwa graczowi specjalny żeton. I teoretycznie na tym koniec. W praktyce gracz idzie w żetonem nie dalej niż 50m do specjalnego „sklepiku” w bezpośrednim sąsiedztwie salonu i wymienia go na pieniądze… Ale hazard to podobno nie jest. Swoją drogą, przebywanie nawet 10 minut w tym potwornym hałasie wydaje się nie do zniesienia i trzeba mieć inne geny aby móc to znosić nawet przez wiele godzin.
Pampuchy – kluski na parze, gałuszki, czy jak to tak kto nazywa. Bardzo często spotykana przekąska. Są mniejsze od naszych, tak mniej więcej o połowę, ale za to wypełnione nadzieniem o różnym smaku bazującym zwykle na specjalnej odmianie lokalnej fasoli. Raczej są słodkie, ale bywają także o smaku curry (zwykle kolor żółty) – warto eksperymentować. Nie kosztują wiele, a poznajemy lokalne smaki. Znakomicie spełniają rolę zapychacza w ciągu dnia, bądź lekkiej kolacji wieczorem. Koszt zwykle 100-200Y za sztukę. Można je kupić w Family Mart w witrynach przy kasie.
Park Glovera – położony na zboczu wzgórza nad zatoką Nagasaki, założony w XIX wieku przez Szkota Mr. Glovera. Malowniczy obszar zabudowany willami o różnym przeznaczeniu, można je zwiedzać w środku. Zwiedzanie trwa około 2 godz. Piękny widok na Nagasaki. Mimo to uważam za typową „zapchajdziurę” w programie zwiedzania. Czymś trzeba było zapełnić czas przed kolacją (patrz Nagasaki).
Piekarnia – Miejsce odwiedzane tłumnie przez polskie wycieczki przed dniem bez śniadania lub lunchu. Coś na kształt piekarenek spotykanych u nas w hipermarketach (Heisstand), ale z bogatszą gamą niewielkich wypieków. Do wyboru kilkadziesiąt różnych bułeczek zarówno na wytrawnie jak i na słodko. Na każdej cenówce jest opis (po japońsku J), cena (130-200Y za sztukę) i podana wartość kaloryczna, która zwykle przekracza znacząco poziom ceny… Można tam kupić paczkowaną szyneczkę, mleko, czy bardziej klasyczne kanapki tostowe, znakomite w podróży. Kupowanie polega na pobraniu białej tacy i szczypiec (stoją przy wejściu), którymi nakłada się każdą wybraną sztukę na tacę. Potem z tacą do kasy i po zapłaceniu można ucieszyć się smakiem bliskim naszym przyzwyczajeniom. Piekarnie znajdują się zwykle w budynkach dworców kolejowych i są odwiedzane przez Japończyków zmierzających do pracy.
Pieniądze – (także Waluta, Wymiana waluty) lokalną walutą jest Yen (Y) a przelicznik w październiku 2012 był 100Y = 4 zł. W obiegu funkcjonują banknoty 1000, 5000 i 10000Y, a także monety 1, 5 (z dziurką), 10, 50, 100, 500Y. Ze względu na automaty warto mieć ze sobą większą ilość drobnych. Banknoty są zwykle bardzo ładne i nie noszą śladów używania. Ciekawe jak oni to osiągają … Można pomylić 1000Y i 10000Y, ale po 2-3 dniach jest to już łatwe. Waluta ma widoczne oznaczenia nominału w czytelnej postaci.
Pilot – alfa i omega, surowy Ojciec dla grupy… W naszym wypadku Pan Pilot, którego poznaliśmy na lotnisku w Warszawie. Bardzo sprawny i rześki mężczyzna w sile wieku, z burzą szpakowatych włosów, wiecznie pędzący, rozrywany wewnętrzną energią. Silną ręką trzymał dyscyplinę grupy, a w pewnym momencie posunął się (ku radości większości pozostałych uczestników wyjazdu) do bezpośredniego obsztorcowania pary spóźnialskich. Od tego momentu nikt się więcej nie spóźnił J. Takiej dyscypliny brakowało często na wcześniejszych wycieczkach. Pomimo swego rodzaju ADHD, które utrudniało mu płynne formułowanie myśli, tan znakomicie zorganizowany i znający wszelkie lokalne zwyczaje, kruczki i zasady człowiek renesansu, skutecznie komunikował się po japońsku (jeden z wielu języków jakie zna), prowadząc nas jak po sznurku. Czasami męczyło słuchanie jego nieskładnych wypowiedzi, gdy opowiadał o lokalnych kwestiach, ale ponieważ nie czynił tego zbyt często (co zresztą niektórzy mieli mu za złe), nie było to zbyt problematyczne. Ale jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś więcej o Japonii, polecam dobry przewodnik pod ręką, aby uzupełnić tę niewielką rysę na portrecie naszego Pana Pilota. Mimo tej wady, w mojej osobistej ocenie jeden z lepszych Pilotów jakich miałem (piszę w liczbie pojedynczej, bo tu się zdaje się nieco różnimy w ocenie z Moją Żoną J). Dla mnie najważniejszy było to, że potrafił zapanować nad indywidualnością uczestników i wszystko szło sprawnie. Jeśli ktoś słuchał tego co mówił, nie było szans aby się zgubić, bądź nie wiedzieć gdzie i kiedy jest zbiórka. Jego pełen energii, ale dość specyficzny śmiech będę pamiętał dość długo J
Piwo – dla piwoszy Japonia powinna wydawać się całkiem ciekawym miejscem ze względu na jakość i wybór tego trunku. Ja nie jestem może znawcą, ale piwo bardzo mi smakowało, szczególnie jako dodatek do sushi w Shinkansenie J Piwo można kupić w sklepach w sporych lodówkach (polecam Ashai Super Dry w ciemnej puszce) w cenach ok. 180-240Y za puszkę 0,33 i 250-350 za 0,5l. W naszym Hotelu obok wind na każdym piętrze stał Automat z puszkami – 400Y za 0,5l. Ceny piwa są dość wysokie, a picie piwa w knajpach jest już sporym wydatkiem. Kufel 0,4 l lany „z kija” kosztuje od 500 do 750Y, czyli 20 – 30 złotych (!). Czasami w małych knajpkach można kupić kufelek za mniej niż 400Y, ale to sukces. Wydaje się, że lepiej kupować butelki. Alternatywą jest sake, której niewielka karafka, tak na oko 150 ml kosztuje zwykle ok., 500Y. Ale ją trzeba lubić…
Pogoda – teoretycznie w październiku w ogóle nie pada… Ale teorie nie zawsze sprawdzają się w praktyce, a poza tym, urok średniej polega na tym, że może nie padać w październiku przez 30 dni, a padać w jeden. Średnia wyjdzie bliska zeru. Pech chciał, że TEN dzień wypadł akurat wtedy, gdy mieliśmy oglądać jedyny w swoim rodzaju widok na Fuji-san odbijającego się w jednym z pięciu jezior. Cóż, poza licytacją tuńczyków, to była druga, ale tym razem zupełnie niezawiniona przez Pana Pilota wpadka. Generalnie poza tym dniem (i być może będzie jeszcze raz padało we wtorek), temperatura w Tokyo między 18 a 22 stopnie, słonecznie, przyjemnie ciepło, i raczej sucho. Wspaniałe warunki do zwiedzania. Tylko w Nikko nieco chłodniej, ale to było około 14-15 stopni, więc żaden problem.
Porządek – to jest powszechny stan wszystkiego. Każda czynność jest objęta jakąś procedurą, uporządkowana, skodyfikowana, wytrenowana, opracowana w najdrobniejszych szczegółach. Porządek po prostu jest naturalnym stanem rzeczy. Po ubiegłorocznym wyjeździe do Namibii i Botswany trudno wyobrazić sobie większy kontrast. Japońskiego Porządku nie da się opisać, nie da się sobaczyć, tego się po prostu doświadcza cały czas i wszędzie. Odniesienia do Porządku znajdują się w wielu definicjach w Alfabecie.
Pranie – gdybym wiedział, że w naszym Hotelu na parterze, zaraz po lewej stronie od wejścia są trzy ogólnie dostępne pralko-suszarki (za opłatą od 100 do 500Y w zależności od programu), to zapewne wziąłbym połowę mniej ubrań… Ale tej informacji nie było w materiałach z biura, z szkoda. Obsługa jak zwykle automatyczna, nawet jest instrukcja po angielsku. Nie trzeba dodawać żadnych detergentów, urządzenie dozuje je, a jakże, automatycznie J Po praniu okazało się, że część koszulek, szczególnie bawełnianych, nie była dosuszona, ale do rana wyschły bez problemu. Czas prania i suszenia dla dużej porcji (ok. 3 kg) to 2h15 min (około) za 500Y. W hotelu w Nagasaki także znajduje się pralnia (Hotel NewTanda), jednak nie oglądałem jej z bliska (za recepcją w lewo).
Prąd - patrz Zasilanie
Program – program naszej wycieczki obejmował:
· kilka dni w Tokyo (5 noclegów) z wyjazdami do:
o parku narodowego Góry Fuji na oglądanie Fuji-san (nie wyszło – lało),
o Kamakury, miejscowości wypoczynkowej ze świątyniami Buddy, wizytą nad Pacyfikiem,
o Nikko, kolejna miejscowość wypoczynkowa z pięknym jeziorem, wodospadem, kompleksem świątyń (różnych) i mauzoleum rodu Shogunów Tokugawa
· przejazd do Hiroszimy (1 nocleg):
o Park Pokoju
o przejazd na wysepkę Miyajima
· przejazd do Nagasaki (1 nocleg):
o Park Pokoju,
o Mauzoleum ofiar bomby atomowej
o Park Glavera
o Chinatown
· Przejazd do Kyoto (3 noclegi):
o Centrum tkactwa
o Park cesarski
o Zwiedzanie Kyoto
o Przejazd do Inari, Nara, Osaki
o Powrót do Tokyo
· Nocleg w Tokyo o powrót do Polski (SwissAir)
Nasza ocena programu jest ogólnie pozytywna, co nie oznacza, że całkowicie J Najsłabszym punktem jest wyjazd do Nagasaki. Przypuszczamy, że Nagasaki znalazła się w programie tylko dlatego, aby było więcej miast, dodatkowa wyspa, a także być może także dlatego, że był tam Jan Paweł II, co na niektórych działa magicznie. Jak powiedział Pan Pilot, wycieczki z Nagasaki lepiej się sprzedają… Naszym zdaniem szkoda czasu. Można by było program zorganizować nieco inaczej, a mianowicie zamiast nocować w centrum Hiroszimy, zanocować na wyspie Miyajima, rano pojechać do Hiroszimy, zobaczyć muzeum ofiar bomby atomowej, być może zobaczyć jeszcze coś innego, a wieczorem pojechać do Kyoto z pominięciem Nagasaki. Dodatkowy dzień albo w Kyoto, albo w Tokyo jeszcze przed wyjazdem, a może jeszcze coś innego. W każdym razie, czas przejazdu z Hiroszimy do Nagasaki to prawie 4,5 godziny na początku dnia, co oznacza, że z cennego dnia tracimy w sumie 9 godzin na jazdę różnymi pociągami. Transfer z Nagasaki do Kyoto zajmuje dzisiaj (właśnie jadę Shinkansenem a Hakaty do Shin Osaka) prawie 6 godzin czterema różnymi pociągami. Szkoda tego czasu … Właściwie biuro podróży mogłoby dodać podtytuł do tej wycieczki – Szlakami Kolejowymi Japonii, zniżka dla pracowników PKP i ministerstwa transportu J.R
Religia – w tej kwestii więcej są w stanie opowiedzieć przewodniki lub Wikipedia. Dodam tylko, że powszechny są shintoizm i buddyzm. Czasami widać kościoły chrześcijańskie, ale to wyjątki. Styl budowli sakralnych przypomina nieco Tajlandię co do formy, ale odróżnia się delikatnością zdobień i oszczędnym użyciem złota. Wyjątkiem jest kompleks w Nikko, gdzie Szogunowie chcieli podkreślić swoją pozycję i tam złota widać sporo.
Ruch – sam już nie wiem, co chciałem w tym punkcie napisać, ale … To co zaskoczyło nas w Tokyo, to mały ruch samochodów, ogólna cisza i dobre powietrze- brak smrodu spalin i wycia silników ruszających spod świateł. Być może przyczyną jest znakomicie rozwinięta sieć komunikacji miejskiej (patrz Metro, Kolej), a także zasada, że zarejestrować samochód można wyłącznie wtedy, gdy można potwierdzić posiadanie swojego miejsca parkingowego. Widok słabo zatłoczonych ulic zaskakuje. Na autostradach jest już inaczej i tam widać samochody, które mimo istnienia fantastycznej kolei dalekobieżnej (patrz Shinkansen) są powszechnie wykorzystywane. Za to szokiem może być widok tłumu pieszych, szczególnie w okolicach dworców kolejowych. Strumienie ludzi wypluwanych z jadących sznurkiem pociągów wlewają się do przejść podziemnych, a potem nagle gdzieś sie rozpływają. Ludzi w większych grupach widać w lokalnych centrach handlowych i rozrywkowych, które utworzyły się samoistnie w okolicach większych stacji kolejowych. Ruch jest lewostronny, nie tylko dla samochodów. Oznacza to także, na chodnikach, czy po schodach w metrze wchodzi się po lewej stronie, a nie po prawej. Na schodach ruchomych po lewej stronie sie stoi, a po prawej powinno zostać przejście dla osób chcących zdążyć na pociąg. Trzeba na to uważać, bo siła przyzwyczajenia prowadzi nas na dosłowne „czołówki” z zaskoczonymi tubylcami. Podczas przechodzenia przez ulicę należy bardzo uważać na samochody. Japończycy wychodzą z założenia, że znacznie łatwiej zatrzymać się pieszemu, więc samochód generalnie ma pierwszeństwo, a wejście na przejście inaczej niż na zielonym grozi utratą życia. Trzeba bardzo uważać, moim zdaniem, bardziej niż w Polsce. Oczywiście dodatkowa trudność wynika z przyzwyczajenia do patrzenia w inną stronę niż „normalnie”, dlatego wkraczając na jezdnię lepiej patrzeć w obie strony J
Ryokan - lokalny typ hotelu dla podróżujących. Jeśli ktoś oglądał film „Hanami kwiat wiśni”, to widział bohatera w końcowej sekwencji śpiącego właśnie w takim miejscu. Wczoraj przy kolacji w Nagasaki Pan Pilot omawiał zasady jakie tam obowiązują, co wzbudziło spore zamieszanie u części uczestników. Obiekt jest piętrowy, w całości drewniany i wykonany w typowy japoński sposób, czyli wszystko słychać J. Nie ma klamek, są przesuwne drzwi. Nie ma krzeseł, a posłania rozkładane są bezpośrednio na matach tatami. Łazienki są dwie, obie na dole ogólnodostępne (nie ma łazienek w pokojach). Po Ryokanie można chodzić wyłącznie boso, w skarpetach lub specjalnych klapkach. Zabrałem jednorazowe lacie z hotelu w Nagasaki, co zresztą sugerował Pan Pilot. Pokoje są 2, 3 lub 4 osobowe i Pan Pilot dokonywał podczas wczorajszego przejazdu pociągiem grupowania „ochotników” do wspólnego zamieszkania. Nam trafił się na szczęście pokój dwuosobowy i nie musimy się nikim oswajać. Kolacja ma być tradycyjna, spożywana w kucki przy niskich stołach. Pewnie dzięki temu mniej zjemy J Na szczęście podobno niedaleko hotelu jest sklep 24/7, więc w razie czego będzie się można podratować. Najwięcej zamieszania wzbudziła informacja o braku łazienek w pokojach i jakoś sądzę, że powszechnym podejściem będzie tzw. ‘dzień dziecka’, czyli nasza grupa kolejnego dnia będzie łatwo identyfikowalna dla wyczulonego nosa Japończyków. Po nocy w Ryokanie, nie przyłączę się do grona (większości) uczestników twierdzących, że nocleg w Ryokanie to pomyłka. Ma oczywiście swoje wady, jak np. spanie na materacach rozłożonych bezpośrednio na ziemi, mało szczelne okna, brak krzeseł (poza tzw. Tea House gdzie spożywa się śniadania), brak łazienek w pokojach (są dwie łazienki i prysznic na parterze i dwie toalety – jedna na górze a druga na dole), strome schody bez windy, czy wreszcie podział na strefy „czystą” i „brudną”. Także do toalety należy wchodzić w osobnych kapciach, przed wejściem do „kibla” stoją osobno oznaczone kapcie, specjalnie do tego celu. Zachowanie podziału na strefę czystą i brudną zdawało się sprawiać niektórym naszym uczestnikom spory kłopot, a z niektórych wypadkach podejrzewam wręcz o celowe sabotowanie lokalnego zwyczaju. W końcu dlaczego jacyś dzicy Japończycy, będą uczyli nas, czystych i schludnych Polaków, że nie wolno brudnymi butami wchodzić do domu – trzeba poruszać się w skarpetkach, miejscowych lub swoich kapciach? Cóż, podczas gdy u nich była rozwinięta cywilizacja, po polskich kniejach hulały bizony i tury, ale to przecież nie upoważnia ICH do narzucania nam swoich „głupich zwyczajów” (cytat z jednej z uczestniczek wycieczki …). Ręce opadają… Dwa zdania opisu wymaga dodatkowo kolacja jaka podawana jest na koszt biura wieczorem. Spożywa się ją siedząc „po japońsku” i jedząc pałeczkami (choć można dostać widelec J) zawartość pudełek jakie zastaje sie na stole – na początku myśleliśmy, że te pudełka są podstawkami, a nie, że zawierają kolację … Zawartość jest w 90% oparta na owocach morza, tylko ryż i zupa miso (swoją porcję wylałem od razu na początku L), nadają się dla osób nastawionych tradycyjnie do jedzenia. Jeśli ktoś boi się eksperymentów, albo nie lubi owoców morza, lepiej zjeść coś wcześniej na mieście J. Śniadanie jest już podawane na siedząco, jest skromne, ale można się normalnie najeść (jogurt, banan, jajko, tost z masłem i NORMALNA (czarna) herbata. Nie jest to odpał, ale na początek dnia starczy. W sumie pobyt w ryokanie dał mi nieco pojęcia o zwyczajach miejscowych bez wystawiania moich osobistych zwyczajów na zbyt ciężką próbę. Rozumiem jednak, że mogą być osoby, bardziej konserwatywne, dla których ta noc była sporym wyzwaniem.
Ryż – zapychacz na podobieństwo naszych ziemniaków, kartofli czy pyr. Do konsumpcji w każdej ilości do posiłku. Wyłącznie biały i lekko kleisty nadający się do jedzenia pałeczkami.
S
Sedes – może śnić się po nocach, a także zaskoczyć europejczyka, który naciśnięty potrzebą uda się w nocy do toalety. Sedes żyje własnym życiem i jest kolejnym przykładem na automatyzację życia w Japonii. Niepokój i zaskoczenie budzi panel z przyciskami umieszczony zwykle po prawej stronie (choć w hotelu w Nagasaki panel został zastąpiony pilotem). W muszli jest zwykle sporo wody, tak jak w USA. Kolejne zaskoczenie gdy siądziemy na tym wynalazku – automat sam dopuszcza wodę do muszli. Po zakończeniu ablucji, wybierając odpowiednie przyciski, można otrzymać ciepły prysznic w okolicach odbytu dla obu płci. Kobiety mogą wybrać także opcje dodatkowe. Jakoś nie mogłem się przekonać do tego wynalazku… Sedesy automatyczne znajdują sie także w toaletach publicznych, choć tam można spotkać takie bardziej zwyczajne, bez prysznica J
Shinkansen – To jest instytucja sama w sobie. Jeśli Japończycy mogą być z czegoś naprawdę dumni, to z systemu kolei, a szybkich superekspresów Shinkansen w szczególności. Widok dzioba tego pociągu wjeżdżającego na stację jest jedyny w swoim rodzaju. Skojarzenia można mieć różne, od pyska rekina aż po dinozaura. Pociąg składa się z kilku lub kilkunastu wagonów, z czego pierwsze lub ostatnie 3 lub 4 są dostępne bez rezerwacji. W środku bardzo wygodnie, a nawet luksusowo. Część składów jest wyposażona w gniazdka elektryczne (nisko przy podłodze), co umożliwia pracę. Niedopatrzeniem jest brak darmowego WiFi JJ ale to już moja osobista złośliwość… Wszystko działa jak szwajcarski zegarek. Shinkansem może mieć 36 sekund opóźnienia i to tylko w okresie tajfunów. Prędkość podróżną, ok. 300 km/h osiąga w kilka minut po starcie w taki sposób, że pasażerowie nic nie czują. Fotele typu lotniczego (znacznie więcej miejsca na nogi) i szerokie, ułożone są zwykle w układzie 2 + 3 z przejściem pośrodku. Ponieważ z zasady fotele powinny być ustawiane przodem do kierunku jazdy, a pociągi nie mają pętli do nawracania, każdy zestaw foteli można odwrócić naciskając pedał nisko nad ziemią od strony przejścia. Na stacji końcowej jeden sprzątacz na wagon potrafi obrócić wszystkie fotele w mniej niż minutę, a w kolejne 3 umyć wszystkie podłokietniki, uchwyty, wymienić podkładki pod głowę itp. W pociągu którym obecnie jedziemy do Nagasaki (to akurat nie jest Shnikansem ale lokalny pospieszny), fotele są skórzane, a na podłodze ułożone są wysokiej jakości drewniane klepki.. Nie wiem, kiedy wsiądę znowu do polskiego Intercity, ale wyobrażam sobie, co musi czuć Japończyk w polskim pociągu… W pociągach, metrze, a szczególnie w Shinkansenie obowiązuje specjalna etykieta. Nie wolno rozmawiać przez komórkę, sama komórka musi być wyłączona, przy wyjściu należy podnieść oparcia foteli do pionu (rzeczywiście wszyscy tak robią), a jeśli chcieliśmy jechać twarzą w twarz z przyjaciółmi i odwróciliśmy fotele tyłem do kierunku jazdy, bezwzględnie trzeba je z powrotem ustawić we właściwą stronę. Oczywiście w pociągu są czyściutkie toalety (dwie na każdy wagon – rozdzielnopłciowe), a podczas jazdy jeździ wózek z cateringiem. W niektórych pociągach są osobne palarnie, a miejsce na większy bagaż znajduje się za ostatnimi fotelami w każdym wagonie. Pomimo ostrzeżeń biura aby bagaż był jak najmniejszy, nie było nigdy żadnych problemów z miejscem. Nad głową znajduje się półka lub zamykane schowki podobnie jak w samolotach.
Szybkość i komfort Shinkansenów jest powalająca. Dość powiedzieć, że odległość ok. 850 km z Tokyo do Hiroszimy pokonaliśmy w sumie w 4h30 min jazdy, licząc przesiadkę pod drodze. Nie ma szans, aby dało sie szybciej załatwić to samolotem licząc całą procedurę odprawy, dojazd na lotnisko itp. Chciałbym kiedyś móc jeździć takimi pociągami w Polsce … Swoją drogą, chyba zacznę aktywnie włączać się w aktywności mające doprowadzić do organizacji olimpiady w Polsce, ponieważ sieć Shinkansenów zaczęła powstawać właśnie przed olimpiadą w 1964 roku… Na razie mamy wielkie puste stadiony po Euro, ale nimi nie da się jeździć L
Sklep – patrz także Family Mart
Słodycze – są wszędzie i dostępne na każdym kroku. Podobno ze względu na dietę, w codziennym pożywieniu Japończyków jest stosunkowo mało cukru, co powoduje, że wszystko co kupuje się w sklepach, a co nie jest mięsem (a i to nie zawsze), jest słodyczą. Można naciąć sie na dość zaskakujące połączenia, jak np. pieróg ze nadzieniem o smaku wiśni (oczywiście słodki), które okazuje się słodkim ziemniakiem (patatem) przygotowanym na wiśniowo… Pataty i ryż są podstawą większości miękkich słodyczy. Oprócz nich, wszędzie można kupić ciasteczka o różnych kształtach i rozmiarach pakowane w ozdobne pudełka – na prezent lub na podróż Shinkansenem. Na temat słodyczy w Japonii można by było napisać osobną książkę, tym bardziej dziwi, że na ulicy podczas już ponad tygodniowego pobytu widziałem dosłownie KILKA osób z wyraźną nadwagą. Wszyscy Japończycy są szczupli, a sklepy ze słodyczami pełne ludzi i na każdym kroku… Ciekawe jak to działa.
Smog – nie występuje (o dziwo) … patrz Ruch.
Sushi – podobnie jak słodycze, temat na osobną opowieść. Sushi jest tylko w krajach nadmorskich ze względu na świeżość ryb. W jednej z polskich restauracji słyszałem od kucharza, że sushi trzeba przygotować z mrożonej ryby, aby pozbyć się ewentualnych pasożytów… Zapewniam tego Pana Kucharza, że w Japonii nie słyszano o mrożeniu ryb na sushi. Ktoś musiał go oszukać. Ale cóż, jak w Polsce może być świeża ryba? Nawet jeśli jest przywożona samolotem, to już nie jest świeża. Sushi można zjeść praktycznie wszędzie. Albo w specjalnych restauracjach, tam teoretycznie powinno być najlepsze, albo w każdej prawie restauracji ogólnej można także liczyć na wybór sushi i sashimi. Dodatkowo na dworcach, w niewielkich sklepikach, można kupić pyszne zestawy (np. 10 nigiri)za kwoty nie wyrywające dziury w portfelu. Duży zestaw na śniadanie do Shinkansena kupiłem na dworcu Shinjuku za 850Y. Bardziej wyrafinowane zestawy są po 1000-1200Y, a mniejsze można kupić już za 350Y. Wszystko świeże i znakomite. Nie wiem, czy i kiedy zdecyduję się na sushi w Polsce L dlatego muszę się jeszcze najeść przed wyjazdem na zapas.
Śniadania – (patrz także Hotel, Jedzenie) Śniadania hotelowe w dni w których można je zjeść (w zależności od pory opuszczenia hotelu), dostępne na podstawie specjalnych bonów. Dla tradycjonalistów są kiełbaski, masa a’la jajecznica (wstrętna) i sałatki (liście sałaty, pomidorki, dressing). Z chlebem kiepsko, trzeba polować. Dla bardziej otwartych na lokalne jedzenie, spory wybór począwszy od zupy miso, przez cebulową, aż po owsiankę, marynaty, serek tofu, makrelę (chyba) na ciepło i sporo innych niekoniecznie łatwych identyfikacji produktów. Jest kawa z termosu i woda na herbatę. Jeśli ktoś nie lubi eksperymentów, lepiej zabrać swoją ulubioną herbatę z Polski. Są także tosty, masło i dżem, co także powinno dać możliwość przeżycia J. W dni bez śniadań, można przeżyć na wiele sposobów. Można wieczorem kupić wypieki w jednej z dworcowych piekarni (całkiem smaczne ale dość drogie – od 150Y za średnią bułeczkę), można kupić gotowe zestawy np. całkiem spore sushi w pudełku za 800-1200Y, albo inne zestawy podróżne, jakie można kupić w Family Mart, bądź w wielu miejscach na dworcu (500-1000Y). Napoje można także kupować w automatach. W każdym razie bez paniki, jedzenie w Japonii można kupić prawie wszędzie. Ja przyjąłem model lokalny, więc poprzedniego dnia kupowałem wieczorem paczuszkę sushi, którą zjadałem siedząc w pociągu. Wielu innych uczestników działało tradycyjnie zajadając się ze smakiem bułeczkami z piekarni.
Świątynia – bezpośrednio powiązane z Religią. Dość charakterystyczne budynki drewniane J z bramą wejściową (Tori dla świątyń Shinto i odpowiednio inną dla buddyjskich, zwykle poprzedzone sporą liczbą schodów do pokonania, czasami na kilku poziomach. Bardzo kolorowe, ale stonowane. Prawie bez złota i innych błyszczących ozdób. Wyjątek stanowią świątynie w Nikko (patrz Nikko) poświęcone rodowi Shogunów Tokegawa. Ponieważ nie byłem w Chinach, więc nie mam punktu odniesienia, ale inni uczestnicy wycieczki twierdzili, że chińskie świątynie są bardziej podobne do tajskich niż do japońskich. Do świątyń buddyjskich i mieszanych (także takie są spotykane), wchodzi się bez butów, więc lepiej sprawdzić stan skarpetek przed taką wycieczką J Ponieważ moje osobiste relacje z religiami są czysto estetyczne, nie będę rozwijał dalej tego tematu. Jedna uwaga dla amatorów fotografii, w wielu świątyniach nie wolno fotografować wewnątrz pomieszczeń - we wszystkich buddyjskich z zasady.
T
Taksówka – drogi acz skuteczny środek lokomocji. Nie wiem jakie są ceny w innych miastach poza Tokio, ale za samo trzaśnięcie drzwiami w ciągu dnia płaci się min 600Y, a w nocy ponad 800Y. Dwudziestominutowy kurs z Hotelu na targ Rybny kosztował 4100Y, ale było to nad ranem. W ciągu dnia powinno kosztować ok. 3000Y. Ważne dla obcokrajowców, ZIELONE światło za szybą taksówki oznacza, że jest ZAJĘTA, a CZERWONE, że jest WOLNA. Wystarczy machnąć ręką na ulicy i transport znajduje się praktycznie od razu. Trzeba także pamiętać, że drzwi tylne lewe (dla pasażera), otwierają się i zamykają ELEKTRYCZNIE, a steruje tym kierowca. Nie należy więc szarpać za klamkę. Opuszczenie taksówki bez płacenia, praktycznie nie wchodzi w rachubę J Dodatkowo warto wziąć pod uwagę, że znajomość angielskiego wśród kierowców jest praktycznie żadna, więc pozostaje wyłącznie liczyć na tekst pisany po japońsku, najlepiej wizytówki dokładnie opisujące miejsca do których chcemy się dostać. Można poprosić obsługę hotelu o pomoc w rozmowie z taksówkarzem i zapisanie adresu. W Nagasaki za otwarcie drzwi płaci się 500Y, z za dojazd z hotelu na dworzec kolejowy 750Y, czas przejazdu 5 min.
Targ rybny – patrz także Licytacja Tuńczyków
Toaleta – toalety są wszędzie, tako rzekł Pan Pilot, i okazało się to prawdą. W odróżnieniu od Koszy na Śmieci, których nie ma nigdzie, toalety są nawet na szczytach gór i zwykle są wyposażone w elektryczne Sedesy. Dla europejczyków spore zaskoczenie. Nie spotkaliśmy płatnej toalety. Zaskakuje brak ręczników papierowych i suszarek do rąk. Te ostatnie czasami są, ale w większości miejsc z toalety wychodzi się z mokrymi rękoma. W tym klimacie to nie jest wielki problem, ale dziwne.
Tokyo – 25 mln ludzi mieszkających w szeroko pojętym obszarze Tokyo nie może mieszkać ładnie. I tak niestety to wygląda. Poza lokalnymi centrami, które powstają przy dużych stacjach kolejowych, Tokyo jest szare, bure i jednolite. Trochę kolorytu dodają wysokościowce z biurami albo ciekawe budowle np. ratusz miejski w Shinjuku, który w swojej architekturze ma zapożyczenia z katedry Notre Dame i Placu św. Piotra (ale mieszanka … J). Tokyo, a dokładniej dzielnice handlowe, znacznie lepiej wyglądają w nocy, kiedy zapalają się setki kolorowych neonów, a Japończycy i Japonki wyruszają szukać rozrywki po pracy. Nas fascynował niewielki ruch samochodów, dodatkowo poruszających się raczej cicho, a także powietrze, którego zapach nie sugerował, że jesteśmy w tak wielkiej metropolii. Tokyo można zwiedzać metrem (patrz Metro), albo komunikacją miejską, w ostateczności taksówkami (patrz Taksówki). Jest całkowicie bezpiecznie i w żadnym momencie pobytu, nawet wracając późno w nocy do hotelu, nie czułem się zagrożony. Podobno tak jest powszechnie.
Tuńczyk – patrz Licytacja tuńczyków
U
Ubranie - ze względu na pogodę (byliśmy w II połowie października), nie ma sensu brać wiele ubrań. Dla zimnolubnych jakiś polar i jednak (niestety) lekka kurtka przeciwdeszczowa. Poza tym głównie lekkie koszulki wycieczkowe i spodnie jak najbardziej uniwersalne. W wypadku turystów konwenanse modowe nie obowiązują. Większość uczestników wycieczki doskonale się dopasowała, ale moda rodem z niedzielnego wypadu do kościoła także się zdarzyła J Buty miejskie lekkie w zupełności wystarczą, a jeśli są dodatkowo wodoszczelne, to wystarczy jedna para. Na miejscu za 200-300Y można kupić składane parasole, więc wożenie z Polski wydaje się zbędne.
Ukłon – element zaskakujący i frasujący europejczyka w pierwszych dniach, a budzący czasami zażenowanie w ciągu całego pobytu. Japończycy nie podają ręki, zamiast tego kłaniają się zawsze i wszędzie. Co ważne, jako Klient nie powinniśmy odwzajemniać ukłonu, a z pewnością nie bardziej niż lekkim skinieniem głowy. Głębszy ukłon spowoduje jeszcze głębsze odkłonienie się Japończyka, co może prowadzić do niebezpiecznej eskalacji, z konfliktem zbrojnym w tle, a przynajmniej z czołem rozbitym o chodnik. Na przykład konduktor wchodzący do wagonu kolei, przed wejściem lub wyjściem, kłania się głęboko. Podobnie kelnerka obsługująca wózek z serwisem. Kłania się ochroniarz, który stoi przy zwężeniu chodnika podczas prac remontowych. Robotnicy pracują, a on ubrany w kamizelkę i kask tylko sie kłania przepraszając za kłopot, ewentualnie wstrzymując ruch samochodów. Kasjerka w sklepie po podaniu zakupów perfekcyjnie zapakowanych w torebkę (nie ma u nich na szczęście przepisów Unii Europejskiej, dzięki którym nabijamy kasę przedsiębiorcom przepłacając za reklamówki), przekaże nam równie perfekcyjny ukłon, taksówkarz po wykonanym kursie, recepcjonista w hotelu, strażnik przy bramkach w metrze, … wszędzie.
W
Waluta – (patrz także Pieniądze, Wymiana Waluty, Bankomat, Karta Kredytowa)
WC – (patrz Toaleta, a także Sedes)
Wulkan –od tego zaczęła się Japonia. Wulkany są wszędzie, a najbardziej znany Fuji-san jest na każdej (prawie) pocztówce. Co nie znaczy, że łatwo go zobaczyć J.
Wymiana waluty – (patrz także Bankomat, Karta Kredytowa) Na Jeny można wymienić zarówno dolary jak i Euro. Wygodnie można to zrobić zaraz po przylocie na lotnisku, wymiana jest szybka i sprawna po wypełnieniu niewielkiego druku. Uwaga, jeśli wymienia się różne waluty, wypełniamy osobny kwitek dla każdej waluty. W razie problemów obsługa pomoże wypełnić pola bez nadmiernych formalizmów. Numer paszportu wpisuje się tylko pro forma.
Z
Zasilanie – niestety tu jest pewien kłopot. Ponieważ Japonia była uprzemysławiana przez Amerykanów, przywieźli ze sobą nie tylko idiotyczne gniazdka i wtyczki (takie same jak w USA), ale także napięcie 110V i to o dwóch różnych częstotliwościach – 50Hz i 60Hz, w zależności od części kraju. Dla większości urządzeń nie ma to znaczenia, np., zasilacze do komputerów czy komórek będą działały w 100% poprawnie, ale niestety nie działają, bądź prawie nie działają, urządzenia posiadające silnik czy grzałkę. Typowym przykładem jest suszarka do włosów lub lokówka. Ta zabrana przez nas działała, ale bardzo słabo grzejąc i wolno się obracając. Co prawda w hotelach są suszarki, ale nie są to lokówki. Podobno jest jakaś zasadnicza różnica między tymi urządzeniami, ale ja nie do końca wiem jaka J Dodatkowo można także spokojnie zostawić w domu grzałkę do herbaty. Na zagotowanie wody można zapewne czekać tydzień. W tym czasie konieczny będzie powrót do Polski J Przejściówki do gniazdek można kupić w sklepie elektrycznym (pomoże Pan Pilot), albo wypożyczyć w hotelowej recepcji (podobnie jak parasole).Wiele zaobserwowanych i powierzchownie opisanych zwyczajów można tłumaczyć podstawową ponoć zasadą przyświecającą życiu Japończyków, a mianowicie „Zasadą Gwoździa” mówiącą, że „Wystający gwóźdź należy wbić”. Ten skrót myślowy można rozwinąć w konieczność dostosowania się jednostki do większości. Stąd być może brak zróżnicowanych i intensywnych kolorów ubrań ludzi starszych niż nastolatki, różnych domów, samochodów, a także wszechobecny porządek i procedury. Być może także brak wyraźnego smaku potraw, a nawet brak wyczuwalnego zapachu perfum na ulicy wynika właśnie z tej zasady. Na tle szarego tłumu Japończyków, europejczycy czy amerykanie wyróżniają się nie tylko wzrostem czy kolorem skóry, ale przede wszystkim kolorowymi ubraniami i średnio znacznie większą tuszą J
Jechałem do Japonii pełen stereotypów i oczekiwań. Rzeczywistość nie odbiegła od oczekiwań, ale jest sporo szczegółów, które sprawiają, że na początku czułem się obco i źle. Nawet w Afryce czułem się lepiej. To odczucie, powiązane zapewne z brakiem możliwości komunikacji, mija z czasem, ale nie ustępuje zupełnie. Do końca pobytu nie czułem się komfortowo, a wyraźny dystans przykryty uprzedzającą grzecznością (patrz Ukłon) miejscowych, dawał się odczuć w wielu sytuacjach.
Większość tematów jest potraktowana powierzchownie i bez wnikania w szczegóły i dochodzenia do sedna. Przede wszystkim opisana jest subiektywnie z punktu widzenia uczestnika wycieczki. Mieszam w nim fakty, opinie i oceny, starając się nie odnosić personalnie do uczestników wycieczki. Jeśli racz czy drugi coś mi się wymsknęło między wierszami, to nie przepraszam, było to celowe i zamierzone. Jestem taki złośliwy z natury J
Przez 12 dni podróżowaliśmy chyba wszystkimi rodzajami pociągów i środków komunikacji jakie funkcjonują w Japonii, począwszy od wspaniałych Shinkansenów, przez ekspresy, pośpieszne, przez osobowe, na tramwajach kończąc – no może nie jechaliśmy rowerami ani rikszami J Poza tym trafił się autobus miejski i taksówka. Jednak głównym sposobne przemieszczania się po Japonii były nasze własne nogi. W trakcie realizacji programu są dni łagodne, kiedy chodzenia jest 2-3 godziny, ale są także takie, że chodziliśmy przez 6-7 godzin. Warto to wziąć pod uwagę planując tę podróż. Gwoli sprawiedliwości warto dodać, że w grupie, pomimo dość wysokiej średniej wieku, nie było ani jednej osoby, która sprawiałaby wrażenie zmęczonej, czy narzekała na ten akurat element. W każdym razie bardzo wygodne buty trekkingowe miejskie są niezbędne.
Pojechaliśmy w II połowie października, licząc na znakomitą pogodę i czas czerwieniejących klonów. Pogoda sprawdziła się w 80, a klony w 10-15%. Niestety ich czas jeszcze nie nadszedł. Jednak nie bardzo wyobrażam sobie, jak zmieścić tak bogaty program w jeszcze krótszym listopadowym dniu. Ten element, tak mało znaczący w rejonie równika, gdzie dni trwają praktycznie cały rok 12 godzin, w Japonii miał znaczący wpływ na możliwość zwiedzania. Jasno robiło się po 6 rano, a ciemno znacząco przed 18-tą. Wczoraj w Osace, gdy byliśmy na dachu niesamowitego budynku – pływającego ogrodu („Floating Garden”), zachód słońca okrył szarością okolicę już o 17:12. Warto wziąć to pod uwagę planując wycieczkę do Japonii.
Alfabet powstał jako odmiana, po poprzednich formach publikacji naszych podróży, a poza tym, widziałem to u kogoś i ta forma mi się spodobała J Dodatkowo jednym z najbardziej oczywistych doznań w Japonii jest poczucie wszechobecnego Porządku, więc taka uporządkowana forma jest dopełnieniem naszych wrażeń.
Wyrazy pisane dużymi literami oznaczają zwykle, że są opisane osobno.
Skoro czytacie ten akapit, to znaczy, że odznaczacie się wielką wytrwałością :)
Dziękuję i do zobaczenia przy kolejnej okazji.
Pozdrawiam, Bartek Ślęczka
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
Panie Bartku, wspaniały ten Alfabet. Akcja toczy się wartko - przeczytałam ze zrozumieniem w 30 minut. Ja lubię opisy tzw. "dzień po dniu" ponieważ podpowiadają jak zorganizować podróż o ile nie wybieramy się w nią z biurem podróży, jednakże Alfabet ma duże znaczenie informacyjne. Wybieram się w lipcu - dziękuję za post :)
-
piękna podróż i zdjęcia aż dech zapiera, super naprawdę super a jeszcze do końca nie dojechałem
-
Spodobał mi się zabieg z alfabetem, znakomicie się to czyta szczególnie jak chcemy nafaszerować czytelnika sporą dawką wiadomości. Dużo ciekawych zdjęć ale do tego już nas przyzwyczaiłeś.
-
Egzotyczna Japonia,bardzo ładnie
-
Fajnie, że znowu jesteś po dłuższej przewie. Podróż ciekawa, oryginalny opis i świetne zdjęcia. Pozdrawiam.
-
...ciekawe jest w Japonii to wzajemne zespolenie dwóch cywilizacji - wschodu i zachodu. Na Twoich zdjęciach Bartku było to widać!...
-
Niezależnie od formy opisu Twoje relacje zawsze są bardzo ciekawe. Mnie ta forma bardzo odpowiada. Dodatkowo wielki plus za zdjęcia. Pozdrawiam :)
-
Świetna relacja, piękne zdjęcia, pomysłowa forma opisu. Teraz wiem o Japonii dużo więcej bo kraj ten rzadko jest przez Polaków odwiedzany, no i na Kolumberze w tym względzie posucha. Tym większe podziękowania za tak perfekcyjne przybliżenie nam tego kraju. Pozdrawiam
-
Szuka człowiek, szuka..... słowa różne się po głowie plątają... a i tak pierwsze co na myśl przychodzi to "alkohol" ;o)))) Bardzo ciekawa podróż....bo ciekawie się zaczyna ;o))))
-
ja też jutro wracam
-
mam nadzieję :)
-
...jeszcze wrócę!...
-
Oczy nacieszyłam zdjeciami. Opis doczytam jutro. Podsumowując - genialna wycieczka:)
-
Wczoraj wieczorem przeczytałam, a dziś obejrzałam do końca zdjęcia. Ciekawa podróż do całkiem odmiennego kulturowo miejsca. Ja Japonię znam jedynie z książek japońskiego pisarza Haruki Murakami; i ciężko zrozumieć ten kraj, jeżeli się tam nie było i nie widziało go na własne oczy...
Pozdrawiam. -
Dzięki Tobie odbyłem niesamowitą choć tylko wirtualną podróż do Japonii.Dzięki!
-
Rzymu, sorry
-
chciałem w kwietniu lecieć do Tokio, była promocja w Emirates, bilet 1520 pln, poleciałem do Rzym i po powrocie miałem kliknąć, ale już nic nie było, wszystko wykupione :( Może to i lepiej, ta Korea ciągle straszy...
-
Jedzenie kosztuje tyle ile chcesz wydać. Wszędzie są miejsca aby zjeść tanio lub drogo. Każdy ma wybór...
-
a w Japonii jak wiemy jedzenie nie jest zbyt tanie, czyli to "tylko" też troszkę wyniesie :)
-
Iwonko, w wypadku tej konkretnej wycieczki, trzeba mieć kasę na jedzenie. Innych "fakultetów" nie było.
Pzdr/bARtek -
dzięki Bartku, zajrzę na ich stronkę. Pytałam orientacyjnie, bo często widzę jakieś ciekawe oferty biur a po doczytaniu okazuje się, że trzeba mieć jeszcze dwa razy tyle ze sobą, w dewizach, na "inne" wydatki.
-
@ adaola
Ciesze się, że Ci się podobało. Jak znajdziesz czas, zapraszam do wcześniejszych relacji.
Pzdr/bARtek -
Świetna fotorelacja z egzotycznej podróży podana z wdziękiem i nieszablonowym alfabetycznym opisem:) Każdy znajdzie coś dla siebie.Jutro wrócę doczytać. Pozdrawiam!
-
niestety, co robić :)
-
Cóż, nie jest to tani "sport" ...
-
11480,00 PLN
tyle znalazłem na stronie biura, to chyba jednak nie dla wszystkich :) -
Dzięki za miłe słowa :)
@ smoku - wrażenia zawsze są różne i zależą także od formy zwiedzania. Miałem okazję podróżować taksówką na licytację tuńczyków (niestety z kiepskim skutkiem), ale specjalnych wrażeń nie odniosłem. Poza tym, że dopiero trzeci kierowca zdecydował się mnie (nas) zawieść pod adres napisany PO JAPOŃSKU (!) na kartce przez uczynnego recepcjonistę z hotelu. Podróż trwała 12 dni. Cieszę się, że zdjęcia Ci się podobały. Co do opisu, to mam dość opisywania dnia po dniu. Wolałem skupić się na tematach, także aby łatwiej segregować zdjęcia. W strumieniu zdjęć łatwiej o powtórzenia i męczenie w kółko tego samego tematu do znudzenia widzów.
@ hoolatyka, voy - dzięki
@ iwonko - odpowiem jak zbiorę dane. Ale generalnie cenę wycieczki znajdziesz na stronie Logostour ZNP. Dopłat specjalnie nie było za extrasy, bo ich także nie było. W zasadzie w programie było wszystko. Dodatkowo kosztowało jedzenie, bo pod tym kątem program był ubogi (śniadania), ale można było jeść na różnym poziomie i każdy znalazł coś dla siebie. O cenach pisałem także w tekście.
Pozdrawiam, bARtek
-
Bartku, gdy zobaczyłam tyle literek do czytania, jakieś 3 godz. temu, pomyślałam sobie "Ło Matko". Teraz skończyłam lekturę, przeczytałam z wielkim zainteresowaniem, porównując z moją wiedzą o tym kraju (nie byłam) i jestem pod wrażeniem. Super pomysł na inną formę relacji, pozwala, moim zdaniem, bardziej skoncentrować uwagę na różnych aspektach życia codziennego i lepsze poznanie jakże odmiennej dla nas kultury i zwyczajów Japonii.
Dopytam jeszcze o szczegóły techniczne: 12 dni, za ile, jakie dodatkowe koszty (jakieś wycieczki tzw. fakultatywne czy podjadanie), piszesz, że opieka pilota była OK.
Gratulki.
-
Doczytalem do konca. Wiele z Twoich wrazen bylo podobnych do moich, ale wiadomo, kazdy pewne rzeczy odbiera ciut inaczej, poza tym rozne indywidualne zdarzenia przysparzają roznych doswiadczen... Np. nie wiem czy miales okazje jechac taksowka lub autobusem miejskim, bo to tez bylo dla mnie ciekawe. Przez ciekawosc, jak dlugo trwala Twoja podroz?
A w ogole, to znakomita prezentacja Kraju Kwitnacej Wisni!! Gratulacje!! -
Przeczytałam i obejrzałam.
Bardzo interesująca i pełna wrażeń podróż-) -
Ja jak zwykle tylko zdjęcia obejrzałem, bardzo fajne.
-
Pierwszy!!
Bardzo wesoly i czytelny koncept tekstu :-) Nie przeczytalem jeszcze wszystkiego, ale juz mi sie bardzo spodobalo! Zdjecia, ktore zerkaja z miniaturek tez sie bardzo zachecajaco prezentuja! Zapowiada sie wiec super uczta! Ciesze sie, ze wrociles na Kolumbera :-)
W trakcie czytania i ogladania pewnie sie jeszcze zdobede na jakies komentarze... :-) Poki co pozdrowienia :-)