Podróż Toskania: Morze Tyrreńskie
1. września 2008 r.
Po wycieczce do Florencji, tym razem postanawiamy zobaczyć kawałek Morza Tyrreńskiego. Z naszej rezydencji do plaży w linii prostej mamy ok. 1 km. Wzdłuż wybrzeża od San Vincenzo do Piombino ciągnie się lokalna droga o dźwięcznej nazwie: Strada Provinciale della Principessa. Pomiędzy drogą a wybrzeżem rośnie sosnowy las. Wzdłuż drogi niekończący się sznur zaparkowanych samochodów. Znajdujemy lukę i za chwilę idziemy już przez las w stronę szumiącego morza.
Po drodze spotykamy domokrążcę, który na ziemi rozłożył swój kram: duże kolorowe ręczniki kąpielowe, materace plażowe, torby i całą masę różnych innych skarbów. Mimo natarczywości sprzedawcy udaje nam się nic nie kupić. Pomaga nam w tym nieznajomość włoskiego.
Wychodzimy na otwartą przestrzeń. Słońce jest jeszcze bardzo wysoko. Morze ma dziwny ciemny kolor. Przy bezwietrznej pogodzie jest dosyć spokojne. Niestety plaża nie zachęca do leżenia. W niczym nie przypomina piasku nadbałtyckich plaż. Chodzimy po dziwnym, grubym, brązowo-szarym żwirku. Nagrzany "piasek" nie pozwala zbyt długo pozostawać w jednym miejscu. Po kąpieli żwirek przykleja się wszędzie. Minie kilka dni zanim ostatecznie pozbędziemy się jego resztek z ubrań, butów, toreb i innych przedmiotów, które mieliśmy ze sobą na plaży. Nadmorską plażę mamy zaliczoną, ale kąpać będziemy się w basenie.
Postanawiamy odwiedzić Piombino, portowe miasteczko na półwyspie oddalonym o ok. 15 - 20 km na południe od naszej bazy. W ciągu następnych dni odwiedzimy je kilkakrotnie.
Poza ścisłym centrum niska zwarta zabudowa, wąskie chodniki i sznury samochodów po obu stronach ulic. Z trudem udaje nam się znaleźć wolne miejsce. Ale przynajmniej bezpłatne. Ulice sa wyludnione.
Typowa włoska małomiasteczkowa architektura. Sprawia wrażenie pełnej dowolności stylów i kształtów. W perspektywie długiej ulicy widzimy kościół. Stoi na niewielkim podwyższeniu. To jedyny wyróżniający się akcent w okolicy. Tak nam się przynajmniej wydaje. Postanawiamy udać się w jego kierunku.
Mały, stary, kamienny kościółek niczym się nie różni od wielu innych jemu podobnych. Ale po lewej jego stronie ładnie utrzymany ogród. Otwartą na oścież bramę traktujemy jako zaproszenie do wejścia. Dochodzimy do starego drewnianego płotu. Stoimy na skarpie z pięknym widokiem na morze i wyspy w oddali. Później dowiemy się, że największą z nich jest Elba. Nabieramy ochoty, aby na nią popłynąć.
Robimy kilka pamiątkowych zdjęć i postanawiamy iść dalej. Urzeczeni widokiem dopiero po chwili uświadamiamy sobie, że znajdujemy się na terenie plebanii. W pewnej odległości, w cieniu pod drzewem, siedząc na składanym fotelu, dyskretnie obserwuje nas proboszcz parafii. Przepraszamy za najście i wycofujemy się.
Ze wzgórza dostrzegamy mały port jachtowy i coś na kształt falochronu. Na jego końcu stoi jakby miniaturowa latarnia morska. Udajemy się w tamtym kierunku. Na miejscu robimy kilka zdjęć morza, wysp oraz miasta widzianego z cypla. Niektóre nawet się udają. Kontury rozłożystego drzewa w świetle zachodzącego słońca do dzisiaj uważam za najlepsze swoje ujęcie.Tutaj robi się znacznie tłoczniej.
Dostrzegamy też pierwsze zabytkowe budowle. W otoczeniu raczej nowoczesnej architektury stoi stary zamek. "Klockowany" kształt nie pozwala zaliczyć go do szczególnych osiągnięć architektury, ale na pewno spełniał zadania obronne.
Po zachodzie słońca w centrum odnajdujemy ustronną tratorię. Włoska kuchnia stanowi przyjemne dopełnienie całego dnia pełnego wrażeń.
Płyniemy na Elbę 2008-09-08
8. września 2008 r.
Mija kilka dni zanim znowu przybywamy do Piombino. Tym razem kierujemy się do portu promowego. Chcemy popłynąć na Elbę. Rozpatrujemy dwa warianty: zostawimy samochód na parkingu w porcie i popłyniemy bez niego, albo pakujemy samochód na statek. Wybieramy drugi. Chcemy nie tylko spacerować po mieście, ale także pojeździć po wyspie.
Przed wyjazdem nie planowaliśmy odwiedzenia Elby. Niewiele wiemy o samej wyspie. Nie znamy nawet miejscowości, które tam się znajdują. Oczywiście jak większość wiemy, że była ona miejscem zesłania Napoleona, ale nie chcemy iść jego śladami. Pragniemy podziwiać klimat tego miejsca.
Sprzedający bilety proponuje nam prom do Portoferraio, największego miasta na wyspie, którego nazwy na początku nawet nie potrafimy wymówić. Zgadzamy się. Bilety nie są tanie: przewóz samochodu - 75 euro i po 10 euro za osobę w jedną stronę.
Prom jest prawie pełny. Zajmujemy miejsce na górnym pokładzie. Słońce świeci niemiłosiernie. Patelnia. Lekki chłodzący wiaterek. Gdy wypływamy w morze przez cały czas podziwiamy widoki morza i okolicznych wysepek. Gdzieniegdzie widać żagle małych jachtów. Mijamy prom płynący w przeciwnym kierunku. Rejs trwa nieco ponad godzinę.
Elba to nie jest płaska wyspa. Skaliste zbocza, wysokie klify i duże różnice wysokości, o czym przekonamy się już wkrótce. Pertoferraio leży w niewielkiej zatoce od północnej strony. Wpływamy do portu mijając małą latarnię morską. Miasto ulokowało się malowniczo na łagodnym zboczu. Twierdza także zbudowana została tarasowo.
Na wschodni brzeg wyspy 2008-09-08
Wyjeżdżamy z portu. Od razu trafiamy na duży ruch i zgiełk. Nie tego oczekujemy. Podejmujemy szybką decyzję: jedziemy na wschód do Rio Marina. Odwiedzimy małe, ciche miasteczko, a przy okazji zobaczymy trochę krajobrazu.
Początkowo nic nie zapowiada emocji. Ale z czasem samochodów jest coraz mniej, aż zostajemy sami. Droga coraz węższa i pnie się serpentynami: to w górę, to w dół. Po jednej stronie skalista ściana, po drugiej urwisko. Miejsca tylko na jeden samochód. Aż strach pomyśleć, jak ktoś nadjedzie z przeciwka. Zakręt w lewo, to znowu w prawo. Roller coaster w wersji ekstremalnej. Zdjęć nie robimy, bo ręce zajęte są trzymaniem się czego popadnie.
Na szczęście dojeżdzamy bezpiecznie i bez strat. Z prawdziwą ulgą wysiadamy z samochodu. Spokój i cisza małego miasteczka kontrastuje z dopiero opadłymi emocjami. Zastanawiamy się, czy nie kupić biletu na prom na miejscu, by nie wracać tą samą dorgą. Ale właśnie odpływa ostatni prom do Piombino.
Senne miasteczko. Mieszkańcy pochowali się w domach. Pozamykali okiennice. Sjesta. Na ulicach pozostają jedynie turyści oraz oczekujący w kolejce do wejścia lub wjazdu na ostatni tego dnia prom na kontynent.
Rio Marina to bardzo małe miasteczko. Nie ma tu rynku. Centrum miasta z pomnikiem, przystań jachtowa, port z wywieszonymi flagani wszystkich krajów UE, kilka kawiarni i restauracji, skwer z palmami. Kamienista plaża. Spacer po nim nie zajmuje nam zbyt dużo czasu. Kilka kroków i już jesteśmy za miastem. Chronimy się przed słońcem w kawiarni pod rozłożystą markizą. Zamawiamy lody i kawę. Siedzimy sobie obserwując otoczenie. Nikt tu się nie śpieszy. Kelner także.
Czy to plaża ? 2008-09-08
Siedząc i chłodząc się lodami nachodzi nas ochota wykąpać się w morzu. W przewodniku znajdujemy informację, że niedaleko Portoferraio, na półwyspie Enfola, można znaleźć najładniejsze pieszczyste plaże. Udajemy się więc we wskazanym kierunku.
Wzdłuż drogi jak zwykle stoi sznur samochodów. To znak, że nie jesteśmy jedyni, którzy wpadli na ten pomysł. W przewodniku wspomniano, że do najładniejszych plaż można dotrzeć jedynie pieszo. Idziemy więc dziarsko, mając ze sobą koc. Marzy nam się kąpiel w ciepłym błękitnym morzu, wygrzewanie się na słońcu, a może nawet zakopanie się w ciepłym piasku.
Docieramy do urokliwej, kameralnej zatoczki, osłoniętej od świata stromymi kamienistymi zboczami. Niestety ani grama piasku. Same ostre kamienie. Za to widoki bardzo piękne.
Kąpiel jest utrudniona. W odległości 8 - 10 m od brzegu z wody wynurzają się podwodne skały, o które z hukiem rozbijają się fale. Wygląda to malowniczo, ale pływanie staje się niebezpieczne. Nawet wyjście z wody nie jest łatwe. Trzeba ostrożnie stąpać po kamieniach, gdy w tym czasie fale próbują Cię przewrócić. Ale mimo to spędzamy przyjemne popołudnie.
Patrząc na zachód dostrzegamy kontury innych wysp. Może gdybyśmy bardziej wytężyli wzrok zobaczylibyśmy Korsykę ? Wokoło pływa kilka jachtów. Muszą jednak trzymać się w pewnej odległości od brzegu, gdyż grozi im rozbicie się o podwodne skały. Za niecałe dwa lata - 13 stycznia 2012 r. - zlekceważy to kapitan statku wycieczkowego Costa Concordia, doprowadzając do tragedii. Wyspa Gillio, gdzie wydarzy się ta katastrofa znajduje się ok. 20 km na południe od Elby.
Zapada już zmrok. W oczekiwaniu na ostatni prom do Piombino, spożywany szybką kolację. Trochę zmęczeni, spaleni słońcem, ale pełni niezapomnianych wrażeń wracamy do bazy.
Ostatnia wizyta 2008-09-11
11. września 2008 r.
Przedostatni wieczór w Toskanii, ostatnia wizyta w Piombino. Jak w żadnym miejscu Toskanii, byliśmy tutaj więcej niż jeden raz. Dzisiaj czas na pożegnalną kolację.
Po zachodzie słońca miasto odżywa. Mieszkańcy wychodzą z domów, spotykają się. Restauratorzy otwierają swoje lokale. Zapalają się światła. Słychać przyjazny gwar.
Spacerując szukamy odpowiedniej restauracji. Kuchnia ma być włoska, a najlepiej lokalna. W wąskiej uliczce znajdujemy sympatyczną tratorię. Stoliki ustawione są na ulicy, a kelner z ekspresją i całkiem niezłą angielszczyzną zachwala potrawy z lokalnych ryb. Do tego toskańskie wino i jesteśmy w siódmym niebie. Kierowca nie pije, zabiera ze sobą. Skosztuje w rezydencji.
Piękna jest Toskania i żal z niej wyjeżdżać.
Zainteresowanych Toskanią informuję, że na Kolumberze dostępne są też inne nasze relacje z tego samego cyklu pt.:
"Droga do Toskanii" pod adresem: http://kolumber.pl/g/69016-Droga%20do%20Toskanii
"Toskania: Florencja" pod adresem: http://kolumber.pl/g/144666-Toskania:%20Florencja oraz
"Toskania: W samym sercu" pod adresem: http://kolumber.pl/g/146713-Toskania:%20W%20samym%20sercu
Ciąg dalszy o Toskanii nastąpi wkrótce.
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
Pięknie i ciekawie:) I odbyłam z Tobą kolejną interesująca podróż:)) Dziękuję:)
-
...fajnie tak trafić w kolumberowych zakamarkach fajną podróż!...
-
Niestety nie mogliśmy poświęcić więcej czasu. A w takim przypadku trzeba dokonywać wyboru.
-
Lubię Toskanię, choć niewiele w niej widziałam. W ogóle Włochy są pięknym regionem turystycznym. To co pokazaleś jest mniej znane, niewiele osób dociera na wysepki na Morzu Tyrreńskim. Zabrakło mi jakiegoś miejsca związanego z Napoleonem, pewnie dlatego, że cała epoka napoleońska to jeden z moich ulubionych okresów historycznych.
-
Ooo, to super, już się cieszę:) Czekam więc na kolejne toskańskie opowieści:)
-
Dziękuję za miłe słowa. Czuję się w obowiązku poinformować, że to nie jest koniec opowieści o Toskanii. Będą następne odcinki. Myślę, że co najmniej jeszcze trzy. Zapraszam już wkrótce.
-
Przyjemnie było z Tobą podróżować przez całą Toskanię, od Polski aż tutaj:) Ciekawe zakończenie pobytu w Toskanii - wyspy, mniej znane i popularne, ale jak widać także mogą być przyjemne:) Bardzo dobry opis podróży - świetnie się czytało:) Gratuluję wyprawy! Pozdrawiam!
-
Jednak wybrzeże włoskie jest piękne wszędzie, ja jechałam wzdłuż morza bardziej na północy i też mile wspominam tamte widoki.