Podróż Chiny - Shaolin i Xian czyli wojownicy kiedyś i dziś - Klasztor Shaolin - potrafi jednak zaskoczyć



2010-01-24

W hotelu w Luoyang mieliśmy śniadanie. Niestety jeszcze chyba nie przestawiliśmy się na specyficzne smaki chińskich śniadań - z normalnych rzeczy były jajka, bułeczki na parze i jakieś takie paluszki na głębokim tłuszczu smażone. Wyglądało to wszystko tak odstraszająco, że zapomnieliśmy nawet zdjęcie zrobić.

Plany na dziś to klasztor Shaolin. Już poprzedniego wieczora umówiliśmy się z jedną z przedsiębiorczych pań przy dworcu, że przyjedzie po nas autobus i zabierze do Klasztoru. Warunek był tylko jeden - nie ma nas obwozić po jakiś dodatkowych miejscach na trasie, tylko prosto do Shaolin - cena przejazdu 40Y. Jak się łatwo domyśleć autobus owszem przyjechał ale była to typowa wycieczka z "atrakcjami" po drodze. Decyzja - nie wsiadamy! Nasza przedsiębiorcza pani nie dała za wygraną, i w ciągu kilku minut załatwiła nam busa tylko dla nas. Niewątpliwym plusem okazało się to, że w 5 osób po prostu nam się to opłacało. Oczywiście trzeba było się targować - z 500Y cena zeszła na 350Y. Do klasztoru jedzie się 1,5h. Po drodze już sama jazda jest atrakcją! Chińczycy maja naprawdę bardzo specyficzny sposób jazdy.

Teren klasztoru jest ogromy! Polecam wejść do budynku zaraz przy kasach - są tam zdjęcia i makieta całego terenu. Kompleks klasztorny to przede wszystkim szkoły kung fu - po drodze mijamy setki jednakowo ubranych dzieciaków ćwiczących na boiskach. Nie mieliśmy jakoś zupełnie sprecyzowanego planu zwiedzania - przez przypadek - idąc za tłumem trafiliśmy do sali gdzie o 11.30 zaczęły się pokazy. Zobaczyliśmy też świątynie. Przy świątyni jest bardzo fajna restauracja - i stosunkowo tania. Polecam tam też kawę.

W Shaolin - podobnie jak wcześniej w Pekinie Chińczycy prosili nas żeby zrobić sobie z nimi zdjęcie. Jesteśmy jednak dla nich nadal tak egzotyczni, że chcą się potem takimi białasami chwalić znajomym. Dzięki temu z całego wyjazdu mamy dużą kolekcje zdjęć z naszymi nowymi chińskimi znajomymi.

Na terenie klasztoru Shaolin największe wrażenie robi oczywiście Las Stup. Są fantastyczne. Zachwyciły nas też zdjęcia przy kasach - piekne góry i widoki - musieliśmy tylko wjechać kolejką na górę. Za naszym kierowcą busa byliśmy umówieni na 15. Mieliśmy już mało czasu - jednak szybka decyzja - jedziemy! Kolejka - co ważne, ta dalej po prawej stronie - cena 60Y. Widoki na górze były niesamowite!!! Potwornie żałowaliśmy, ze nie od razu wjechaliśmy tutaj na góre. Można tam spędzić cały dzień - jest na trasie stara świątynia, wiszące mostki, no i niesamowite skały. Niestety nie mogliśmy tego wszystkiego zobaczyć - było już za mało czasu. Szkoda.

Chińskie trasy w górach są bardzo specyficzne - prawie zawsze można liczyć na chodniki barierki. Nie zachwyca to z pewnością jeśli się chce zobaczyć nieskażoną cywilizacją naturę, ale niestety trzeba się do tego przyzwyczaić. Do busa dobiegliśmy dopiero na 17 - kierowca nie był zbytnio zachwycony. Polecamy więc na przyszłość zarezerwować sobie cały dzień na Shaolin i koniecznie wliczyć maximum czasu na góry!

Wieczorem udało nam się znaleźć bardzo fajnie wyglądającą restauracje. Dużo tubylców i potrawy bardzo zachęcająco wyglądały. Jedyny minus - zero angielskiego u obsługi. Okazało się jednak, że maja menu ze zdjęciami - a co ważne na każdej stronie jest dodatkowo obrazek - np. ryba, świnka itp. No to damy rade! Zamówiliśmy znowu wspólnie trzy potrawy - przekonani, że zamawiamy trzy rodzaje potraw z mięsem. W efekcie dostaliśmy - grzyby, wątróbkę i coś z kurczaka co mięsem na pewno nie było! Zapłaciliśmy 118Y i w sumie nic nie zjedliśmy... Myśleliśmy że już do końca wyjazdu zostaniemy wierni KFC...

To już ostatni dzień w niezachwycającym Luoyangu. Pociąg mieliśmy o 00.30. Na dokładkę jeszcze trochę się spóźnił. Szczęśliwi wsiadamy z myślą, ze zaraz pójdziemy spać - a tu czeka na nas nie zmieniona pościel. Wcześniej na naszych łóżkach już ktoś spał! Pani Wagonowa (ta niestety należała do tych mało porządnych) oczywiście zupełnie nie wiedziała o co nam właściwie chodzi! (Chińczycy wsiadający z nami bez żadnych ceregieli po prostu się położyli na takiej pościeli). Awantura chińsko - angielsko - polska trwała ponad pół godziny. Pani w desperacji i zupełnie nie mogąc zrozumieć dlaczego jej nie rozumiemy jak do nas mówi po chińsku - zaczęła nam na karteczce pisać. Po chińsku. Skończyło się więc na awanturze obrazkowej i wywalczyliśmy nowe prześcieradła. Dobre i to.

  • Klasztor Shaolin bambus
  • Klasztor Shaolin mali wojownicy
  • Klasztor Shaolin element dachu
  • Klasztor Shaolin ozdobny daszek
  • Klasztor Shaolin nowe koleżanki
  • Klasztor Shaolin trasa w górach
  • Klasztor Shaolin niesamowite skały
  • Klasztor Shaolin góry
  • Klasztor Shaolin
  • Klasztor Shaolin na pomarańczowo
  • Klasztor Shaolin
  • Klasztor Shaolin Stupy
  • Klasztor Shaolin modliszka
  • Luoyang jedzonko