Z Hawajami zawsze byl jeden problem. Opinia kiczu ciagnaca sie za wyspami od zawsze oraz daleka odleglosc, mowiac wprost...koniec swiata. Kilka lat temu bedac w Stanach polecialem na Maui. Wyladowalem w raju, takie bylo pierwsze wrazenie.I choc pozniej zweryfikowalem to uczucie, bo choc wyspy sa rajskie to amerykanie potrafia byc mistrzami w niszczeniu pieknego wybrzeza i budowniu paskudnych betonowych resortow. Nie przeslonilo to jednak planow by kiedy wrocic na wyspy.W tym roku udalo mi sie kupic za smieszne pieniadze (United 550 euro) przelot na Hawaje z Londynu. Dodalem przeloty miedzy wyspami, ktorych koszt wynosil 50 dolcow i tak razem ze znajomymi zaplanowalismy wypad w okresie swiatecznym. 3 wyspy w 12 dni. Cieplo, slonce i bez jakichkolwiek zmartwien. Sam przelot na Hawaje potrafi zmeczyc najtwardszego podroznika,nie dosc ze lot z Londynu opozniony byl 4 godziny, (nieudana akcja bozonarodzeniowa z wysadzeniem Delty, na trasie Amsterdam-Detroid) gdyz sprawdzano wszytko i wszystkich. W finale zamiast wyladowac w Kona na Wielkiej Wyspie o 21, ladujemy o 4 rano. Nie jest zle :-) Wyspa wita cieplem, lotnisko bez okien, z kolyszacymi sie palami! Big Island okazuje sie byc najmlodsza na calym archipelagu. Wyspa rzadza dwa wulkany, gigant o nazwie Mauna Kea, o ktorym hawajczycy dumnie mowia , ze jest najwyzsza gora na globie (10 204 m, ale tylko 4205 wyrasta ponad tafle oceanu) i drugi Kilauea wciaz prychajacy dymem i lawa, spokojnie zalewajaca drogi i majestatycznie wpadajaca do oceanu. Polnoc wyspy Kohala, to wielkie dziekie wybrzeze, z przepiekna Vaipi'o Valley i niesamowitymi malymi plazami.
