Podróż Bułgaria od środka, czyli o zbawiennym braku planu - Jak Feniks z pociągu



2008-09-04

Z Sofii do Veliko jedzie się dłuuuuuuuuugo. Bardzo długo. Bilety są tanie jak barszcz (ok. 40 PLN), widoki za oknem przepiękne, na początku przedzieramy się przez góry - niesamowite, szkoda, że czasu mało. W pociągu duszno jak diabli, wysiadamy więc zmęczeni, ale szczęśliwi jak dzieci (aha, zapomniałam wspomnieć, że jedziemy z Wiewiórką - 3 dzień bólu przepony).

 

W Veliko lądujemy późnym popołudniem i za sprawą "Cholernego Jankesa" spotkanego w pociągu postanawiamy iść do centrum w poszukiwaniu hostelu. Zawracamy, kiedy okazuje się, że wskazana przez tego amerykańskiego pajaca droga prowadzi na most, w krzaki, na wylotówkę z miasta, wielki ślimak, brak chodnika, dorgę nie dla zmęczonych ludzi z plecakami. Na stacji łapiemy taksówkę i do centrum docieramy za 3 lewa (6 PLN!) - cowboy twierdził, że taksówki są strasznie drogie - niech go szlag. 

Hostel, który znalazł wcześniej Christian jest zamknięty, idziemy więc dalej po pięknym Veliko, szukając czegokolwiek. Tak trafiamy do kolejnej oazy - Phoenix Hostel. 

 

Phoenix Hostel to odnowiony stary domek w samym centrum Veliko. Prowadzi go urocza para Walijczyków: Cathy i Nick. Za łózko płacimy 10 Euro, dostajemy pachnącą pościel, śliczne łazienki, pyszne śniadanie i towarzystwo przeuroczych gospodarzy - raj. 

 

Wieczorem Cathy mówi, że na zamku (w Veliko jest zamek) odbędzie się pokaz świateł. Pokazuje nam drogę na mapie i pędzimy. Co za spektakl. Kiczowate, imponujące show. (niestety nie mam zdjęć, ale macie pokaz z youtuba).  Nie jest to sztuka wysokich lotów, ale zdecydowanie warto zobaczyć, problem w tym, że organizatorzy nie podają terminów pokazu, wiadomo tylko, że jeśli się dzieje, to zwykle zaczynają ok. 21. 

 

Fajna restauracja: Architects' Club.  Plac  Velchova Zavera  14, na przeciwko hotelu Yantra. Miła obsługa, świetne jedzenie, dobre wino i widok na miasto - doskonały wybór na kolację