Podróż Bułgaria od środka, czyli o zbawiennym braku planu - Wysiadka, wsiadka - nocna przesiadka



2008-10-25

Przygody pociągowe były, a jakże. Bo jakie to my bez przygody, choćby drobnej. W Sofii nasz pociąg dzielił się na dwa. Nasz wagon, naturalnie, nie jechał do Grecji. Zatem przesiadka. Zdejmkapelusz pognała po zakupy za resztki kasy, a ja na peronie w roli ciecia bagażowego, bez specjalnego pojęcia co dalej, za to z e skajowym ociskiem na zaspanej twarzy. I jak zwykle wzbudziłam litość obcych ludzi (tak mi przypadkiem wychodzi, nie celowo, żeby nie było). 

Grzecznie sobie odpaliłam papieroska i stoję. A tu śpieszy pan mundurowy, pewnikiem kolejarz, i coś mi tam świergocze. Jak prawdziwa polska turystka nie skumałam nic. Mówię więc, że ja obca, po angielsku mówię. A pan miły dalej swoje. No to gaszę papierosa, ale ten, że nie o palenie (poznaję po kiwaniu głową i szerokim uśmiechu). JAk on uśmiech, to ja uśmiech. To on uśmiech szerzej, ja szerzej. Doszliśmy tak do pokazywania zębów mądrości, aż się chłop w końcu skupił i po niemiecku, czy "szlafen". Już się miałam obruszyć, kiedy mi z ręki bilet wyjął i sam doczytał, że siedzące tylko. Kucną więc imitując siad, ja pokręciłam głową i w ten sposób rozwikłaliśmy problem komunikacyjny a pan zaprowadził sierotkę (szarmancko niosąc część siat) pod właściwy wagon. 

Zdejmkapelusz wpłynęła na peron i zaczęło się gramolenie. Przedział znalazłyśmy, numerki z biletu też. Ale jakoś tak mało seksi wyglądała straszna rodzinka w środku. Stary, wielki dziad (taki był, nie będę przebierać w słowach), wielka baba i wielki bachor (tak na oko ze 12 lat, ale wielki jak szafa). 

Zgrabnie więc wylazłyśmy z przedziału - koszmaru i odnalazłyśmy naszych wcześniejszych towarzyszy. Okazali się bardzo grzecznymi rumuńskimi chłopcami, którzy grzecznie modlili się przez większość drogi. 

Nie wiem, jak zdejmkapelusz, ale ja spałam jak zabita. Pomimo panującej najwyraźniej w Bułgarii mody na testowanie w pociągach dzwonków telefonu marki Nokia. Bardzo głośne testowanie.