Lwów jest jednym z kilku miast, które darzę wyjątkowym sentymentem. Na pewno wpływ na to ma wychowanie w Krakowie. Wszak wiadomo: Wiedeń-Kraków-Lwów, cesarsko-królewskie miasta, galicyjskie wzorce kultury i estetyki. Kiedy przekraczam granicę ukraińską, oddycham inaczej. Nie wspomniałam w poprzednich opisach o wspanialej kuchni ukrainskiej: pierogach na pierwszym miejscu, rosolniku i barszczach, pysznym grzanym winie, bez którego zamarzłybyśmy, bo mimo, że był maj to temperatura spadła do ok.5 stopni C. I choć wiem, że Lwów jest ukraiński, bezpowrotnie stracony, to duch Rzeczpospolitej odczuwalny jest na każdym kroku. I dlatego, żeby nie powiedzieć "Przenoś moją duszę utęsknioną" powiem "Lubię wracać tam gdzie byłam już, na uliczki te znajome tak.....