Po krótkim 1 – no godzinnym pobycie w Jędrzejowie drogą nr 78 skierowałem się do Podzamcza. Chciałem zwiedzić zamek Ogrodzieniec. Było już póżne popołudnie, ciemne chmury przesuwały się po niebie, z których co jakiś czas padało. Gdy zobaczyłem ruiny średniowiecznego zamku, to zrobiły na mnie duże wrażenie. Może dlatego, że leżą na najwyższym wzniesieniu Wyżyny Krakowsko-Częstochowskiej - Górze Zamkowej wznoszącej się na 515,5 m n.p.m.
Gotycki zamek został zbudowany w połowie XIV wieku przez rycerski ród Włodków Sulimczyków. Warownia była doskonale wkomponowana w teren: z trzech stron osłaniały ją wysokie skały, a obwód zamykał kamienny mur, wjazd prowadził wąską szczeliną między skałami. XVI-wieczna przebudowa, gdy właścicielami zostali krakowscy Bonerowie, przekształciła zamek w renesansową rezydencję. Składała się z rozbudowanego, trzywieżowego zamku górnego oraz obszernego przedzamcza. 1655 roku zamek został zdobyty przez wojska szwedzkie, które stacjonowały w nim prawie dwa lata, rujnując znaczną część zabudowań. W 1702 roku również nie oparto się szwedzkiemu szturmowi. Pożar strawił wówczas ponad połowę zamku. Praktycznie nie podjęto już jego odbudowy. Ostatni mieszkańcy opuścili zrujnowaną warownię około 1810 roku. Po II wojnie światowej postanowiono zadbać o zachowanie zamku w formie trwałej ruiny. Prace konserwatorskie przeprowadzono w latach 1949-1973. Kręcono tu też zdjęcia do Zemsty A. Wajdy. Do zamku dobudowano duże fragmenty dekoracji, które nie zostały usunięte po zakończeniu zdjęć. Miałem szczęście, bo kręcono tu jakiś film i było wielu statystów ubranych w stroje z epoki. Przemykając cicho pod ścianami warowni, czułem się jak w XVI wieku. Zapadał zmierzch, a deszcz nie przestawał padać. Dla dopełnienia mrocznej atmosfery przypomniałem sobie, że podobno Ogrodzieniec jest miejscem nawiedzonym. Pojawia się tu niekiedy nocami widmo Czarnego Psa, biegającego po murach i wokoło ruin zamku. Zjawa ma ponoć być duszą kasztelana krakowskiego Stanisława Warszyckiego. Świecą jej oczy i ciągnie za sobą gruby łańcuch. Nie ma przewodnika, można chodzić prawie wszędzie. Mnie zabrało to 2 godziny.
Ocena - 8