Podróż Wakacyjna wędrówka po Podlasiu - ŚWINOROJE, A MOŻE PASIEKI?



2009-11-26

  Ale duch nomada wzywa, żegnamy się z uroczą bocianią wioską, i jej przemiłymi gospodarzami, i mkniemy dalej przed siebie. Skoro zaznajomiłyśmy się już z bocianami, i końmi, warto poznać inne zwierzęta związane z tym regionem, poddaje myśl moja towarzyszka podróży.

  Mijamy szybko hałaśliwe, pełne turystów Kiermusy i podążamy na południowy wschód. Wpatrując się w mapę, natrafiam na intrygującą nazwę: Świnoroje. Brzmi na tyle ciekawie, że postanawiamy sprawdzić czy i tym razem odnajdziemy się wśród tych inteligentnych skądinąd stworzeń. Dodatkowym atutem tej miejscowości jest bezpośrednia bliskość Puszczy Białowieskiej. Jeśli chodzi o świnie, to na pierwszy rzut oka, nie znajdujemy potwierdzenia tej nazwy i lekko zawiedzione, zatrzymujemy się na szybki posiłek w pobliskiej Narewce. Dochodzi już 16, a my  nadal nie mamy noclegu. Na szczęście życzliwi ludzie, kierują nas do położonej w Świnorojach leśniczówki o jakże malowniczej nazwie "Dworek Rousseau". Po chwili odnajdujemy  to cudeńko. Już widok prawdziwej alei grabowej napawa optymizmem. Wkrótce naszym oczom ukazuje się bryła zabytkowej leśniczówki z przełomu wieków, która dziś, stylowo wyremontowana,  jest doskonałą bazą noclegową. Świnoroje nas nie zawiodły: za płotem Puszcza Białowieska,  a 5 minut od naszego domu ciągnie się jedna z wielu ścieżek edukacyjnych; jak się później okaże, jedynie 15 minut drogi samochodem stąd znajduje się zalew Siemianówka, idealne miejsce do plażowania i kąpieli. Wciąż zaintrygowane nazwą dopytujemy o nią mieszkańców. Okazuje się, że rzeczywiście miejscowość tę upodobały sobie świnie, tyle że te dzikie. Zwierzyny nigdy tu nie brakowało, o czym świadczy bogata historia mających tu miejsce polowań z udziałem wielkich i możnych tego świata.  Gdybyśmy miały na tyle samozaparcia, by wstać o 3 w nocy, mogłybyśmy pod opieką przewodnika wybrać się na tereny zamieszkałe przez żubry, my jednak wybieramy bardziej lightową formę poznania tych zwierząt: Rezerwat w Białowieży. Puszcza rządzi się swoimi prawami, wkraczając na wytyczoną i oznakowaną ścieżkę, mijamy zmurszałe, zwalone pnie ogromnych dębów, zewsząd otacza nas soczysta zieleń paproci i mur potężnych ,budzących respekt i zachwyt drzew. Puszczę można odbierać wszystkimi zmysłami, to cudowne, pełne magnetyzmu miejsce. Codzienne spacery wkrótce już nam nie wystarczą, pożyczamy od właścicieli leśniczówki rowery i mkniemy puszczańskim duktem, odkrywając jej kolejne tajemnice. W Tykocinie czuć było klimat przedwojnia - tu można przenieść się w czasie znacznie dalej, do pradziejów naszej historii. Przejeżdżamy bowiem obok pozostałości dawnych słowiańskich miejsc kultu - kurhanów. Po rowerowej wycieczce nie mamy już siły na samodzielne pichcenie, wyruszamy do Hajnówki, na sławne bliny.

  Kolejne dni, to odkrywanie tajemnic Białowieży, zwiedzanie pozostałości po carskim pałacu i dostępnej dla turystów leśniczówki z czasów cara. To kwas chlebowy, najlepszy na upalne dni, wypity w imponującej scenerii restauracji carskiej. To wreszcie wyprawa w dziką knieję, w wersji złagodzonej, czyli szlakiem turystycznym : Żebra Żubra.  Uzbrojone w aparaty fotograficzne mamy nadzieje spotkać ślady króla puszczy, wilka, lub jelenia w ich naturalnym otoczeniu. Popołudniami, wylegujemy się na drewnianym molo, nad zalewem Siemianówka, który z powodzeniem, mógłby konkurować z niejednym mazurskim jeziorem. Otoczenie lasów, wspaniała woda, tylko ludzi mniej niż na Mazurach, co nam akurat bardzo odpowiada. Wszystko tu brzmi bardziej egzotycznie, nazwy miejscowości: Trześcianka, Narewka, Hajnówka, Topiło…, nazwy potraw: bliny, kiszka ziemniaczana, pielmieni. Niespotykana nigdzie indziej bujna, roślinność, no i te przestrzenie! Czas płynie tu leniwie, a my jak na odkrywców przystało, szukamy nowych, pięknych miejsc.

  Po drodze nad zalew Siemianówka, zbaczamy z dobrze znanej trasy, by przekonać się jak wygląda wieś o przyjemnie brzmiącej nazwie: Pasieki. I tym razem, instynkt nie zawodzi. To malownicza wioska, z charakterystycznym dla wsi wschodniej układem zabudowań, z urokliwymi drewnianymi domkami, ciągnącymi się wzdłuż drogi. Gdyby nie mieszkańcy, mogłybyśmy się tu poczuć jak w skansenie wsi białostockiej, te malowane ornamenty na ścianach domów, zdobienia, drewniane płoty i kwitnące przed domem jabłonie. To wszystko wraz z zielenią drzew zasadzonych przy drodze tworzy niezwykły obraz wsi sielskiej, anielskiej. Napotkana staruszka, pytana o miód, zaprasza do swego domu. W Pasiekach pasiek pod dostatkiem, chciałoby się rzec. Oglądając mijane domki odkrywamy dwa wozy cygańskie i jakże wielkie jest nasze zdziwienie, kiedy okazuje się że należą one do tych samych ludzi, co ten w Pentowie. Co za zbieg okoliczności! A może przeznaczenie? ;-) W każdym razie wozy w Pasiekach robią na nas ogromne wrażenie. Stoją sobie na samym skraju Puszczy Białowieskiej obok prześlicznego niebieskiego domu, który jak się okazuje również jest do wynajęcia i to przez cały rok! Są po prostu piękne; jeden z nich ma nawet elementy witrażu. Są wyposażone we wszystko co trzeba; jest nawet łazienka i WC. Mało tego, urządzone są podobnie jak i dom, z rzadko spotykanym wyczuciem i gustem. Sąsiadów praktycznie nie widać. Kiedy zwiedzamy posesję, jedynym mieszkańcem Pasiek, z którym mamy kontakt, jest koń, który jak się później okazuje znany jest ze swoich wędrówek – tutaj zwabiły go zapewne jabłonie uginające się pod ciężarem soczystych owoców. Pora wracać, choć leśniczówka w Świnorojach, przez ten czas stała się naszym drugim domem, wspaniałym azylem od zgiełku, tłumów i nerwowego stylu życia. Jeszcze tylko ostatnie spojrzenie na „nasz” dom w puszczy, na pamiętające ubiegłe stulecia drzewa, na przestrzeń łąk, i możemy ruszać w drogę z mocnym postanowieniem by jeszcze tu powrócić.