Do miasteczka wjeżdżamy wczesnym popołudniem. Stojąca na wysokiej, bazaltowej skale twierdza z odległości kilku mil przyciąga wzrok. Na tle rozpogodzonego nieba, po którym wędrują białe chmurki wygląda imponująco. Najpiękniejszy zamek Anglii jedną stroną, której fundamenty stawiano w 10 wieku spogląda na ląd, z drugiej zaś stromo opada ku morzu. Ogromne zamczysko, przebudowywane wielokrotnie oparło się licznym najazdom i wojnom i chociaż wielokrotnie niszczone, imponuje stanem zachowania. Większość fortyfikacji pochodzi z 19 wieku. Ogromne wrażenie robią wielkie działa armatnie wycelowane w morze. Z wysokich murów obronnych rozciąga się wspaniały widok na szerokie plaże nad Morzem Północnym i leżące niedaleko Farne Islands, będące wielkim rezerwatem przyrody na terenie którego żyje ponad 20 gatunków ptaków morskich oraz kolonia fok. Ścieżką z wysokiego urwiska zamkowego schodzimy na plażę. Nad nami szaleją mewy, mimo niewysokiej temperatury, jest ok. 18 stopni, na piasku baraszkują półnagie dzieci budując zamki i zbierając muszelki. Spacerujemy wokół zamku i zachwycamy się prawdziwym angielskim trawnikiem, gęstym i równo wystrzyżonym. Mam ochotę zdjąć buty i zanurzyć stopy w tej zieloności, która nigdzie nie ma tak intensywnie pięknie świeżej barwy, jak na Wyspach.
U podnóża zamku zjadamy późny lunch chłonąc atmosferę miejsca i ciesząc oczy widokiem Bamburgh Castle.
Przed nami powrotna droga przez Eyemounth do St Abbs, ale to już zupełnie inna, aczkolwiek bardzo piękna i równocześnie przerażająca bajka. O St Abbs w innej podróży, choć też po Szkocji:)