Po pieciu godzinach ladujemy w Santiago. Jest juz wieczor wiec wkrotce idziemy na obiad do “naszej” chinskiej restauracji. Robimy plany jak spedzic pozostale 3 dni w Chile. Postanawiamy jednego dnia pojechac autobusem do Pomaire, znanego z wyrobow ceramicznych a drugiego dnia do Valparaiso — drugiego co do wielkosci miasta w Chile polozonego nad oceanem. Miasto ma ciekawa zabudowe bo ciagnie sie waskim pasem wzdluz morza i wspina sie na strome zbocze gor, ktore ciagna sie moze 2 km od brzegu. Ulice sa bardzo strome i niektore nadaja sie tylko dla pieszych. Aby mieszkancom bylo latwiej pokonywac duze wzniesienia wybudowano 16 kolejek linowych. Najstarsze pochodza z XIX wieku. Jedziemy dwoma i podziwiamy panorame miasta, ktore ma bardzo duzo charakteru.
Zostaje nam jeszcze jeden dzien, ktory poswiecamy na zobaczenie jeszcze tych miesc w Santiago, ktorych nie widzielismy. Okazuje sie, ze juz od dwoch dni mieszkamy zupelnie sami w naszym malym hotelu wiec wieczorem kupujemy maly tort i zapraszamy dwoje wlascicieli tlumaczac im, ze jest to polskizwyczaj aby na pozegnanie zjesc razem przynajmniej deser. Widzimy, ze sa bardzo zaskoczeni nasza propozycja, ale zadowoleni.
Dzis wieczorem odlatujemy. Po calonocnym locie ladujemy o swicie w Miami, bo mamy dwugodzinna przerwe i kolo poludnia jestesmy w Chicago. Jeszcze nie mozemy uwierzyc, ze juz jestesmy z powrotem w domu. Teraz jest czas na opracowanie calego materialu filmowego, wywolanie zdjec i pora na napisanie dlugiego listu z podrozy do wszystkich najblizszych...