Brennero. Ziemia włoska wita nas szlabanem przed wjazdem na autostradę. Pobieramy bilet i sezam otwiera się przed nami bez konieczności wypowiedzenia zaklęcia.
Autostrada wije się malowniczo w dolinie rzeki, przecinając ją to z jednej to z drugiej strony. Z każdym przejechanym kilometrem natężenie ruchu wzrasta. Na ekranach ponad jezdnią pojawiają się jakieś komunikaty. Po włosku trudno się zorientować o co chodzi. Gdy dociera do nas sens komunikatu, stoimy już w korku. Niestety koniec sierpnia to dla Włochów koniec wakacji i wszyscy "na komendę" wracają do domów znad jeziora Garda. Kombinujemy co dalej ... Wydaje nam się, że przechytrzymy wszystkich, gdy zjedziemy z autostrady i pojedziemy bocznymi drogami. Inni jednak wpadli na ten sam pomysł i straciliśmy jeszcze więcej czasu. Dzisiaj jesteśmy mądrzejsi: "jak stoi autostrada, to wokoło stoją też wszystkie drogi lokalne".
Ale nie ma tego złego ... Wjechaliśmy do urokliwego miasteczka u podnóża Alp, którego nazwy jednak nie zarejestrowaliśmy. Pospacerowaliśmy jego wąskimi urokliwymi uliczkami. Zaspokoiliśmy potrzeby ducha i przyszedł czas na coś dla ciała. Niestety tafiliśmy na sjestę i zamiast obiadem musieliśmy zadowolić się kawą.
Odcinek autostrady między Bolonią a Florencją to prawdziwa gratka dla wytrawnych kierowców lubiących adrenalinę. Droga stopniowo opada w dół, liczne tunele i częste zakręty to w lewo to w prawo. Niedzielnym kierowcom zalecamy zwolnić. W końcu chodzi o to, by dojechać bezpiecznie.