Teraz przyszła wreszcie kolej na sztandarowe zamki nanizane na niebieską nitkę Loary i jej dopływów. Kolejne wycieczki, co tu ukrywać, nadal odbywaliśmy głównie koleją (i autobusem), a nie rowerem. Trzeba było przenieść się też w inne miejsce, opuścić czarujące Beaugency, gdzie obchodziliśmy wraz z mieszkańcami najważniejsze francuskie święto 14 lipca, uczestnicząc w ludowej zabawie zorganizowanej przez miejscowy oddział partii komunistycznej. Było i wspólne śpiewanie, powszechne bratanie się przy kolejnych plastikowych szklankach (w końcu plebejskość była tu jak najbardziej pożądana) wina i jedzenie nieco podejrzanie smakującego tutejszego odpowiednika kaszanki.
Spakowaliśmy nasze ogromne plecaki (podróż z małym dzieckiem to pewne wyzwanie dla wszystkich tych, którzy, podobnie jak bohaterka Pana Samochodzika Yvette, są przeciwnikami motoryzacji), Tymka wepchnęliśmy do wózeczka i powędrowaliśmy na stację kolejową.