Jeden dzień postanowiliśmy przeznaczyć na wizytę w pobliskim Omisu. Generalnie miała to być tylko poglądowa wizyta z widoczkiem na przełom Cetiny i uzupełnianiem zapasów w Konzumie. Wiedzieliśmy o raftingu ale... nie każdy lubi ;) Zresztą mieliśmy o nim chyba błędne wyobrażenie ponieważ gdy czytam inne relacje to nabieram przekonania, że byłoby fajnie. Nie skorzystaliśmy jednak, wiem - warto. Co się odwlecze... :)
Przed mostem na Cetinie odbiliśmy w prawo i za tunelem zaparkowaliśmy autko. Ledwie wyszliśmy z tunelu, a z łódki wyskoczył facet w słonecznych okularach i dawaj namawiać nas na krótki rejs. Początkowo kręciliśmy nosem ale w końcu uznałem, że to dobra alternatywa dla raftingu i bez długich negocjacji przystałem na zaproponowaną cenę (160 kn za dwie osoby). Na łodzi okazało się, że 3/4 pokładu zajmują Polacy. Sternikiem był leciwy jegomość i ledwie odbiliśmy od brzegu, czując słowiańską fantazję, wyciągnął bimber i rozpoczał udaną kampanię marketingową. Natomiast troszkę poirytowało mnie palenie papierosów i wrzucanie cików do wody ale za namową, zrezygnowałem ze zwracania uwagi w ojczystym języku. Słusznie, naturę mamy oporną i niepotrzebnie popsułbym atmosferę. Korzystniej o tym napisać bo nic tak na nas nie wpływa jak autorefleksja w domowym zaciszu - pozdrawiam całkiem miłe towarzystwo ;)
Sam rejs trwał niespełna 30 min. i kończył się w Starym Młynie (tak nazwał to nasz kasjer). Tam mieliśmy około godziny do zagospodarowania w kompleksie starych budynków zaadoptowanym na sporą restaurację. Można było wybrać się na krótki spacer leśną ścieżką bo nieopodal był bród z ładną plażą. Woda, mimo wysokiej temperatury powietrza, raczej zimna. Dalej dróżka wiodła już przez gęste krzaki i po kilkuset metrach byliśmy zmuszeni zawrócić. Sama restauracja faktycznie musiała być kiedyś młynem bo kompleks miał stosowne dekoracyjnie odrestaurowane instalacje. Całość jest ładnie zaaranżowana, a urok podkreśla słoneczny zegar na jednej ze ścian. Wokół przyjemny lasek z ławeczkami dający wytchnienie w naprawdę upalne południe. Stoi tu też kilka budek z lodami, pizzą i fastfoodem. W jednej z nich można wypożyczyć kanu - dojrzałem cenę 30 oraz 60 kn w zależności od wielkości. Myślę, że to dobra alternatywa dla naszego rejsu bo koszt niewielki i można tu dostać się samochodem. Po godzinie biesiadowania zebraliśmy cały skład i wróciliśmy do Omisa. Spokojna podróż łódką była świetną okazją by troszkę pofocić monumentalne skalne bloki otaczające koryto rzeki.
Krótki pobyt wystarczył by słońce zmieniło pozycję i w drodze powotnej okolica przentowała się nieco inaczej. Może kogoś to zainteresuje - płyneło z nami czeskie małżeństwo z synkiem, któremu nasz kapitan pozwolił prowadzić łódkę przez większą część rejsu. Nie było w tym nic niebezpiecznego bo nurt jest tutaj leniwy, a dziadek-sternik kątem oka kontrolował chłopaka. Mały miał niesmowitą frajdę i pozował ku uciesze mamy dumnie operującej aparatem. Myślę, że taką atrakcję śmiało można wynegocjować przed samą podróżą - polecam :)
Myśleliśmy jeszcze o zwiedzaniu twierdzy lub okolicznych wzgórzach ale wycieczka okazała się na tyle wyczerpująca, że w głowie mieliśmy już tylko szybki obiad i plażowanie. Jeszcze tylko krótki spacer wąskimi uliczkami, rzut oka na pamiątki w przydrożnych budkach i zakupy w Konzumie. W drodze do samochodu zinteresowała nas wykuta w skale kapliczka. Oj będzie tu trzeba kiedyś wrócić :)