Po śniadaniu jedziemy w górę do wodospadu Tower, po drodze mijając bizony spacerujące po drodze. Może to taki oklepany widok, ale jak już się tam jest i towarzyszy się takiemu bizonowi, to nie powiem - jest miło.
W tak zwanym międzyczasie zaliczamy skamieniałe drzewo (petrified tree) i lądujemy w końcu w Mammoth Hot Springs. No i tutaj zaczyna się jazda. Sama wioska jest urocza, z pozostałością garnizonu wojskowego, który swego czasu chronił Yellowstone przed kłusownikami, ale zdecydowanie najpiękniejsze widoki są gorących źródeł. W tej części gejzerów nie ma, może to i dobrze, bo człowiek w pełni może się poświecić urokowi form wapiennych jakie tworzą strumienie wypłukując węglan wapnia ze skał. Te formy wapienne maja nawet swą nazwę trawertyn.
Zdjęcia oddadzą chociaż po części klimat tych źródełek, mam przynajmniej taką nadzieję. :)