Do Përmetu zawitaliśmy skuszeni rejonem winiarskim - stamtąd pochodzi ponoć znaczna część albańskich win.
Miasteczko ma swój centralny plac ze sklepikami i całe centrum wygląda, jak u nas przed wielu, wielu laty. Często u nas wspominając czasy PRL mówi się, że na półkach w sklepach stał tylko ocet. Tu jest podobnie. Co jakiś czas trafić można na zaopatrzony mały sklepik, wypełniony towarem po brzegi, a idąc kawałek dalej wchodzimy do sklepiku, gdzie na półkach stoją np butelki z winem Përmet - wszystkie jednego rodzaju, zakurzone, w odległości 20 cm jedna od drugiej.
Przeszliśmy się więc przez miasto, kupiliśmy butelkę zakurzonego wina, w innym małym sklepiku dostaliśmy świetne oregano na wagę i opuściliśmy miasto.
Parę km za miastem, przemierzając wiejskie drogi, jadąc wzdłuż czarnej rzeki dojechaliśmy do 'motelu' z restauracją. Budynek bardzo ładnie położony - w zieleni, wyglądał na całkiem nowy. Po krótkich negocjacjach zostaliśmy na noc. Cena za pokój 15€ (z wyjściowych 20). Ale jaki pokój! Nie tego się spodziewaliśmy przy ustalaniu ceny. Gdybyśmy widzieli go przed negocjacjami chyba nie śmielibyśmy zejść tak nisko.. Parkiety, nowe kafelki, pięknie zrobione ściany, obraz gustowny. Myślę, że takiego klimatu nie powstydziłby się jakikolwiek z naszych hoteli biznesowych. Co najbardziej zaskakuje: wszystko to wygląda na nowiuśkie, oddane do użytku max miesiąc wcześniej. A okolica naprawdę nie wygląda na wielce turystyczną. Pokoje ciągną się wzdłuż długiego holu. Wyglądało to jakby gospodarz spodziewał się tu tłumów turystów.
Zeszliśmy na kolację. Zamówiliśmy mięsko, rybę i domową sałatkę na dwoje, do tego karafkę czerwonego swojskiego wina permetskiego.
I tu już było gorzej. Mięso - twardawe, sałatka.. 'ciekawa': szpinak, zioła tutejsze jak się potem dowiedzieliśmy:) (trawa? ;) ) i oliwa. Najlepsza z tego wszystkiego okazała się ryba. Choć też jedliśmy ją z pewną dozą niepewności.. Nawet wino nie uratowało sytuacji, było po prostu niedobre. Poprosiliśmy o wymianę na białe (na szczęście 10letni syn gospodarza mówił po angielsku). Pan wtedy chciał nam (sugar_micekowi:) ) wjechać na ambicję, mówiąc, że to czerwone jest winem 'dla prawdziwych mężczyzn'.. A to nam zrobił hehe. Nie przekonało nas to;)
Następnego dnia rano wyjechaliśmy w dalszą drogę.
ps. przez całą kolację towarzyszyła nam tamtejsza kotka w ciąży. Trochę ją podkarmiliśmy:)