Jesteśmy na półmetku naszej wyprawy, ale przed nami ciągle jeszcze tyle atrakcji, że nie mam czasu wspominać tego co za nami. Wieczorem tylko przy wgrywaniu zdjęć z karty aparatu do laptopa, przeglądam zdjęcia i jeszcze raz wspominam to co udało nam się danego dnia zobaczyć. Kładąc się jednak spać chyba bardziej w głowie mam to co nastąpi jutro niż to co zobaczyłem wcześniej. Na wspomnienia będzie jeszcze czas.
Droga do Lahaina
Z Kahului wyruszamy dzisiaj do Lahainy - wielorybniczej stolicy. Trasa wynosi 22 mile i pokonuje się ją w jakieś 30 minut. Po drodze zatrzymujemy się w punkcie widokowym Papawai. Jest to miejsce z którego rozciąga się piękny widok na ocean, a dodatkową atrakcją w okresie zimowym (styczeń-marzec) jest możliwość obserwacji humbaków, które masowo przypływają do tej zatoki i rodzą swoje młode.
W czasie kiedy wieloryby mają swoje gody, można wypłynąć w ocean i pobyć w bliskiej obecność tych niesamowitych stworzeń. Jest dużo lokalnych firm, którzy oferują rejsy w pobliże wielorybów. Liczba wielorybów w tym okresie jest tak duża, że osobom które nie ujrzą żadnego wieloryba, firma zwraca pieniądze.
Lahaina
Lahaina to dawna stolica Hawajów, a obecnie najważniejszy ośrodek turystyczny na Maui.
W języku hawajskim lahaina znaczy "okrutne słońce" i związane jest to z legendą wodza Hua, który pokłóciwszy się ze swoimi kapłanami kazał ich wymordować, bogowie zaś żeby pomścić swoich kapłanów zesłali wielką suszę, miejscowym nie pozostało nic innego jak nazwać to miejsce "ziemią okrutnego słońca".
Największe znaczenie miasto zdobyło na początku XIX wieku wraz z rozwojem wielorybnictwa.
W latach 40-tych XIX wieku do portu zawijało ponad 400 statków rocznie.
Praca wielorybnika do najłatwiejszych nie należała, opłaty za nią były marne, więc wykonywali ją głównie ludzie wyjęci spod prawa, albo jacyś szaleńcy. Dość ciekawie czyta się opisy o tym jak to prawie połowa załogi porzuca statek po przypłynięciu do portu i pozostaje na Hawajach, które stają się dla nich prawdziwym rajem.
Wypada tu dodać, że marynarze owi lądowali w tawernach nadając miastu na długo złą sławę.
Jednym z osób, które porzuciły statek był Herman Melville, autor "Moby Dicka".
Kto wie czy szanty w których śpiewamy: "Płyńmy w dół do starej Maui..." nie wyrażają jakiejś tęsknoty do tamtych czasów. :)
Dzisiaj Lahaina to bardzo spokojne miasto, z którego można zapamiętać fajny portowy klimat, wspaniały figowiec wschodnioindyjski w centrum miasta, oraz przechadzkę uliczką Front Street.
Mieliśmy dodatkowo to szczęście, że w czasie kiedy byliśmy w Lahaina był International Festival of Canoes. Ludzie mieli przed sobą kawał drewna z którego skrobali canoes. Fajnie to wszystko wyglądało, bo po pierwsze łódki wykonywane były z różnych gatunków drewna, a po drugie ciekawie było obserwować jak różne techniki stosowali.
Pride of Maui
Pride of Maui to nazwa statku, którym wybraliśmy się na pływanie z rurką i maską czyli snorkeling.
Chociaż wiem, że Hawaje kojarzą się ludziom z odpoczynkiem, to 'niestety' jestem zwolennikiem odpoczynku aktywnego, a to oznacza, że przez te ostatnie 5 dni dość intensywnie zwiedzaliśmy.
Nadszedł czas by trochę zwolnić. Po południu zaplanowaliśmy sobie pływanie wśród rafy koralowej.
Udaliśmy się do miejscowości Maalaea, gdzie mieliśmy wykupione bilety na rejs.
Z tym pływaniem jest tak: ogólnie są dwa miejsca, w które można się wybrać albo na wysepkę Molokini, albo do Zatoki Żółwi. Niestety o tym gdzie popłyniemy dowiemy się dopiero od kapitana.
Trochę to dziwne, gdyż przy zakupie biletu daję się człowiekowi nadzieję na to, że popłynie na wyspę, po czym już po wypłynięciu z portu dowiadujemy się, że płyniemy na Zatokę Żółwi.
Zdecydowanie wolałbym zobaczyć Molokini, ale kapitan chyba cenił sobie spokój i popłyną do Zatoki, co okazało się dobrym pomysłem, gdyż byliśmy jedynym statkiem w okolicy i mieliśmy kawał przestrzeni do oglądania pod wodą.
Zdradzę już teraz, że z rzeczy które najbardziej będę wspominał z pobytu na Hawajach, to był właśnie snorkeling. W ogóle cały rejs był świetnie spędzonym czasem. Statek mieścił jakieś 120 osób, nas było około 30, pływaliśmy więc bez żadnego pośpiechu. W czasie kiedy my pływaliśmy, załoga statku przygotowywała grilla. Piękne widoki na góry w oddali i jeszcze piękniejsze pod wodą.
Głębokość wody sięgała jakieś 4-6 metrów. Można było nurkować, ale nie było chętnych. Chodzi o to, że przed wypłynięciem statku, jeszcze w porcie obsługa pytała nas, ile osób chciało by za dodatkową opłata przez 20 minut ponurkować sobie. Minimalna wymagana liczba osób to 5, było nas 3. Nie ponurkowaliśmy.
Nie zmienia to jednak faktu, że podglądanie życia na rafach koralowych z góry też było niesamowitym przeżyciem.
Po rejsie wracamy do hotelu i kładziemy się wcześniej spać, rano wylatujemy na Big Island.
Maui jest przepiękne, nie jest tak tłoczne jak Oahu, jest spokojne , romantyczne i odkrywcze.