Do starej stolicy postanowiliśmy wybrać się na jeden dzień, bilet kupiliśmy dnia poprzedniego. Z plecakami pojechaliśmy na dworzec Hualampong, plecaki zostały w przechowalni, a my wsiedliśmy w pociąg. Okazało się, że różnice w cenach pociąŋów dochodzą nawet do 300% . Nasz pociąg okazał się zwykłym osobowym, co miało swój urok, o można było pooglądać Tajów jadących z dziecmi, workami ryzu, a nawet zwierzetami :) Dzięki kolorowi skóry udało nam się nawet dostać miejsca siedzące ;) Po godzinie, może trochę więcej, wysiedliśmy na dworcu, przepłynęlismy rzekę promem i mimo odczuwalnego upału postanowiliśmy zwiedzać na nogach. Po przejściu 500m okazało się to bardzo głupim pomysłem. Żar lał się z nieba, dlatego też złapaliśmy pana z tuk-tukiem, ktory od razu wyciągnął pocztówki ze świątyniami, do których chciał nas zawieść. Zwiedzanie poszczególnych świątyń zabrało nam kilka godzin, w przerwach odkryliśmy dobroczynne działanie kokosa, który pozwalał zregenerować siły.Samo miasto owszem ciekawe, inne od Bangkoku, ale tajskim Krakowem to byśmy go raczej nie nazwali ;)
Podróż Tajlandia 2005 - W starej stolicy
2005-11-09