Przed wyprawą
Od 4 lat jesteśmy już w Stanach i chociaż w tak zwanym międzyczasie trochę już zwiedziliśmy Stany, to ten wyjazd miał być specjalny z dwóch powodów, po pierwsze w maju 2006 roku przypadała nasza 10 rocznica ślubu, a po drugie jedziemy przecież na Hawaje. Ci którzy lubią sami planować swoje wypady wiedzą, że przygotowania do podróży bywają również bardzo ekscytujące. Mam na myśli nie tylko zaznaczanie na mapie różnych atrakcji, ale też całą oprawę związaną z szukaniem biletów na samolot, znalezieniem hotelu czy w końcu wypożyczenie samochodu. Piękna jest chwila, kiedy po kilku dniach obserwacji i oczywiście przeszukaniu kilkunastu stron internetowych w końcu znajduję się 'deal' np. na samolot. W czasie przygotowania człowiek odkrywa w sobie też nowe pokłady energii, kiedy to o drugiej na ranem zmusza się do pójścia do łóżka, podczas gdy jest jeszcze tyle rzeczy do przejrzenia , no i jutro trzeba wstać o 8 do roboty. Ogólnie planowanie wyjazdu na Hawaje nie jest aż takie ciężkie. Po załatwieniu rezerwacji na samolot, później jest już stosunkowo łatwo. Bardzo fajnie planuje się zwiedzanie Hawajów, z tej prostej przyczyny, że Hawaje to wyspy, a szukanie atrakcji na stosunkowo niewielkich wyspach nie stanowi jakieś wielkiej przeszkody. Można z dużą dokładnością planować czas przebycia pomiędzy jedną atrakcją a drugą.
Wylot
Lubię lotniska. Podoba mi się tam prawie wszystko, lubię patrzeć jak do samolotu wkłada się walizki, lubię patrzeć na czekających ludzi, imponują mi piloci, podziwiam piękne stewardesy, no i to co najważniejsze za parę chwil wzniosę się w przestworza. Kiedy więc razem z żoną i dzieciakiem znaleźliśmy się na lotnisku O'hare w Chicago, ogarnęła mnie euforia. Przed nami prawie 4 godziny lotu do Phoenix (Arizona) tam 40 minut mamy na ulokowanie się w samolocie do Honolulu, no i następne 6 godzin lotu na Hawaje. Wylatujemy po południu i już po niecałej godzinie możemy obserwować zachód słońca. Przylatujemy do Honolulu parę minut po 10 wieczorem. Ciepłe powietrze, podekscytowanie i sprawne wypożyczenie samochodu, rekompensują nam lekkie rozczarowanie tym, że wychodząc z samolotu nie otrzymaliśmy żadnego kwiatu lei. :(
DZIEŃ - 01
Waikiki
Przejazd z lotniska do hotelu położonego na plaży Waikiki, zajmuje nam jakieś 20 minut. Około 12 w nocy kładziemy się spać. To była chyba najszybciej przespana noc. Jak tylko pierwsze promienie słoneczne zaświeciły nam w okno, od razu bez większych oporów wyszliśmy z łóżka by z 9 piętra naszego hotelu zerknąć na otaczające nas góry wulkaniczne. Powoli docierał do nas fakt, że jesteśmy na Hawajach. Z pierwszych chwil mojego spaceru po Honolulu zapamiętałem 2 rzeczy: poranny deszczyk, oraz dużą ilość Japończyków na ulicach. Hawaje są nie tylko atrakcją turystyczną dla Amerykanów, ale również dla dużej liczby Japończyków, przyjeżdżają tu jednak nie tylko w celach turystycznych, ale też kupują dużo rzeczy, ponoć w Honolulu jest taniej. Od hotelu do plaży Waikiki mamy jakąś minutę drogi. Po drodze mijamy pomnik Duka Paoa Kahanamoku, ojca międzynarodowego surfingu, mistrza olimpijskiego który w latach 1912-1932 zdobył na Olimpiadach 3 złote, 2 srebrne i 1 brązowy medal. Sama plaża powiedzmy, że nie zapiera dechu w piersiach, ale kto tam będzie dbał o takie szczegóły. W oddali widzimy Hotel Royal Hawaiian, przez długie lata był perłą Waikiki (najdroższy i najmodniejszy), aż w pobliżu nie wybudowano nowych hoteli. Udajemy się w stronę International Market Place, sieci małych sklepików i straganów, robimy zakupy i udajemy sie do hotelu. Przez cały czas porannego spaceru towarzyszy nam drobny deszczyk.
Pearl Harbor
Po śniadaniu wskakujemy do samochodu i jedziemy do Pearl Harbor. Dla Amerykanów wiadomo, jest to miejsce historyczne. 7 grudnia 1941 roku Japończycy (cholera ich wie, czym się kierując) zaatakowali amerykańska flotę wojenną. Efekt 2 godzinnego nalotu to 2403 zabitych, 1178 rannych, zniszczonych 347 samolotów, 6 okrętów zatopiono, 12 mocno uszkodzono. Japończycy stracili 185 pilotów i 58 samolotów. USS Ariozna zatonął w niespełna 9 minut grzebiąc w swoich wnętrzach 1177 marynarzy. W 1962 roku zbudowano pomnik nad wrakiem statku. Codziennie kursuje tam statek i przez kilkanaście minut można stać nad wrakiem zatopionego statku. Ciekawą rzeczą jest to, że jak już się rzekło w Honolulu jest dużo Japończyków, którzy również licznie zwiedzają Pearl Harbor, żeby nie wywołać kolejnej wojny, podczas prezentacji filmowej podkreśla się, że wojska japońskie dokonały jednego z najbłyskotliwszych ataków lotniczych w dziejach świata. Oczywiście nie ma też słowa o Hiroszimie i Nagasaki. Cokolwiek by tutaj nie napisać znając ambicje Amerykanów i dumę Japończyków, obecna współpraca pomiędzy tymi narodami układa się wzorowo. Czyli można mimo tylu tragedii wojennych, jakie te kraje sobie zadały, żyć w zgodzie i pamiętając o historii i nie żywić ciągłego urazu. Tuż obok zatopionego USS Arizona jest USS Missouri okręt muzeum, na którym 2 września 1945 roku Japończycy podpisali bezwarunkową kapitulacje. Po zwiedzaniu USS Arizona w lokalnym sklepie z pamiątkami przeżyłem dość stresującą sytuację. Kupiłem kilka pamiątek z Pearl Harbor, zapłaciłem 20 dolarów i otrzymałem 5 dolarów reszty. Ekspedientka jednak zamiast dać mi do ręki pieniądze zapytała czy chciałbym przeznaczyć te 5 dolarów na fundusz muzeum wskazując obok ustawioną dużą puszkę. Zaskoczony tak postawioną sprawą odpowiedziałem, że nie. Mina owej kobiety zdradzała wielką pogardę wobec kogoś, kto po zwiedzeniu wraku USS Arizona nie był na tyle wrażliwy by dać 5 dolarów na muzeum. Bez mrugnięcia oka wyciągnąłem rękę po moje 5 dolców i poprosiłem o ich zwrot. Wrażliwość to sprawa bardzo osobista, nikt nie ma prawa zmuszać mnie bym wyrażał ją poprzez przymusowe dotacje. Nie wiem czy wypada tutaj dodać, że puszka z kasą była obficie wypełniona różnymi banknotami co bardziej wrażliwych turystów.
Centrum Honolulu
Zwiedzanie centrum zaczynamy od Muzeum Morskiego. Mamy ze sobą dzieciaka 3 letniego więc jemu też się coś z tej wyprawy należy. W muzeum dużo przedmiotów użytku codziennego, trochę też informacji o odkryciu Hawajów, petroglify. Na zewnątrz, obok muzeum zakotwiczony jest żaglowiec 'Fallas od Clyde', ponoć ostatni na świecie czteromasztowiec. Na przeciwko muzeum jest wizytówka Honolulu mianowicie Aloha Tower. Na szczycie wieży znajduje się taras widokowy, z którego można ogarnąć widok na miasto, port morski i lotnisko. Spacerkiem udajemy się później pod królewski pałac Iolani jedyny królewski pałac na terenie USA. Pstykamy też zdjęcia Kamehamedzie pierwszemu, królowi który to zjednoczył wszystkie wyspy hawajskie. Jest już późne popołudnie, wracamy do hotelu. Wrażenia po pierwszym dniu są jak najbardziej pozytywne. Dokoła dużo najrozmaitszych kwiatów, drzew, roślin które zachwycają swoim wyglądem, ciągle widoczne w oddali wulkaniczne góry też sprawiają niezapomniane wrażenie, a na dodatek wielokulturowa atmosfera, czego nam więcej potrzeba. Powoli przyzwyczajamy się, że wszystko co się dookoła nas dzieje to jest Aloha :)