Sniadanie chociaz w czesci wynagrodzilo nam fakt, ze zamiast w Mexico City obudzilsmy sie we Franfurcie. Z duzym zapasem czasowym stawilismy sie na lotnisku. Po 12 godzinach lotu przybylismy wreszcie do dlugo wyczekiwanego Mexico City. A tam niespodzianka za oknem- pada!!! Kurcze w Polsce bylo cieplej i landniejsza pogoda. No ale co tam deszcz w obliczu swinskiej grypy:) Odprawa celna polegala na tym, ze kazdy naciskal guzik i jesli wylosowal swiatlo zielone mogl przejsc, jesli czerwone- spradzali twoj bagaz. Oczywiscie czerwone padlo na mnie. W wypelnionym w samolocie formularzu nie zadeklarowam, ze cokolwiek wwoze a podobno trzeba wpisac jak przewozi sie jakies jedzenie. Na pytanie celnika czy mam jakies jedzenie odpowiedzialam bocadillos (kanapki), ktorych mialam cala reklamowke, ale jak je zobaczyl to na szczescie dalej nie sprawdzal. Po wymianie wszystkich pieniedzy, kupilismy bilet na taxowke i pojechalismy do hotelu wybranego z loney planet – Isabel. Za taxowke zaplacilismy 140 pesos (40 zl). Za pokoj 2 osobowy z lazienka 350 pesos (90 zl). Hotel dosyc klimatyczny, bardzo wysokie pokoje ze starymi meblami. Fakt, ze wszystko stare, zwlaszcza lazienka ale bylo ok. No i bardzo blisko do Zocalo (placu glownego). Do Mexyku przybylsimy o 20 ich czasu wiec zwiedzanie juz odpadalo. Apropo grypy, o ktorej tak trabily co chwile komuniakty w tv i radiu. Jedynie ludzie z obslugi nosili maski co pewnie zostalo narzucone przez wladze, poza tym jak sie spytam taxowkarza to zaczal sie smiac i powiedzial, ze nie ma zadnej grypy.
Podróż Meksyk w dobie świńskiej grypy:) - Dzien 2 – 21 maja 2009 Mexico City
2009-05-25