W czwartek rano wyruszamy do Huatulco. Na poczatku droga jest dosyc plaska ale nie da sie szybko jechac bo jest fatalna nawierzchnia. Na dodatek zlego kilka razy sie gubimy w mijanych po drodze wsiach. Nie ma zadnych oznakowan ani drogowskazow i tylko dwie rzeczy nas utrzymuja w przekonaniu, ze jedziemy w dobra strone: pozycja slonca – kierujemy sie na poludnie, i fakt, ze nasza mapa wskazuje tylko jedna droge w okolicy – mamy nadzieje, ze te po ktorej jedziemy. Wkrotce zaczynaja sie gory i niekonczace sie ostre zakrety. Mariole zaczyna mdlic wiec sie kladzie na rozlozonym fotelu. To jej przynosi ulge. 200 km przez gory jedziemy 5 godzin. Powoli robi sie coraz bardziej goraco – to znak, ze zblizamy sie do morza.
Po krotkim poszukiwaniu znajdujemy nasz hotel, ktory jest polozony na zboczu gory a ze mamy pokoj na samej gorze wiec z naszego okna rozposciera sie piekny widok na cala zatoke, nad ktora jestesmy. Jemy maly lunch i idziemy sie kapac do Pacyfiku, po drodze wykorzystujac mala kolejke linowa, ktora zjezdzamy na poziom plazy. Jednak wysoka fala utrudnia nam wejscie i wyjscie.
Na drugi dzien spedzamy dzien na leniuchowaniu na basenie przy plazy. Mariola maluje dzbanek, ale po godzinie sie jej to zajecie nudzi i mnie namawia abym teraz ja chwile przejal paleczke. No coz, zasiadam w towarzystwie samych pan, ktore na mnie nieufnie patrza spod oka. Lecz na moje "El trabajo del hombre se nunca termina" reaguja smiechem i lody zostaly przelamane. Teraz juz jestem swoj. Z tego co zaobserwowalismy to sa tu tylko Meksykanie i jestesmy jedynymi ludzmi mowiacymi innym jezykiem. Mimo, ze Latynosi uchodza za glosnych to jest tu o wiele ciszej niz w „amerykanskich” hotelach. W basenie mozna sie kapac w zasadzie tylko rano bo popoludniu woda sie tak nagrzewa, ze ja sie w domu kapie w wannie w chlodniejszej. Odkrywamy spokojniejsze miejsce nad zatoka, gdzie sa mniejsze fale i tam sie chlodzimy. Wybieramy sie na snorkling jako alternatywe spedzania wolnego czasu. Plyniemy lodka kilka kilometrow od brzegu, gdzie sa rafy. Marioli co prawda okulary uniemozliwiaja zalozenie maski, lecz i tak jest bardzo szczesliwa, ze sobie moze poplywac nie atakowana przez fale. Tutejsze rafy nie sa tak ciekawe jak te, ktore widzielismy na Morzu Karaibskim, ale jest bardzo duzo kolorowych ryb, ktore plywaja calymi lawicami. Poniewaz drinki i jedzenie sa bez ograniczen, wiec musimy sobie sami narzucic pewne „rygory” zeby nie popasc w alkoholizm ani zbytnio nie przytyc.