Podróż Greckim stopem - greckie przydroża, żarty o cięciu skalpelem, słońc



2008-02-13

Katerini – Larissa – Trikala – Kalambaka

Słońce. Szalony Apostolius (M. może mnie poprawić) spod Olimpu w kradzionej (?) ciężarówce. Pierwsza kawowa propozycja nieśmiało odrzucona, boczne drogi i podśpiewywanie. Romantyczny Apostolius (M. może mnie poprawić), który zabiera swoją żonę na konne przejażdżki w góry czy po plaży. Słońce!

My i Grecja mamy wiele prawidłowości. Na przykład strajki. We wtorek, zaraz po przyjeździe krótka informacja na dworcu kolejowym – najbliższy pociąg odjeżdża za 2 dni. Mamy strajk. Teraz nieczynne bramki na autostradzie. I policja. Ona też przewijała się kilkakrotnie. Bawimy się w złego policjanta? Follow us on our feet. Understand? This is dangerous for you and for cars, understand? Do u have money for bus, yes? Wait in here I will stop bus for you, understand? Żadne tam do you understand? Understand, władczy głos nieznoszący dyskusji (próbowałam). Po 25 min. okazało się, że nic nie jedzie (może kolejny strajk?), stopowanie jest jednak dozwolone, co więcej – z małą pomocą policjanta.

Potem mniej zapamiętani np. wojskowy słuchający elektro (grecka muzyka jest bez sensu. Albo o miłości albo o rozwodzie albo o miłości albo o zdradzie), saper po misjach stabilizacyjnych (Polacy wysyłają kobiety do Afganistanu, my nie).

Na ostatnie dwadzieścia kilometrów i cały kolejny dzień spadł nam z nieba Alex, młody wojskowy fucking chirurg. Nie tylko strajki, okulary i kawy się powtarzają – mamy zajebiste szczęście.

Urokliwa Kalambaka pod imponującymi skałami. Jesteśmy tacy malutcy. Niech żyją zadupia. Pierwszy grecki gyros i padamy o 20. Niech żyją greckie katakumbiczne pokoje.