Żeby wjechać do Jerycha, trzeba wytłumaczyć wszechobecnym izraelskim żołnierzom, co konkretnie będzie się tam robić. Tłumaczę więc, że będę zwiedzał większą atrakcję okolicy - górę, na której szatan kusił Chrystusa naj. Żołnierze kręcą trochę nosami, ale puszczają.
Zaraz za ich posterunkiem zawieszam na antenie arafatkę - symbol walki o wolność Palestyny. Znajomi radzili, żebym tak zrobił - auto na białych izraelskich numerach wyróżnia się wśród żółtych tablic palestyńskich.
Na Górę Kuszenia prowadzi kolejka linowa. Reklamuje się jako najniżej położona kolejka górska na świecie. Wjazd na szczyt zajmuje kilka minut, a kosztuje sporo, postanawiam więc wdrapać się o własnych siłach. Nagle pod górę podjeżdżają dwa autokary z pielgrzymami z Etiopii, a ja przypominam sobie nazwiska wybitnych etiopskich biegaczy. Dlaczego? Bo czarni bracia w wierze dosłownie wbiegają pod dosyć stromą górę.
Widok z góry nie zapiera tchu w piersiach, ale jest przyjemny. Tutaj Chrystus pościł czterdzieści dni. Zastanawiam się chwilę, czy umiałbym tak samo...
Nie, nie umiałbym. Prosto z góry idę na talerz ukochanego humusu - pasty z ciecierzycy, którą mógłbym jeść na kilogramy.
Z radością odnotowuję, że ceny w Palestynie są o ponad połowę niższe niż w Izraelu. Samo Jerycho słynie z malutkich, pysznych bananów. Pytam sprzedawców, jak to możliwe, że dwie torby warzyw i owoców mam u nich za cenę paczki ziemniaków w Izraelu.
- Izraelczycy biorą wszystko ze swoich kibuców - mówi arabski sprzedawca. - Kibuce są drogie, ale kupowanie tam to objaw patriotyzmu. My sprowadzamy z Egiptu i Syrii, gdzie jest tanio.
- Szkoda, że hotele nie są takie tanie - wzdycham, bo Palestyna oferuje wyłącznie wyższą półkę cenową. Niespodziewanie sprzedawca warzyw bierze mnie na noc do siebie do domu. - Tylko nie chrap, bo cię wygonię z powrotem do Izraela - śmieje się.