Spaliśmy w hotelu ile było można, po czym wyruszyliśmy na miasto. Prawie cały czas spędziliśmy w parku (komspomolskim, nota bene), dzieci bawiły się na karuzelach i innych atrakcjach, zjedliśmy obiad nieopodal, w restauracji poleconej przez taksówkarza, wróciliśmy do parku na lody i kolktaile... caly czas wyczekując wieści z serwisu.
Pierwsza była taka, że spalił się jakiś czujnik, a bez niego samochód nie odpali. Czujnika nie mieli na składzie, pojechali szukać używanego, a i to tylko dlatego, ze Wasyl ma znajomego w Peugeocie we Lwowie i ten telefonicznie popchnął sprawę. Czujnika nie znaleźli, ale mieli im przysłać ze Lwowa. tylko że dopiero o 19.oo. Zostali nawet po godzinach, żeby go wymienić.
Wymienili i ... d.pa. Samochod odpalił, ale sprzęgło do wymiany.
Pojechaliśmy do Lwowa pociągiem, co też bylo swojego rodzaju atrakcją - mały pierwszy raz w życiu jechał pociągiem, strasznie się cieszył.