Atak na Pilsko podjęliśmy jak walnięci nowicjusze - trasą pod wyciągiem. Z wywieszonymi ozorami, zziajani, spoceni i strasznie głodni dotarliśmy do schroniska, zdobywanie Pilska zostawiając na poobiedzie. Bardzo długo czekalimy na posiłek, ale jak się już go doczekaliśmy, nie było czego żałować. Dużo, gorąco i kwaśno.
Pokrzepieni mogliśmy podjąć dalszą wędrówkę...