Po jednodniowym odpoczynku, do Kairu wyjeżdżamy o 2 w nocy. Mam dylemat złapać chwilę snu czy raczej doczekać do godziny wyjazdu. Nie mam wątpliwości, że będzie to najbardziej męcząca eskapada w mojej turystycznej karierzeJ. Podchodzę do sprawy zdrowo rozsądkowo - 3 godziny snu lepsze niż nic :). Jak nigdy punktualnie wszyscy jesteśmy w autokarze. Przed nami 6 godzinna podróż. Niewiele z niej pamiętam. Będąc między snem a dniem, w stanie czuwania z zamkniętymi oczami, co jakiś czas wyglądałam przez okno za którym z każdą godziną robiło się jaśniej. I coraz wyraźniej widać było, że znowu jedziemy przez pustynię.
Około 40 km przed Kairem ruch narasta. Mijało nas coraz więcej samochodów dostawczych. Coraz większy hałas, mam wrażenie, że jedyne co słyszę to klaksony. Jedziemy szeroką aleją, po obu jej stronach niedokończone domy, do tej pory nie mam jasności czy chodzi o przepisy podatkowe czy brak pieniędzy na dokończenie budowy. Wszędzie slumsy. Na trzech pasach równolegle jedzie średnio 4 - 5 aut, a między nimi krążą przeciskając się we wszystkich kierunkach bardzo odważni, nieustraszeni wręcz ludzie. Bieda miesza się z niesamowitym bogactwem, z jednej strony najdroższe hotele świata, z drugiej ludzie mieszkający na jakichś barkach przycumowanych do brzegu Nilu, małych łódeczkach na których gromadzą swój dobytek. Ludzie bez dokumentów, a więc bez tożsamości. Żyjący z dnia na dzień. Wszędzie na ulicach mnóstwo śmieci i brudu.Kierujemy się do Śródmieścia, gdzie znajduje się pierwszy punkt programu dzisiejszego zwiedzania – Muzeum Egipskie.
Muzeum założone w1835 roku od 1900 roku znajduje się w neoklasycystycznym budynku w którym na niewielkiej powierzchni zgromadzono 120 tysięcy eksponatów, wśród nich skarby z grobowca Tutenhamona, mumie faraonów, posągi królów i królowych. Ilość eksponatów jasno określa minimalny czas zwiedzania, należałoby spędzić tam co najmniej dzień. Mamy 2,5 godziny! W oczekiwaniu na przewodnika i bilety spaceruję wokół. W ogrodzie znajduje się galeria popiersi znanych archeologów egiptologów, a wśród nich popiersie profesora Kazimierza Michałowskiego. W nabożnej ciszy rozpoczynamy zwiedzanie. Wcześniej zabrano nam aparaty fotograficzne i kamery. W półmroku, w słabo oświetlonych korytarzach i salach znajdują się skarby co do wartości których, trudno mieć jakiekolwiek wyobrażenie. Wszystkie pochodzą z odkrytego przypadkiem w 1922 roku, w chwili gdy na wyczerpaniu były środki lorda Carvarona, przez angielskiego archeologa Howarda Cartera, nienaruszonego i zabezpieczonego pieczęciami sprzed 3000 lat grobowca, młodego, bo zaledwie 20 letniego faraona Toth-ankh-amon'a. Piękna złota pośmiertna maska Tutenhamona, złote rydwany i biżuteria, tak misterna i pięknie wykonana, że budzi nie tylko zachwyt, ale i podziw dla umiejętności ówczesnych złotników, ich gustu i precyzji wykonaniaJ. Oglądamy łuki, łoże faraona i jego tron, naczynia i broń. Wszystko to co mogło przydać się faraonowi w życiu po śmierci. A wszystko wykonane z alabastru i złota. Posągi faraonów mają po kilka metrów wysokości. Z poczuciem niezaspokojenia wychodzimy z muzeum.
Jeszcze tylko chwila w sklepiku, gdzie koniecznie trzeba coś kupić i jedziemy do perfumerii.Można dostać zawrotu głowy od zapachów i ilości perfum w szklanych, różnych kształtów flakonikach. Wszystko reklamowane jako jedyne i oryginalne olejki z których wyrabia się w Europie wody toaletowe i perfumowane. Mam na ten temat wyrobioną opinię. Nie daję wcisnąć sobie ani Królowej pustyni (podobno żeńska viagra) ani jej męskiego odpowiednika czyli Ramzesa II czy jeszcze innego imiennika wielkiego faraona. Z jednej strony ta godzina jest dla mnie czasem straconym, gdybym miała wybór wolałabym zostać w muzeum, z drugiej podziwiam starania i zdolności marketingowe sprzedawców. Wszyscy są uśmiechnięci i przekonujący: za takie małe pieniądze oferują najlepszy na świecie towar :).Wreszcie coś na co czekamy wszyscy. Wyruszamy w stronę Gizy. Każdy wbija wzrok w szyby autokaru. I nagle, zupełnie niespodziewanie, jeszcze zanim wyjechaliśmy z Kairu, po lewej stronie widać zarys piramid. Widok jest tak bajeczny, że wręcz nierzeczywisty. Dojeżdżamy do Gizy.
To tu znajdują się najbardziej imponujące budowle starożytności, z których jedna, piramida Cheopsa uznana została już w starożytności za jeden z 7 cudów świata. Wybudowane w 25 wieku p.n.e. piramidy Cheopsa, jego syna Chefrena i wnuka Mykerinosa są ostrosłupami o podstawie kwadratu. Największa z nich ma podstawę o boku 230 m i wysokość 147 m i zwana była Horyzontem Cheopsa, niższa piramida Chefrena ma 137 m wysokości, a najmniejsza Mykerinosa tylko 65 m wysokości. Wokół nich znajdują się piramidy satelitarne poświęcone żonom i dostojnikom państwowym. Mam wrażenie, że wszystko dzieje się obok mnie. Przez głowę z prędkością błyskawicy przelatują mi różne zasłyszane i zapamiętane fragmenty artykułów o tajemnicach piramid, wyprawie Napoleona do Egiptu. W uszach brzmi zdanie: Żołnierze, 40 wieków patrzy na was… Nie wierzę, że tu jestem…Nieopodal piramidy Chefrena ustawiono potężną rzeźbę Sfinksa. Wyrzeźbiony w wielkim bloku piaskowca ma głowę faraona osłoniętą szeroką chustą i ciało lwa. Zniszczony nie tylko przez żołnierzy francuskich w 1798 roku, którzy z jego twarzy uczynili podobno tarczę strzelniczą, ale i przez trzęsienie ziemi, a przede wszystkim zerodowany przez deszcze i wiatry, długi na 57 m i wysoki na 20 m monument jest w stanie ciągłych renowacji.
Przed nami obiad w restauracji położonej blisko jednego z najstarszych i najdroższych hoteli kairskich. Kąpiąc się w basenie hotelowym spoglądać można na piramidy. Miłą przerwę w podroży poświęcamy refleksjom o tym co zobaczyliśmy.
Jeszcze tylko wizyta na wielkim bazarze i powrót. Zostało tak mało czasu, że wykorzystujemy go na szybkie zakupy. Wiadomo chałwa, arafatki i skarabeusze, figowy dżem i bawełniane podkoszulki to typowe souveniry z Egiptu, a tu wybór wielki. Żałuję, że nie ma czasu na wypicie z miłymi Egipcjanami szklaneczki herbaty lub kawy.
Wyruszamy w drogę powrotną. Przejazd przez miasto ma charakter japońskiego zwiedzania; na prawo… na lewo… Wszyscy z aparatami przyklejonymi do szyb autokaru. Kompleks budowli miasta umarłych, cmentarza zamieszkałego przez ludzi, których protoplaści byli strażnikami grobów bogatych Egipcjan, zbiorowisko biedoty, ludzi którzy żyją bez prądu, a w piwnicach swoich domów mają szczątki swoich przodków. Przejeżdżamy obok przepięknego olbrzymiego alabastrowego meczetu wewnątrz cytadeli górującej nad miastem. Mam wrażenie czegoś niedokończonego, tak jakby pokazać dziecku lizak przez szybę. Wracam rozczarowana, bo tak niewiele widziałam. Dochodzę do wniosku, że mój niedosyt jest tak wielki, że na pewno tu wrócę. Nie wiem kiedy, ale na pewno.
Rozpoczyna się długa podróż powrotna.