Podróż Włochy południowe - Amalfi- upadła potęga



W: Po wyjeździe z Sorrento zaczął się autostopowy etap naszej podróży. Gdzieś na krętej drodze na Wybrzeżu Amalfitańskim zatrzymało się pierwsze auto. Pierwsze i najbrudniejsze, brudniejszego już nam się nie udało później złapać. Przykleiłem się do siedzenia, na desce rozdzielczej kurz prawie zasłaniał przyciski, a pod nogami miałem stertę gazet. Ale najważniejsze, że połykaliśmy kilometry. I tak kolejne samochody, raz z klimatyzacją i skórzanymi siedzeniami, raz ledwo utrzymujące ciężar dodatkowej dwójki pasażerów i ich plecaków, wiozły nas na południe.

T: Do Amalfi chciałam pojechać, odkąd dowiedziałam się o niezwykłej historii tego miasta. Leżało na przecięciu szlaków handlowych a jej żeglarze przemierzali niegdyś całe Morze Śródziemne. Były czasy, kiedy Amalfi, dziś będące niedużą wioską, konkurowało z takimi portami jak Wenecja, Genua czy Piza. Najazdy Normanów, złupienie miasta przez pizańczyków oraz trzęsienie ziemi doprowadziły w XII wieku do upadku tej kwitnącej republiki.

Do dziś w mieście pozostało świadectwo czasów chwały Amalfi- Katedra. Wybudowana w bogatym stylu bizantyjskim wygląda olśniewająco w promieniach słońca. Jej fasada jest harmonijnym połączeniem złotych ornamentów i chłodnego kamienia.

Poza wspomnianym placem, główną uliczką pełną barów i sklepów i uroczymi bocznymi zaułkami w Amalfi warto zobaczyć jeszcze jedno miejsce- kamping u Williego.

Kiedy dotarliśmy do Amalfi był już wieczór i ostatni autobus do polecanego przez przewodnik schroniska już odjechał. Włoch, którego poprosiliśmy o radę odpowiedział bez wahania: jedźcie do Williego! Po chwili prowadził nas do kawiarni, gdzie rozparty przy stole pan o aparycji ojca chrzestnego wykonał telefon i "wszystko załatwił". Mieliśmy wsiąść do autobusu, uprzedzić kierowcę, że ma nas wysadzić między przystankami, koło Williego. Tam miał już ktoś na nas czekać.

Wszystko to wydawało się nieco dziwne, ale nie mieliśmy specjalnego wyboru. Autobus piął się w górę górskimi seprentynami, aż w końcu w zostawił nas gdzieś przy drodze. Istotnie- ktoś na nas czekał. Młody Anglik kazał nam iść za sobą i okazało się, że nie był to koniec wspinaczki. Musieliśmy z ciężkimi plecakami pokonać kilkaset stromych stopni by znaleźć się ostatecznie u Williego. Owo znane wszystkim w Amalfi miejsce to zwykły biały domek otoczony ogrodem, w którym pewien Anglik, Willy, prowadzi schronisko. Mieszkające tam międzynarodowe towarzystwo zaproponowało nam zaraz gorący makaron oraz zajęcie jednego z rozstawionych w ogrodzie namiotów. 

Wieczorem usiedliśmy na werandzie z bratem Williego, który opowiedział nam przy kieliszku romantyczną historię tego domu. Otóż dziadek Williego, żołnierz, wylądował w Amalfi w czasie drugiej wojny światowej. Żołnierze mawiali, że jeśli pokona się tysiąc stopni, prowadzących od plaży w górę dojdzie się do domu, gdzie mieszka pewna piękna Włoszka... Ale komu chciałoby się iść taki kawał? Właśnie dziadkowi Williego, który wspiął się po schodach i na szczycie poznał kobietę swojego życia. I tak, po latach, Willie stał się posiadaczem tego uroczego domku. Tyle mniej więcej zrozumieliśmy z poplątanej historii, którą opowiedziano nam tego wieczora. 

 

 

  • Amalfi katedra
  • Amalfi schody
  • Amalfi willie
  • Amalfi
  • Amalfi2
  • Image00051