Podróż SYNAJ KLEJNOT NATURY - RAS MOHAMMED , KOLOROWY KANION I BLUE HOLE



RAS MOHAMMED Ras Mohammed to wizytówka Synaju. Wspaniałe rafy koralowe, woda mieniąca się wszystkimi odcieniami błękitu, uskoki tektoniczne, unikalne drzewa namorzynowe, wspaniałe plaże –słowem wszystko czego turysta może zapragnąć. Z dwóch opcji zwiedzania parku –ze statku (opcja dla podziwiających rafy) i drogą lądową –wybrałem tą drugą. Jak już wspomniałem wycieczkę organizowało biuro Ciao Carlo.  Zgodnie z planem przed dziewiątą pod hotel podjechał niewielki busik, w którym oprócz kierowcy i przewodnika (angielskojęzycznego) znajdowały się jeszcze dwie osoby z Włoch. Cała ekipa liczyła więc sześć osób co znacznie ułatwiło zwiedzanie.  Po pierwszym krótkim postoju przy wjeździe do parku, ruszyliśmy w kierunku pierwszego punktu widokowego. Było na co popatrzeć. Strome piaszczyste zbocza okalały spokojną zatoczkę wdzierając się w jej turkusowe wody. Daleko na horyzoncie mała flotylla stateczków właśnie zajmowała miejsca nad rafami. Był to jeden z piękniejszych widoków jakie do tej pory widziałem. Nim zdążyłem ochłonąć z wrażenia już zdążyliśmy minąć bramę Allacha i znaleźliśmy się w najbardziej na południe wysuniętym kawałku półwyspu Synaj. Tutaj opuściliśmy nasze pojazdy i dalsze zwiedzanie kontynuowaliśmy już pieszo.  Nadszedł czas na największą atrakcję lądowej części parku –na drzewa namorzynowe. Porastały one spokojną zatoczkę, tworząc niezwykły widok. Korzenie zanurzone były w słonej wodzie Morza Czerwonego, a na liściach znajdowały się maleńkie grudki soli. Każde drzewo miało system filtrujący wodę morską (to te małe patyczki wystające na kilka centymetrów z wody). Myślałem, że widziałem już wszystkie odcienie wody morskiej – ale szybko się przekonałem, że jeszcze mi do tego daleko. W tym niewielkim kanaliku błękit mieszał się z turkusem tworząc nowe odcienie.  Po zapoznaniu się z tymi unikatowymi na skalę światową tworami natury poszliśmy zobaczyć kilka miejsc po trzęsieniu ziemi, w których nagromadziła się woda. Szczeliny nie były zbyt wielkie, ale na wszelki wypadek otoczono je kamieniami, ponieważ urzeczony pięknem krajobrazu turysta mógłby przypadkiem, którejś nie zauważyć. Kilkadziesiąt metrów od uskoków, znajduje się Magiczne Jezioro, będące kolejną spokojną zatoczką otoczoną skałami i piaskiem. Owa magiczność bierze się stąd, że na dnie znajduje się dużo żelaza, co powoduje z kolei zmianę barwy wody w zależności od pory dnia. Cóż my nie mieliśmy aż tyle czasu by to sprawdzić, ale wystarczająco dużo by się nieco ochłodzić.  Ostatnim punktem zwiedzania była wizyta na wspaniałej piaszczystej plaży, gdzie mogliśmy podejrzeć nieco podwodne atrakcje parku. Po wejściu do wody trzeba było przejść jakieś trzydzieści metrów by dojść do głębiny przy której zaczynały się rafy. Jednak tego dnia prąd był dosyć silny więc nie szalałem zbytnio, trzymając się raczej płycizny. Ale mimo to udało się mi zaobserwować kilka ciekawych okazów, wśród których najokazalsza była duża skrzydlica, pływająca tuż podemną. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że może być bardzo niebezpieczna, dobrze że jej nie głaskałem.  Reasumując wycieczka jest absolutnie punktem obowiązkowym, dla każdego turysty odpoczywającego w Sharm.

 

  KOLOROWY KANION I BLUE HOLE

 

 Wycieczka do Kolorowego Kanionu była ostatnią przygodą na Synaju. Celowo zostawiliśmy tą przyjemność na sam koniec pobytu, aby się nieco zaaklimatyzować. Pod koniec czerwca w kanionie jest naprawdę gorąco, a my chcieliśmy się tam dobrze bawić, a nie chować się w cieniu.  Wcześnie rano pod hotel podjechała Toyota z napędem na cztery koła, w której oprócz naszej trójki i dwojga znajomych siedział również kamerzysta z przedpotopową  kamerą i przewodnik. Przewodników było w sumie dwóch –niestety odniosłem wrażenie, ze strasznie się męczyli na tej wycieczce. Całościowo nasza karawana liczyła dwa pojazdy. Do kanionu jechaliśmy przez większość trasy asfaltową drogą, która w drodze powrotnej się zaczęła topić. Prawdziwe atrakcje zaczęły się kiedy minęliśmy Nuwajbę i zjechaliśmy z drogi. Zaczęła się prawdziwa jazda terenowa, podczas której kierowcy wyprzedzali się na przemian, a my lataliśmy po całym samochodzie. Syn był wniebowzięty, reszta pasażerów -różnie. Mijaliśmy zasieki z drutu kolczastego, który był pozostałością po wojnie z Izraelem. Podobno w okolicy znajdują się jeszcze miny z tamtego okresu. Po szaleńczej jeździe mogliśmy w końcu rozprostować nogi i spojrzeć na rozciągający się pod nami przepiękny widok kolorowych skał. Jeszcze tylko zapakowanie do torby termoizolacyjnej butelek z wodą i można ruszać. Cały spacer po kanionie trwa około dwóch godzin. Zaraz po zejściu na dno kanionu zobaczyliśmy pierwsze kolorowe skały, których intensywność barw była zdumiewająca. W pobliży czerwonej skały natknęliśmy się na zielony krzak, który jakby ignorował warunki panujące wokoło i rósł sobie beztrosko. Ponoć jego liście są trujące i dlatego się ostał. Tuż obok zobaczyłem piękną zielono-żółtą jaszczurkę, która beztrosko wylegiwała się na kamieniu. Z każdym metrem stawało się coraz ciekawiej. Skały zaczęły się zbliżać do siebie i piąć coraz wyżej do góry. Po chwili byliśmy już w wąskim skalnym kanionie, gdzie miejscami było tak wąsko, że trzeba było iść gęsiego. Skały mieniły się coraz to nowymi barwami i wzorami, które w wielu miejscach przypominały malowidła naskalne z epoki kamienia łupanego.  Po kilkunastu minutach karawana się zatrzymała. Przed nami pierwsza przeszkoda. W najwęższym miejscu kanionu dalszą drogę zagradzał wielki głaz, który zawisł pół metra nad ziemią. Był na tyle wielki, że przejście nad nim było niemożliwe, jedyną alternatywą było przeciśniecie się pod nim. Dobrze, że byłem przed obiadem –jakoś mnie przepchali. Kilkanaście minut później kolejna atrakcja, tym razem trzeba skakać.  W pewnym momencie kanion nagle się otworzył i ponownie wyszliśmy na otwartą przestrzeń. Ponownie pojawiły się krzewy, tym razem w większej ilości. Po opróżnieniu trzeciej butelki wody ruszyliśmy dalej. Skały zaczęły się zmieniać. Co róż widziałem jakieś fantastyczne kształty, przypominające zwierzęta, rośliny, ludzkie twarze. Szczególnie jedna skała utkwiła mi w pamięci – do złudzenia przypominała ona głowę węża. Widok był niesamowity, przestałem nawet zwracać uwagę na wspaniałe kolory.  Podczas ostatniego postoju przy wyschniętym drzewie, zobaczyłem siedzącą pod skałą beduinkę przy której spacerowała mała koza. Była to pierwsza mieszkanka tych terenów, jaką spotkałem podczas tej wycieczki.  Ostatnim wyzwaniem była krótka wspinaczka po skałach, które oddzielały nas od naszych pojazdów. Cała grupa sprostała wyzwaniu, choć były osoby, które na górze miały wszystkiego dość. Pomimo, iż rezydentka odradzała ta wycieczkę w czerwcu, uważam że warto się tam wybrać nawet w okresie największych upałów. Jeżeli tylko jest się odpowiednio ubranym, posiada nakrycie głowy, okulary przeciwsłoneczne i odpowiedni zapas wody (najlepiej schłodzonej) to nie ma żadnego problemu. Trudy wędrówki są niczym w porównaniu z wrażeniami jakie dostarcza to wspaniałe miejsce.  Kolejnym punktem była Nuwajba, w której zaplanowany był obiad. Zatrzymaliśmy się w knajpce tuż przy morzu. A że mieliśmy tu około godzinki czasu to nie tylko zjeść obiad zdążyliśmy ale również nacieszyliśmy się tutejszą kamienistą plażą. Po drugiej stronie zatoki rysowały się przed nami góry Arabii Saudyjskiej, a przez sam jej środek przepływał wielki transportowiec. Woda była wspaniała, ciepła, przeźroczysta i zachęcająca do kąpieli.  Ostatnim punktem wycieczki była wizyta w osławionym Blue Hole w Dahab. Dużo słyszałem o tym miejscu i z niecierpliwością wyglądałem przez okno wyglądając słynnej dziury w morzy. Po drodze widziałem kilka innych wspaniałych miejsc przy brzegu gdzie woda mieniła się wieloma kolorami. W końcu dotarliśmy. Dla potrzeb naszej grupy przygotowany został jeden z pawilonów przy plaży, gdzie mogliśmy się przebrać i zostawić nasze torby. Uzbrojony w maskę i aparat do zdjęć podwodnych ruszyłem na podbój Blue Hole. Po drodze mijałem nurków, którzy jak mrówki na przemian wchodzili i wychodzili z wody.  Rafy zaczynają się tuż przy brzegu, do wody wszedłem po zaimprowizowanym drewnianym podeście (Easy Entry). Jeszcze tylko kilka kroków i chlup jestem pod wodą. To co tam zobaczyłem ciężko opisać w słowach – to nie rafy to prawdziwe podwodne ogrody, które chciało by się oglądać bez końca. Sam nie wiem kiedy wypstrykałem cały film. Wtedy obiecałem sobie, że wrócę w to miejsce jeszcze raz –ale na dłużej i zgłębie je w całości. Ta niecała godzinka, która mieliśmy na snurkowanie to stanowczo za mało jak na te wspaniałości. Przed wyjściem na brzeg zafundowałem sobie jeszcze mały masarz tlenowy przepływając nad nurkami pływającymi kilka metrów podemną.  W drodze powrotnej chcąc nie chcąc wstąpiłem do sklepu z papirusami i perfumami, ale po stwierdzeniu że w Hurghadzie za dużo mniejsze pieniądze mogę kupić kilka papirusów i to takich prawdziwych a nie bananowców jak tu –przestano się mną interesować.  Myślałem, że po opuszczeniu Dahab wszystkie atrakcje dnia są już za mną, ale nic bardziej mylnego. Tuż przed Sharm, blokada policyjna uniemożliwiła nam przejazd do hotelu normalną drogą. Przewodnik wyjaśnił nam, że w kurorcie bawi Mubarak, który przyjmuje delegacje państw afrykańskich z okazji jakiegoś szczytu i droga jest zamknięta. Cały Egipt. Na szczęście dysponowaliśmy odpowiednim pojazdem i pojechaliśmy na przełaj- gorzej mieli ci, którzy utknęli w autobusach. Po kolejnym odcinku specjalnym znaleźliśmy się w końcu przed hotelem. Z całą pewnością była to pomimo najsłabszych przewodników najlepsza wycieczka, która jest punktem obowiązkowym dla wszystkich turystów na Synaju.