Zaledwie 20 km na północ od Omiša znajduje się drugie co do liczby ludności miasto Chorwacji (pierwsze miejsce dzierży oczywiście stolica). Split, bo o nim mowa, dla wielu turystów jest dość istotnym punktem podróży. Jedni chcą zwiedzić nietypową starówkę, inni przyjeżdżają tu aby wejść na pokład jednego z wielu promów odpływających ze Splitu w kierunku chorwackich wysp i półwyspu Apenińskiego.
Ścisłe centrum ma dokładnie 215×181metrów. Dokładnie tyle, bo takie wymiary miał (a w zasadzie wciąż ma) słynny pałac Dioklecjana. Wewnątrz murów starożytnej budowli Chorwaci zbudowali na przestrzeni wieków przeszło 200 budynków, w których dziś mieszka ok. 3 tys. osób. Chociaż pisanie „wewnątrz” jest tu lekkim nadużyciem, gdyż w wielu miejscach fragmenty starożytnej budowli stały się elementami konstrukcyjnymi później wzniesionych budynków. Zabytki Splitu stanowią niesamowitą mieszankę: Dioklecjan był cesarzem Rzymu, więc jego siedziba utrzymana jest generalnie w stylu romańskim i korynckim; tuż przy wejściu czuwa egipski sfinks z czarnego granitu – początkowo jeden ze strażników grobu Dioklecjana; położony już poza murami Trg Republike zawiera w sobie kwintesencję cesarstwa austriacko-węgierskiego, a pobliski Narodni Trg to mały kawałek Wenecji. W sumie najfajniejszym jest pobłądzić po korytarzach pałacu (ups, miałam na myśli oczywiście uliczki Starego Miasta).
Należy jeszcze zadbać o swoje szczęście. W tym celu należy udać się na północny skraj Starówki. Po przejściu Złotą Bramą (zdecydowanie mniej Złota niż nasza Gdańska) widać już ogromny pomnik biskupa Grgura Ninskiego (czyli po naszemu Grzegorza z Ninu). Grgur był biskupem Chorwacji w X wieku i zasłynął wprowadzeniem ojczystego języka do liturgii. Dotknięcie dużego palca lewej nogi pomnika ma przynosić szczęście. Ale uważajcie – pomnik stoi w pełnym słońcu i dość mocno się nagrzewa – długo tego palucha nie potrzymacie :)
Split jest dość gwarnym i zatłoczonym miastem (choć niewątpliwie są miasta, gdzie tłum i zgiełk bardziej dają się we znaki). My zapamiętamy jedno „zjawisko” dość mocno nasilone w Splicie. Prawie na każdym rogu, w każdej mijanej kafejce czy knajpce stał lub siedział jakiś staruszek. Z gazetą w ręce, czasem z kawą lub zimnym napojem na stoliku obok zarabiali na swój wikt i opierunek. „Sobe! Zimmer! Room!...” – nagabują w różnych językach przechodniów, choć tak naprawdę władają tylko chorwackim. Niektórzy są nawet wyposażeni w foldery czy zdjęcia. W żadnym innym odwiedzanym przez nas mieście nie było to tak nagminne.
Na koniec wizyty w Splicie dobra rada dla zmotoryzowanych. Przewodniki i znaki polecają parking tuż przy Starówce. Wciśnięty między port promowy a Stare Miasto jest rzeczywiście spory, ale… Po pierwsze wbrew przewodnikom znalezienie na nim wolnego miejsca wcale nie jest proste. A po drugie jest to jeden z droższych w Chorwacji postojów (10 kun za pierwszą godzinę, stawka później wzrasta). Jeżeli nie straszne Wam dodatkowe kilka minut marszu, polecam zrobić rundkę lub dwie po uliczkach dojazdowych i wyjazdowych z parkingu. W ten sposób można sporo zaoszczędzić (dosłownie kilka metrów od głównego parkingu płacimy już tylko połowę stawki) a dodatkowy spacer wyjdzie Wam tylko na zdrowie.