Przyjechaliśmy do Hopa i problem. est jakieś święto muziłmańskie a my bez grosza, nie ma gdzie wymienić pieniędzy a pić sie chce jak cholera. Idę do sklepiku, proponuje zapłatę w euro, Turek odmawia i za darmoche częstuje nas kawą, piwem i colą. Dobry zacny człowiek. Pokaże nam jeszcze hotel za grosik, w recepcji godza się bysmy zapłacili jutro, jednak jeszcze tego samego dnia udaje nam się Wymienić pieniądze. Hotel jest bardzo przyzwoity. Same miasto ma swój klimacik, zupełnie nie podobny do zeuropeizowanego Stambułu. W Hopa spędzamy dwa dni. Rano budzą nas zawodzenia wzywające muzułmanów do modlitwy. Spać nie można bo ryczą do potężnych megafonów ustawionych na minaretach. Myślimy co robić dalej, ciągnie nas do Syrii i Libanu ale boimy się, że zabraknie nam pieniędzy, chcemy jechać pod Ararat, odradzają nam (Kurdowie, porwania, a czasem strzelanina). Postanawiamy jechać do Stambułu przez Ankarę. Na dworcu autobusowym okazuje się, że bilety do Ankary kosztują prawie tyle samo co do Stambułu, choc Ankara jest niemal w połowie drogi. Później w Ankarze musielibyśmy kupic nowe bilety, a więc zapłacilibysmy dwa razy tyle. Rezygnujemy z Ankary i jedziemy prosto do Stambułu. Ankarę oglądamy z okien autobusu.