Drugi etap (20 km): I to jest ta ciekawsza część podróży, gdyż port Aegiali leży właściwie na drugim końcu wyspy w opozycji do wioski Vroutsis (genialna nazwa, jakżeby tam nie Vrócić !). Druga w nocy, wszystko pozamykane (himona czyli zima...), trochę zamieszania po wyładunku, prom ginie w oddali, garstka ludzi w kilka minut wsiąka między budynkami.
Zostajemy sami i nie możemy się zdecydować czy wynająć jakiś pokój na noc w porcie (też wątpliwe), czy też próbować się dostać do ziemi obiecanej pod nazwą Vroutsis. Nasze niezdecydowanie brutalnie przerywa kierowca zdezelowanego busa, który teraz coś gdzieś zawiezie, ale zaraz vróci i łaskawie zawiezie nas do Vroutsis za jedyne 40 euro. Jak można przewidzieć nie byliśmy w stanie oprzeć się tej niesamowitej ofercie. Jak również można było przewidzieć za chwilę vrócę zmieniło się w godzinę - ale przyjechał!
No to jedziemy, za oknem zakręty i skały, skały i zakręty i gęsty mrok, żadnego wielkiego błękitu, żadnych plaż, żadnych miejscowości, żadnych ludzi. Trochę się śmiejemy i żartujemy, ale w każdym kiełkuje powoli pytanie: co my tu robimy ? Po czterdziestu minutach szalonej podróży odkładamy kiełkowanie na później, gdyż podobno jesteśmy już w wiosce Vroutsis, żegnamy się z kierowcą i ruszamy w poszukiwaniu 'ostatniej chaty we wsi'.
Poszukiwania nie trwały jednak długo, gdyż rzeczywiście na końcu wsi, skalistą dróżką trochę w dół odnajdujemy naszą chatę. Jest taka jaka miała być to jest bez prądu, gazu i innych udogodnień, ale z wodą na dziedzińcu! Jeszcze tylko zgodnie z warunkami wynajęcia wykonujemy poszukiwania klucza pod kamieniem w określonym miejscu (!) i drzwi ostatniej chaty we wsi Vroutsis stoją dla nas otworem ! A z rana... Z rana obudziły nas takie widoki.