Jako, że najbliżej naszego miejsca postojowego była Chania udaliśmy się tam drugiego dnia pobytu ale zupelnie spontanicznie i bez analizowania pozwoliliśmy naszym stopom podążac dalej i dalej przez nieznane nam ulice.... Co dla mnie było wyjątkowe to dojazd autobusem i sprzedaż biletów przez osoby, które były jakby prawą ręką kierowcy autobusu. Zawsze była to jedna osoba ale na trwałe chyba zapisze się w mojej pamięci pani, która po naszym wejściu do autobusu kazała nam usiąśc i poinformowała nas, że zaraz podejdzie. Tak , tak podeszła-owe zaraz znaczyło nie od razu z racji, że pani musiała najpierw skończyc paczkę ciastek , którą dopiero co (według mnie) zaczęła pochłaniac. Wracając do Chani-piękne, malownicze miasto o niesamowitych kontrastach. Nowe wyrasta na starych ruinach o czym mogliśmy się przekonac błądząc w najwęższych i niesamowicie kolorowych uliczkach. W którymś momencie znaleźliśmy się bardzo blisko murów obronnych i wówczas rozpoczęła się kolejna częśc naszego zwiedzania-poszukiwania weneckiej latarnii morskiej. Port najpiekniejszy na całej wyspie otoczony jest przejrzysta wodą o barwie gdzieniegdzie szmaragdowej a w innej części granatowej. Wiatr gnał ku brzegom fale i plątał nam włosy a słońce nie pozwala tu odetchnac.
Chania jest jednym z najstarszych miast na swiecie. Tutaj również odkryto ślady kultury minojskiej-pałac lub willę wraz z tabliczkami z pismem linearnym oraz pieczęciami przedstawiajacymi miasto minojskie - ówczesną Kydonię ponieważ tak nazywano kiedyś Chanię. Za czasów okupacji weneckiej powstały dzisiejsze wspaniałe mury obronne a po zdobyciu jej przez Turków-meczet Janczarów. Po okupacji tureckiej Chania została stolicą Krety aż do 1971 roku.
Miasto rzuciło nas na kolana! Takiej mieszanki nie widziałam już dawno.... Wróciliśmy do hotelu pełni wrażeń i planów na następne dni.