Tym razem zachcialo mi sie spedzic swieta w cieplym klimacie i na swoja druga wizyte na Kube wybralem ostatni tydzien grudnia. Varadero - z zalozenia mialo sluzyc za miejsce wypadowe do Havany a ze samo w sobie jest miastem - mialem nadzieje na lyk "autentycznej kubanszczyzny" w ramach ucieczki od nudnej [dla mnie] plazy. Niestety - jest ok na jedno badz dwudniowke do Havany, ale miasto jest tylko i wylacznie podporzadkowane turystom - przez kilkanascie kilometrow plazy ciagna sie resort za resortem. Ludzie - jak na Kube, nieprzyzwoicie bogaci z opanowanym do perfekcji odruchem "wyciagnietej reki". Na ulicach mnostwo przeroznej masci cwaniaczkow [kazdy oczywiscie z dostepna od pol roku komorka w reku] przemieszanych z umundurowana badz nie policja, pracownikami hoteli, restauracji badz sklepow i panienkami lekkich, jak ich ubranka, obyczajow.
Na kwatere wybralem Barlovento Hotel - bo mial byc cichy, maly i w miescie - a byl glosny, maly i ... rzeczywiscie polozony po tej mniej ciekawej stronie miasta. Inaczej mowiac - nie polecam. Niespecjalnie interesuje mnie siedzenie i picie 24 godz na dobe przy barze, badz lezenie plackiem na plazy. W Varadero - niestety nie ma rafy - tym samym odpada snorkowanie jako jedna z atrakcji.
Udala sie jedynie wyprawa paro-kilometrowa sciezka "lesna" gdzie nadzialismy sie na weza, zobaczylismy kilka kopcow termitow i kosci pochowanego kilkaset lat temu - tubylca, oraz [juz mniej atrakcyjna] awaria wypozyczonego skutera - odpadl tlumik kilkanascie kilometrow od wypozyczalni:).
Varadero - nigdy wiecej:)