Mieszkaliśmy w domu historyków sztuki, marzeniem gospodarza była talia kart. Zwyczajnych kart do gry, których na Kubie nie mógł nigdzie kupić. Po powrocie do Polski zorganizowałam wysyłkę kart (dzięki uprzejmości innych podróżników) i nasz gospodarz z Baracoa do dzisiaj na pewno ma osiem talii piatników :)
W poniedziałki są "niezapowiedziane" kontrole urzędowe więc nie mogliśmy zjeść wspólnie kolacji z naszymi znajomymi, którzy mieszkali w innej casa particulares. Zgodnie z prawem posiłki w casa particulares mogą jeść tylko Ci, którzy wynajmują w niej pokoje. Wspólne biesiadowanie z innymi mogło by być odebrane jako "prowadzenie działalności restauracyjnej" - nielegalne oczywiście! W pozostałe dni tygodnia nie było problemu :)
Co wieczór popełnialiśmy też przestępstwo, jedząc langusty przygotowywane przez nasze gospodynie. Jest to danie legalnie podawane jedynie w restauracjach, jako "dobro narodowe Kuby" za które turyści zobowiązani są płacić państwu... My jako wywrotowcy zamawialiśmy te nielegalne frykasy u naszych gospodarzy. Żaden gospodarz nie zaoferuje Ci sam z siebie langusty, ale jeżeli ty wyjdziesz z taką inicjatywą to bądź pewien, że czeka Cię niebo w gębie :)