Podejście tego dnia nie okazało się takie straszne jak mogłoby się wydawać. Pierwsze 600m się wygodnie wchodziło po schodach, dalej dużo trawersowania i chodzenia góra-dół. Chyba się wyrobiliśmy, bo spokojnie skracamy Kurczabowskie czasy nawet na podejściach. Dzięki temu, że ruszyliśmy o 8 rano, to na miejscu byliśmy już o 14 i załapaliśmy się na pokój w hotelu Hungry Eye (o dziwo, ta wydawałoby się absurdalna nazwa występowała dalej na szlaku dość często).
Hotel zdaje się prowadzony przez 15-letnią dziewczynę, która jest jedynym widocznym członkiem obsługi. Całkiem sympatycznym zresztą. A z pokoju widok na trzy strony świata. Chwilowo to nie ma znaczenia, bo wszędzie chmury, ale rano może być uczta dla oczu, choć i tak pewnie zawitamy na Poon Hill.
Z innych spraw, to na drodze, tuż przed Ghorepani, zatrzymała nas maoistowska barykada. Komunistyczna Partia Nepalu prosi turystów o dobrowolny datek na rzecz partii. Słyszeliśmy o tym procederze wcześniej, że podobno dobrowolny datek wynosi RS 2000, co jest niemałą kwotą, bo tutaj można się spokojnie 3 dni za to utrzymać. Szczęśliwie od nas zażyczyli sobie jedynie RS 200 i, zaskoczeni tak niską kwotą, nawet nie pomyśleliśmy, żeby się targować. Choć, trzeba przyznać, że to i tak wysoka cena jak za mizerne przedstawienie jakie odstawili - żadnych mundurów, broni, jedna flaga i ławka ustawiona w poprzek drogi robiąca za barykadę. No i pozostaje jeszcze niesmak moralny wsparcia organizacji, która podkładała bomby i paliła autobusy. I pisze ulotki angielskim tak strasznym jak zgrzytanie widelcem po szkle.