Podróż misja pustynia, czyli syria i jordania 2007 - nie ma jak rodzinka ;p



2007-09-26

chciałyśmy się dostać stopem z malouli do klasztoru deir mar musa - choć robiło się już dosyć późno do skrzyżowania z szosą do ab nabk podwiózł nas przesympatyczny kierowca małej ciężarówki wiozącej pomidory. było miło, musiałyśmy co prawda pić sok z granatów i winogron, jaki przygotowała mu mama na czas ramadanowego postu, oczywiście z gwinta z nim na spółkę, ale co tam. na tym etapie podróży już chyba nic nie mogło nam zaszkodzić. gorsze było tylko to, że jechaliśmy najwyżej 50 km na godz., a zmrok - jakby nigdy nic - bezczelnie sobie zapadał. kiedy wysiadłyśmy na odpowiednim skrzyżowaniu, było już niemal ciemno. kierowca na do widzenia obdarował nas siatą przepysznych winogron - osłodziły nam nieco fakt, że zostałyśmy zupełnie same na pustej szosie. trudno - w zapadających ciemnościach ruszyłyśmy w kierunku świateł an nabk, podjadając sobie dla zabicia niepokoju. na dotarcie do marmusy nie miałyśmy już praktycznie szans... do najbliższego miasteczka - i tak pozbawionego jakiejkolwiek turystycznej infrastruktury - były jakieś 2-3 kilometry. i ciemna noc za naszymi plecami.

zamyślone - nawet nie machnęłyśmy na pierwszy mijający nas samochód. zresztą - kto o tej porze zabrałby dwie brudne turystki z całym ich bagażem - kto i dokąd?

odpowiedź - przyznaję - mocno nas zaskoczyła. mijający nas szerokim łukiem drugi samochód zatrzymał się jakieś 50 metrów przed nami. podjechał na wstecznym... ale miał komplet! "czego oni znowu chcą?" - pomyślałam zniecierpliwiona. w samochodzie siedziała sobie rodzinka co się zowie - rodzice i trójka dzieci. "zamierzają uciąć sobie z nami nocną pogawędkę na środku szosy?"

nie, nie chcieli. nasze bagaże zostały upchnięte w pełnym już bagażniku, a my na tylnym siedzeniu razem z trójką dzeciaków. tak wyglądają porwania turystów w syrii ;) musiałysmy być ich gośćmi, musiałysmy pojechać z nimi do ich rodziny... musiałyśmy zjeść z nimi potężną kolację, wypić hektolitry herbaty, kawy i mate... a przede wszystkim: rozmawiać. choć po angielsku znali tylko kilka słów...

tego wieczoru upewniłam się ostatecznie, że odtąd, jeśli ktoś będzie bredził w mojej obecności coś o "przysłowiowej polskiej gościnności" - będę mu się śmiać w twarz.

  • choć nie tylko! jest coraz ciekawiej
  • rodzinka z damaszku, która nas porwała
  • mama i baba
  • próba tańców arabskich
  • gerlsy rozpląsały się na dobre ;p