Do Santander przyjeżdżamy wczesnym popołudniem. Wielu nazwa ta kojarzy się z bankiem od pewnego czasu funkcjonującym na polskim rynku, a symbolem którego jest płomień. Ten płomień nie przypadek, to wspomnienie. Miasto ucierpiało w 1941 wskutek pożaru trwającego przez 2 dni. Gnany silnym wiatrem płomień zniszczył większość starego miasta i zostawił mieszkańców bez dachu nad głową. Mimo skali pożogi była tylko jedna ofiara, strażak biorący udział w akcji ratowania miasta. Wcześniej w 1893 roku zginęło prawie 600 osób gdy w porcie wybuchł fraktowiec.
W czasach rzymskich miasto nosiło nazwę Portus Victoriae (Port Zwycięstwa), obecna nazwa pochodzi od imienia świętego Emeteriusza – legionisty rzymskiego, ściętego za wiarę, głowę którego przywieziono tu jako relikwię ok.4 wieku. W końcówce wieku 12 król Alfons VIII Szlachetny ustanawia w Santander miejscowego opata rządcą osady. Za udział w rekonkwiście, oddziały rycerzy walczą o odzyskanie Sewilli, przywożą wówczas nadany ciągle jeszcze bez oficjalnych dokumentów stanowiących o mieście, herb. Wyprawy geograficzne doprowadzające do odkrycia nowych kontynentów, sprzyjają rozwojowi portu, który czerpie wielkie zyski z handlu sprowadzanymi z Nowego Świata towarami. Załamanie rozwoju i stagnacja następuje w 17 wieku, ale już w 50 lat później Santander otrzymuje prawa miejskie.
Miasto, odbudowane, a właściwie zbudowane po pożarze wg nowych planów zabudowy przestrzennej jest stolicą regionu Kantabria. Położone jest nad Zatoką Biskajską, pomiędzy Asturią a Krajem Basków. Spacerując po szerokich ulicach przedzielonych pasami miejskiej zieleni z wysokimi drzewami myślę o tym jak kataklizm może stać się przyczyną dobrego początku. Można byłoby chyba stwierdzić, że obecne Santander powstało jak Feniks z popiołów, piękniejsze i bardziej przyjazne mieszkańcom. Niewiele tu zabytków, właściwie wszystko spłonęło, jedynie katedrę ze względu na znajdujące się tam cenne relikwie straconych chrześcijańskich legionistów rzymskich, odbudowano.
Z miastem związana jest rodzina Botin, arystokraci i właściciele banku Santander. To właśnie oni poprzez Fundację Bótin sfinansowali Centro Botin, nowoczesne centrum kultury. Sam projekt autorstwa Renzo Piano, włoskiego architekta światowej renomy, zrealizowany został w czerwcu 2017 roku. Jest najwspanialszym pomnikiem rodziny mieszkającej od 4 pokoleń w Santander zajmującej się promocją, szukaniem i wspieraniem talentów tworzących bogactwo kulturowe i społeczne. Fundacja organizuje programy z zakresu sztuki, kultury i edukacji, wspiera programy dotyczące rozwoju wsi i instytucje społeczne w Kantabrii.
Centrum Kultury Botin to m.in. muzeum i galeria sztuki. Budynek ma prawie 88 arów powierzchni. Projekt inwestycji napotkał na ogromny sprzeciw mieszkańców. Wybudowanie takiego gmachu zajmującego tereny po portowym parkingu i zasłaniającego widok morza mieszkańcom kamienic strefy nadbrzeżnej możliwe było tylko dzięki deklaracji bezpłatnego i dożywotniego udziału we wszystkich wydarzeniach dla mieszkańców miasta. 2 bloki z ogromnymi oknami obramowanymi aluminiowymi ramami połączone są schodami i chodnikami z dużych płyt, ale na poszczególne tarasy można teżmdostać się windą. Budynek, dzięki usytuowaniu nad powierzchnią ziemi wzdłuż brzegu morza, wyposażono w tarasy z których rozciągają się nieprawdopodobnie piękne widoki Santander i zatoki. Zawieszenie go na słupach i kolumnach, sięgających wierzchołków drzew w otaczającym go Ogrodzie Peredy sprawia, że przypomina molo wychodzące w morze. Z tarasu rozciąga się wspaniały widok na zatokę i miasto. A przed Centrum Kultury na miejskim skwerze ustawiono nowoczesną instalację przypominającą o pożarze, kilkanaście posągów obrazuje mieszkańców gorzejącego miasta ratujących tylko swoje życie. Na skwerze tuż za pogorzelcami ustawiono pomnik José Maríi de Pereda, (6 .02.1833 - 1.03.1906) hiszpańskiego pisarza urodzonego nieopodal Santander tworzącego w języku kantabryjskim. Pochodził z rodziny gorliwych katolików hołdujących tradycyjnym wartościom. Dzięki finansowemu wsparciu starszego brata zajął się literaturą. Pierwszym dziełem był niezwykle realistyczny szkic o życiu rybaków "Escenas montañesas". Wczesne powieści były mocno kontrowersyjne, satyra rewolucji i pochwała patriarchalnego systemu rządów były protestem ortodoksyjnego katolika przeciw liberalnym tendencjom religijnym.
Od 1913 roku Santander było ulubionym letnim kurortem królów hiszpańskich. I to właśnie ze względu na koronowane głowy, nie tylko hiszpańskie, został wybudowany na Peninsula de la Magdalena piękny pałac, nazwany tak samo jak półwysep, imieniem Magdaleny. Dar mieszkańców miasta dla króla Alfonsa 13 i jego małżonki Victorii Eugenii wybudowany został w stylu angielskim na początku 20 wieku. Obecnie mieści się tam uniwersytet organizujący kursy języka hiszpańskiego, jednak jedno skrzydło jest własnością monarchii hiszpańskiej (odzyskano je dopiero pod koniec lat 70 - tych 20 wieku) i do dziś rodzina królewska zamieszkuje w czasie urlopu swoje apartamenty. Półwysep jest niewątpliwie największą atrakcją Santander, 25 ha zostało przekształconych w publiczny park z główną aleją prowadzącą do pałacu. Spacer po wysokich klifach porośniętych bujną żywo zieloną trawą jest dużą przyjemnością. Można tu spędzić cały dzień mając do dyspozycji korty, place zabaw dla dzieci, ogrody i restauracje, a także spędzając czas w mini zoo w którym zobaczymy pingwiny, morsy i foki. Zanim dojdziemy do pałacu zachwycamy się widoczną z wysokich klifów Zatoką Biskajską, panoramą miasta i uchodzącymi za najpiękniejsze w północnej Hiszpanii, plażami. Mijamy ustawione na brzegu zabytkowe galeony i syrenkę. Wszędzie sporo ludzi spacerujących tak jak i my. Część grupy decyduje się na kąpiel w oceanie. Ja udaję się w stronę miasta. Przez chwilę siedzę na ławce na skwerze z którego widzę i Plażę Wielbłąda i maleńką wysepkę z białą latarnią morską, nie pełniącą już tradycyjnej funkcji, ale można ją było zobaczyć kilka lat temu we wszystkich serwisach pogodowych, bo wtedy podczas jednego ze sztormów wysokość fal znacznie przewyższała wysokość latarnii. Udajemy się do hotelu położonego na przedmieściach miasta. Z okien pokoju mamy widok na industrialną część miasta spowitą dymami z kominów pobliskiej huty. Czar pryska w jednej chwili. Hiszpania nie jest zieloną wyspą.