Do miejsca reklamowanego przez przewodniki jako "najlepiej zachowany zespół urbanistyczny z okresu dominacji tureckiej na terytorium Bośni i Hercegowiny" docieramy późnym popołudniem.
Počitelj to niewielka wioska nad którą górują ruiny zamku, poniżej wzbija się w niebo minaret a całkiem nisko, choć na skale, widać niewielkie kamienne domki. Każdy z panujących na tym obszarze władców wniósł do zabudowy miasteczka swoją cegiełkę. A miejsce jak całe Bałkany podlegało wpływom wielu narodów. Jeśli dodać, że w ruinach rzymskiego zamku znaleźli schronienie piraci różnych narodowości, to mamy kosmopolityczny misz-masz.
Już przy parkingu rozbiło się kilku sprzedawców, którzy na prymitywnych zbitych z desek straganach oferują przybywającym turystom owoce i sok z granatów, który okazuje się shejkiem złożonym z koncentratu soku i lodu. W mieście obowiązuje całkowity zakaz ruchu kołowego, nie jest on po prostu możliwy. Jedyna kamienista droga prowadzi zboczem góry na szczyt gdzie w 15 wieku na gruzach zamku z czasów rzymskich zbudował zamek i mury obronne król węgierski. Warownia miała dać odpór tureckiej armii, która raz po raz atakowała te tereny. Zdobyła je w kilkadziesiąt lat później w 1471 roku i przez 300 lat Wielka Porta urządzała miasto wg swoich wzorców. Powstała wówczas szkoła koraniczna Sziszmana Ibrahima Paszy i meczet Hadži Alija.W czasie wojny serbsko - chorwackiej (1992 - 1995) miasteczko bardzo ucierpiało. Wielu mieszkańców zamordowano, w całkowitą ruinę obrócił się 16 wieczny meczet, serbska artyleria zniszczyła kopułę i minaret, zaś chorwacka armia wysadziła go w powietrze. Meczet został odbudowany dzięki wsparciu finansowemu rządu irańskiego.
Postanawiam, na ile pozwoli moje kolano, wspiąć się w górę. Kamiennymi schodkami i po śliskiej kamienistej dróżce pomału wędruję w stronę zamku. Wzdłuż murów rozłożyły swoje sklepiki kobiety utrzymujáce się z handlu owocami i ziołami. Nie brak i drobnych tekstyliów.Po lewej przycupnęła 500 letnia medresa, najstarsza szkoła koraniczna w Bośni nakryta sześcioma kopułami pokrytymi ołowianą blachą. Strome schody prowadzą na niewielki dziedziniec meczetu, na którym są 3 małe kramy z szalami, puzdreczkami i ceramicznymi wytworami kuchennymi. Zostawiam buty przed wejściem i wchodzę do wnętrza, którego podłogę pokrywa wełniany czerwony dywan podzielony na małe dywaniki wyznaczające miejsce do modlitwy dla każdego wiernego. Wnętrze meczetu jest surowe i dostojne. Niebieskie szybki witraży i granatowe malowidła naroży zakończone brązowo - złotymi stylizowanymi na mozaikę trójkątami są jedynymi ozdobami wnętrza meczetu. Schodzę w dół nie mogąc uciec od natrętnej myśli o wojnie bałkańskiej. O tych wszystkich jej okropnościach, czystkach etnicznych, które nikomu nic dobrego nie przyniosły.
Wracamy do Neum przekraczając granicę na machnięcie ręką.