Podróż Algieria - podróż w konwoju.... - wracamy do Ouargla



2016-11-18

W tym momencie naszej wyprawy zaczał się powrót na północ. Niestety, jak się później okazało nasze spotkania z policją i żandarmerią osiągały chwilami poziom apogeum i mieliśmy już tego serdecznie dosyć, ileż można nękać jedno autko z dalekiego kraju.

Wstaliśmy dosyć wcześnie, bo o 5:30, wypiliśmy szybką kawę, do przejechania tego dnia mieliśmy 750 km, chcieliśmy przejechać ten dystans w jeden dzień ( w poprzednią stronę zajęło nam to 2 dni).

W drodze powrotnej również jechał z nami nasz Tuareski przewodnik Sarim. Musieliśmy wrócić  do Ourgli, aby tam rozliczyć się za nasz wyjazd do parku narodowego.

 I jak tu się pospieszyć, skoro policja z eskortą przyjechała z godzinnym opóźnieniem. Ale cieszyliśmy się, że po drodze, poszczególne zmiany żandarmerii były na przysłowiowy „styk” i nie musieliśmy czekać na zmiany tak jak w poprzednią stronę.

Niestety nocleg mieliśmy znowu w Imanenes, tym samym obskurnym schronisku, w którym spaliśmy już wcześniej i w którym był syf nad syfami jeżeli chodzi o warunki noclegowe. Aż dziw, że można było brać za takie coś pieniądze.

Przyjechaliśmy tam  ok. 17:00, więc poszliśmy na miasto zjeść coś ciepłego, bo cały dzień żywiliśmy się bagietkami. Nie było nas może ze 20 minut a już ktoś poinformował policję, że wyszliśmy na miasto bez obstawy i policja znalazła nas na mieście. Tak więc do schroniska wracaliśmy już w towarzystwie tajniaków.  Ale byli grzeczni i uprzejmi, po prostu troszczyli się o nasze bezpieczeństwo a byliśmy raptem 300 metrów od noclegu.

Wszyscy byli  zmęczeni, poszliśmy szybko spać, spałam z Renatą w namiocie, na podwórku schroniska.

Nocleg za ten syf to 400 DA na osobę.

 

Następnego dnia jak zwykle wstaliśmy wcześnie rano, do przejechania mieliśmy dystans 900 km. Po śniadaniu czekaliśmy przy kawie na naszych ulubionych chłopaków z eskorty i ok. 9;30 wyruszyliśmy w dalszą drogę.

Jechaliśmy sobie, jechaliśmy, mieliśmy dwa postoje pośrodku niczego na zmianę eskorty. Około 16, znowu pośrodku niczego, żandarmeria niespodziewanie pozwala nam jechać dalej samym, nie możemy uwierzyć, że jesteśmy wolni….. 

Jak się wkrótce okazało nie na długo…

Po zmroku dojechaliśmy do Hasim al  Musud, gdzie wcześniej spaliśmy w luksusowym hotelu. Znowu zaczęły się nasze spotkania z policją. Policjanci są bardzo zdziwieni, że przyjechaliśmy bez eskorty. 

No i jak zwykle w takich sytuacjach zaczęło się czekanie nie wiadomo na co, policjanci też nie wiedzieli co z nami zrobić. Kilkakrotnie zabierali nam paszporty i oddawali. Trwało to około godziny, w końcu kazali nam jechać na komisariat.

Problemem był chyba fakt, że chcieliśmy wyjechać z miasta, gdy jest ciemno. W Algierii policja ma swoją władzę tylko w miastach i nie mogą nam załatwić konwoju poza miasto, bo to leży w gestii żandarmerii. I było już ciemno, więc nie mogliśmy wyjechać z miasta, a jak na ironię w tym mieście nie było chyba hotelu.

Podjechaliśmy pod komisariat, tam kolejne jasełka zajęły nam 3 godziny. …

Tutaj dodam, że po raz kolejny wkurzyła mnie postawa naszego Piotra, jakby nie patrzeć organizatora wyjazdu. Przy każdych problemach organizacyjnych czy spotkaniach z policją zamiast pomagać Mietkowi, który był tylko tłumaczem, siadał obok samochodu, spalał papierocha za papierochem, a cały ciężar załatwienia sprawy spadał na biednego Mietka. Miałam wrażenie, że gdyby nie Mietek, w ogóle nie wjechalibyśmy do Algierii. Zna francuski, tutejszą mentalność ludzi a swoim poczuciem humoru i żartami często rozładowywał atmosferę w kontaktach z tubylcami, co pomogło nam załatwić wiele spraw i problemów.

Z notatnika: 

Stoimy przed komisariatem, zabierają nam Sarima na „przesłuchanie”. Robi się późno, więc robimy kolację. Gdy robi się ruch wokół samochodu, policjanci przychodzą zobaczyć co się dzieje.

Pamiętamy również o kanapce dla Sarima. Mietek zabiera jedną dla niego i idzie na komisariat. Po chwili wraca i żartując oznajmia nam, że Sarim jest już przesłuchany, zakrwawiony leży na podłodze celi. Robi kubek herbaty i idzie jeszcze raz, mówiąc wszystkim po drodze „halal”, co oznacza, że idzie jedzeniem. Dostał zgodę dowódcy, któremu powiedział, że przyszedł odbić Tuarega.

W końcu  przyjeżdża prywatny samochód jako nasz konwój, wraca Sarim i możemy jechać dalej.

Do przejechania mamy 80 km, ale nie możemy jechać sami.

Do Ourgli przyjechaliśmy około północy, schronisko było zamknięte, ale obok znajdował się hotel, więc tam przycumowaliśmy. Znikąd w hotelu znaleźli się kolejni tajniacy w brązowych burnusach. Chodzili za nami jak cienie, gdy wnosiliśmy bagaże z samochodu do pokoju. Z Renatą wzięłyśmy pokój 2 osobowy, aby nie spać z „ósmym”. W pokoju warunki w miarę znośne ale wzięłyśmy śpiwory z auta, bo pościel jak zwykle nie zmieniona po poprzednich gościach.

Cena za pokój 4000 DA.

 

  • postój
  • wyruszamy w drogę
  • po drodze
  • po drodze
  • po drodze
  • po drodze
  • po drodze
  • po drodze
  • po drodze
  • po drodze
  • po drodze
  • po drodze
  • po drodze
  • po drodze
  • śniadanie
  • poranna kawa
  • Truskawka
  • po drodze
  • czekanie
  • pokój w hotelu
  • zabawy z lustrem