Samolot Hawaiian Airlines już tradycyjnie spóźnił się godzinkę, ale tym razem, jeśli to może być pocieszeniem, lot był nieco dłuższy, gdyż przyszło nam polecieć na północny koniec archipelagu, na wyspę Kauai. Po drodze przyjemnie było popatrzyć na Honolulu i Pearl Harbor z lotu ptaka. Pewnie podobny widok na zatokę mieli japońscy piloci przed atakiem...
Oahu nas zaskoczyło swoją wiejskością, Maui dla kontrastu zbyt dużą komercjalizacją , a Kauai z perspektywy tych dwóch wcześniejszych świeżością swego piękna i dramatycznymi krajobrazami. Północno wschodnie wybrzeże zwane Na Pali oraz kanion Wainea zasługują by zaliczyć je do czołówki światowej, przynajmniej w moim kajeciku.
Podobnie jak na Oahu, tu też zamieszkujemy na wsi, a konkretnie na posiadłości otoczonej ranczami. Nasz mały domek stoi na palach i z dużego balkonu mamy widok na zielone góry dramatycznie opadające w dół. Po obfitych deszczach, których tu niestety nie brakuje, u szczytu owych gór pojawiają się wodospady, które spadają na tle zielonych przepaści może z jakieś sto kilkadziesiąt metrów w dół. A gdy sprzyja pogoda, owe wodospady pojawiają się w towarzystwie tęczy... Nawet nie wychodząc z domu człowiek czuje się, że jest w miejscu unikalnym. Za każdym razem gdy tu siadamy Mariola wzdycha i powtarza, że na Kauai i w to szczególne miejsce chce wrócić.
Podróżując po Stanach można łatwiej lub trudniej doszukać się różnic zarówno dziedzinie ogólnego klimatu, struktury etniczno-rasowej, czy mentalności ludzi, ale zawsze człowiek czuje się, że jest w Stanach. Nie inaczej jest i na Hawajach. Tu człowiek nadal czuje, że jest w Stanach. Pod względem etnicznym w zasadzie trudno jest ustalić gdzie się jest gdy człowiek przypatruje się otaczającym go ludziom. Polinezyjskie cechy mieszkańców archipelagu nie wpadają tak jawnie w oczy jak choćby na Wyspie Wielkanocnej, rzadko kiedy można usłyszeć osoby rozmawiające ze sobą po hawajsku. Wyjątkiem są jednak lotniska, gdzie zapowiedzi samolotów są zawsze na początku podawane po hawajsku, następnie po angielsku a na końcu po japońsku. We wszystkich placówkach handlowo-usłudowych zawsze słyszy się sakramentalnie aloha i mahalo, ale to chyba bardziej dla zachowania egzotycznej atmosfery na Hawajach niż z realnej potrzeby używania tego języka.
Jeśli ktoś pragnie zobaczyć jednak "prawdziwe" Hawaje i cokolwiek by tu słowo "prawdziwe" nie znaczyło, to uważam, że Kauai nie zawiedzie nikogo. Tyle egzotycznych roślin, z których część, podejrzewam, że są endemiczne, dawno nigdzie indziej nie widzieliśmy, poprzednio chyba na Madagaskarze, który z resztą przoduje w endemiczności flory.
Jedynym mankamentem naszego pobytu na Kauai była pogoda. Częste opady, zachmurzenie i mgły oplatające góry w kanionie Wainea spędzały nam sen z powiek, ale na szczęście po kilku dniach otwarło się niebo i piękne słońce oświetliło całą wyspę by jej piękno nas mogło bez ograniczeń zachwycić. Dzięki Kauai Hawaje zapisały się w naszej pamięci jako piękne miejsce warte dalekiej podróży na koniec świata. I nawet nam nie żal, że nasze statystyki nie zaliczyły żadnego nowego kraju... :-)