W sercu Toskanii na jednym z zielonych wzgórz leży San Gimignano. Ten ‘średniowieczny Manhattan’ jak najczęściej jest określane to miasto perełka widoczny jest z daleka za sprawą wież. Kiedyś było ich więcej, do czasów współczesnych przetrwało czternaście. Spacer po San Gimignano to prawdziwa przyjemność, zwłaszcza jak w samym centrum czyli na Piazza della Cisterna zakupi się porcję najlepszych na świecie lodów. Znajdująca się tu lodziarnia dwukrotnie wygrywała lodowe mistrzostwa świata! Z ogromną porcją w ręce zauważyłem, że zbierają się czarne chmury i zaraz będzie burza. Niesamowicie wyglądały kamienne wieże na tle granatowego nieba. Rozkoszować się lodami czy robić zdjęcia bo ten spektakl nie będzie czekał? Starałem się to pogodzić i nie wyszło to najlepiej bo zarówno nie w pełni nacieszyłem się mistrzowskim smakiem lodów a i z efektu sesji fotograficznej nie jestem zadowolony. Po chwili lunęło i pogoda wymusiła na nas przerwę na obiad. Wiedziałem o pewnej rodzinnej trattorii, która zdobyła wiele prestiżowych wyróżnień. Miałem tylko obawy, że mogą być tam tłumy, bo lokalizacja dobra (wprawdzie w zaułku ale tuż przy głównej bramie do miasta) i pora obiadowa, no i deszcz to większość zwiedzających wpadło pewnie na taki sam pomysł jak my. Jakie było moje zdziwienie bo nie dość, że lokal malutki to jeszcze zajęty tylko jeden stolik. Dyplomy przy wejściu utwierdziły mnie w przekonaniu, że nie pomyliliśmy adresu. Obsługiwał osobiście właściciel i upierał się, że koniecznie powinniśmy spróbować jego lasagne z warzywami. Raczej nie korzystam z ofert typu danie dnia itp. ale zaryzykowaliśmy. Zabrzmi to kolokwialnie ale to było niebo w gębie. Kucharz, który to przyrządza ma złote ręce, o sercu, które wkłada w przygotowanie dań nie wspomnę… Po obiedzie i burzy nie odmówiłem sobie przyjemności wdrapania się na jedną z wież i zakupy. A co można kupować w sercu Chianti, w miasteczku, w którym współczynnik ilości sklepów z winem na metr kwadratowy jest chyba najwyższy na świecie? To bardzo charakterystyczny dla San Gimignano widok: każdy turysta opuszczający miasteczko udając się na parking znajdujący się poza murami jest obładowany butelkami Chianti i specjalnością tutejszych winnic białym winem Vernaccia. Ponieważ dla mnie Chianti to numer jeden na świecie wśród win kupiłem tyle ile tylko mogłem unieść i ile zmieściło się w bagażniku. Miejsce dla kilku butelek Vernacci też się znalazło. Jednym z moich marzeń było przejechać „Drogą Chianti” – Chiantigiana czyli winnym szlakiem, najbardziej malowniczą drogą Toskanii prowadzącą wśród winnic. Z romantycznej wycieczki nic nie wyszło bo znowu zaczęło lać. Zły, mrucząc pod nosem: „ja tu jeszcze wrócę” udałem się prosto do Florencji.